Położyłam się spać około trzeciej nad ranem, z głową pełną kołujących myśli okołoblogowych. Bo jak się w coś rzucam, to z głową i wszystkimi kończynami. Tak, tak – entuzjazm początkującego blogera, jak napisała kochana Li.
W końcu musiałam zasnąć, bo obudziło mnie jednostajne, nalegające poświstywanie, takie: hiiii, hiiii. Spojrzałam na zegarek – dochodziła czwarta. „Idź spać”, powiedziałam do psa. Chciałam udać, że nic nie słyszę, odwróciłam się, ale drapanie łapą po plecach przekonało mnie, że sprawa jest poważna. Na wpół przytomna narzuciłam kurtkę na piżamę, włożyłam buty na bose stopy.
Świat pokryty był nieskazitelną bielą.
Weszłyśmy na porośnięty drzewami skwer między blokami. Świat spał, a mój pies rozpoczął przeddefekacyjny trucht między młodymi brzózkami, klonami oraz sumakami japońskimi. Okrążał je w transowym rytmie, według sobie tylko znanej choreografii, kreśląc ósemki i inne figury, a ja biegłam za nim na odległość smyczy, drobnym kroczkiem wśród padającego cały czas śniegu.
Czas mijał, a my tańczyłyśmy.
Życie jest absurdalnie pięknie, Panie i Panowie.
"przeddefekacyjny trucht"- rozwaliło mnie to, Aniu gratuluję zwrotu, powinien wejśc do klasyki :DD
OdpowiedzUsuńA Twój pies tego nie uprawia?
UsuńNo uprawia, ale nie miało to tak wytwornej nazwy:D
Usuńmój kot uprawia "bieg przez kapcie ze ściśniętą dupą" i chyba czyta gazety w swojej kuwecie, bo spędza tam pół dnia ;)
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu za kuwetę, bo za spacer o 3ej to bym chyba ubiła... jak psa ;)
Moja kotka ma już dwie kuwety, a i tak czasem uprawia "lanie po ścianie", mówiąc oględnie.
UsuńAniu podczytuję sobie początki:)
OdpowiedzUsuń