Zaczęłam je pisać, gdy moje dzieci były małe, ale tak się złożyło, że stanowiły one rodzaj terapii dla mnie samej. Opublikowano kilka z nich w czasopismach, potem w paru antologiach, razem z innymi autorami. Najważniejsze jednak były te nigdy niedokończone. W trudnych chwilach opowiadałam je sobie, zasypiając, słowo po słowie. Czasem następowała ZMIANA, dochodziła nowa cząstka historii, nowe ważne słowo. Coś się otwierało, coś zamykało. Ich bohater stawał się trochę inny.
Tak, za pomocą metafor i obrazów, oswajałam się ze sobą.
Dziś, tutaj, chcę wam pokazać najkrótszą. Była publikowana. Powstała też do niej niezwykle oryginalna ilustracja – tatuaż zajmujący całe ramię mojej starszej córki.
Mały kot i księżyc
- Popatrz na mnie - powiedział mały kot do księżyca. - A teraz odezwij się, powiedz, że mnie widzisz.
Złote oczy kota patrzyły w srebrne koło błyszczące na niebie.
- Jestem sam, nikt nie chce ze mną rozmawiać - mówił dalej kot. - Dają mi jeść, głaszczą, czasami nawet coś mówią, ale to jest tak, jakby sądzili, że nic nie rozumiem. Tak naprawdę mówią do siebie.
Księżyc milczał. „Jutro spróbuję jeszcze raz” - pomyślał kot.
Jednak nazajutrz nic się nie zmieniło, księżyc nie odpowiadał na wołanie kota.
- Skoro tak - krzyknął rozgoryczony kot - to nie potrzebuję ciebie. Nie obchodzisz mnie wcale, jesteś taki sam jak wszyscy!
Przez kilka dni unikał spoglądania w górę, ale gdy w końcu podniósł oczy ku niebu, przestraszył się. Księżyc był wyraźnie cieńszy. Po jakimś czasie została go zaledwie połowa.
- Ojej - pomyślał kot - może księżyc tak przejął się moimi słowami, że schudł? To znaczy, że jestem dla niego ważny.
Gdy księżyc stał się zupełnie cienki, kot poczuł, że musi coś zrobić. Wszedł na dach, podniósł głowę i krzyknął:
- Już dobrze, wcale się nie gniewam. Pozwalam ci nic nie mówić, bo pewnie nie potrafisz. Chciałbyś, ale nie umiesz. Bądź taki, jaki jesteś, nic nie mów, ale zostań ze mną!
Od następnej nocy księżyc zaczął się robić coraz grubszy. Kot był szczęśliwy.
Od tamtej pory księżyc chudnie co pewien czas, kiedy przypomina sobie smutne słowa kota. Jest wtedy bardzo przygnębiony. Zawsze jednak przypomina sobie w porę, że kot go zrozumiał, że zgodził się na jego milczenie.
A kot? No cóż - on już wie, że ktoś o nim myśli. Dlatego ciągle lubi wychodzić w nocy na dach. Choć to tak wysoko.
tekst o kocie na dachu przyprawia mnie o dreszcze, jak sobie przypomnę historię Bobcia, to... :D
OdpowiedzUsuńbardzo ładne :)
OdpowiedzUsuńpiękne :-)) Ania B.
OdpowiedzUsuńopowiem kiedyś tą bajkę wnukom- a ilustracja szczegółowa;)
OdpowiedzUsuń