Mój pies nie jest przekonany do tego święta.
Kotkom na dworze w największe mrozy ktoś zrobił domek. Wymościł w środku, zabezpieczył z wierzchu. Zaakceptowały go od razu, wyłażąc leniwie tylko wtedy, gdy niosłyśmy im wodę i niamu.
Po trzech dniach domek zniknął.
Wkurzyłam się. Jeśli komuś przeszkadzała estetyka budowli, mógł poczekać choć trochę, aż mrozy zelżeją. Wracając ze spaceru z psem, zauważyłam jednak domek na śmietniku. Wrzucony na wierzch kontenera, na szczęście nieuszkodzony. Zabrałam go i ustawiłam na poprzednim miejscu. Stoi do dziś.
Znajoma M. opowiedziała mi dziś rozmowę ze zidentyfikowaną własnie autorką domku:
- Ktoś wyrzucił mój domek, tak się martwiłam. Modliłam się potem i patrzę - opatrzność....
- To nie opatrzność. To Ania M. - pośpieszyła z wyjaśnieniem M.
- Opatrzność. - usłyszała w odpowiedzi. - Rękami Ani M.
Nie mam nic przeciwko, służę rękami.
A po wczorajszej orgii poetyckiej u Li dziś rano zjadłam kolejnego pączka. Łatwo się bowiem wzruszam, a on leżał taki samotny
Aniu, zajrzałaś do mnie to i ja zaglądam do Ciebie - adres bloga mam od Li.
OdpowiedzUsuńChciałabym skontaktować się z Tobą mailowo, mam co do Ciebie niecne zamiary - Li potwierdzi, że jestem interesowna.
:)
Ponieważ nie masz tu żadnego adresu, napisz na mój - jest na moim blogu. Pozdrawiam
Anita S.
Fajnie piszesz :)
OdpowiedzUsuń