Dziś chciałam po prostu napisać
o tym, że rano, o 6.10, obudziłam Młodszą, by nie spóźniła się na zajęcia;
o tym, że M. źle się czuła i że o 7.30 wyprowadziłam jej psy na spacer;
o tym, że otworzyłam plik z nową książką do redagowania i że zawsze w takiej chwili czuję się, jakbym otwierała pudełko najlepszych lodów o ulubionych smakach;
o tym, że zrobiłam nowe zdjęcia pąkowi i że ludzie zaczynają na mnie dziwnie patrzeć, gdy codziennie przez kilkanaście minut fotografuję to samo drzewo;
o tym, że o 14.30 przyjechał P. żeby zająć się moim kręgosłupem, a pies już od 13.00 siedział pod drzwiami , bo P. zwykle przyjeżdża właśnie o tej porze. P. dostał tym razem nachosa oraz zwiędłe winogrono (gdzie pies gromadzi te prezenty, nie wiem, ale zawsze coś ma);
...................................
a potem zadzwoniła Mama i powiedziała, że Tata miał silne zawroty głowy. A zawsze był zdrowy. Był na izbie przyjęć, wszystkie badania dobre, czuje się już dobrze. A ja dzwonię co pół godziny – to 300 kilometrów stąd.
Czy za wcześnie postanowiłam, że nie wpiszę tu żadnego marudzenia, że będę cieszyć się dniem? Wiem, że tak nie jest, a jednak czuję sie więźniem własnych przesądów. Nie śmiej się, bo będziesz płakać! Nie ciesz się za wcześnie! Jak pancerz, jak kajdany, opina mnie poczucie winy, cholerne magiczne myślenie. Bo przecież pierwszą część notki napisałam przed telefonem od Mamy. Może nie powinnam? Żeby nie zapeszyć. Odpukać, splunąć trzy razy przez ramię. A może już zawsze będę więźniem własnej głupoty? Z jakiego chorego błota mnie ulepiono?
Z takiego jak mnie:)Czasem jak wszystko jest ok, to boję się cieszyć, by nie zapeszyć szczęścia. Wiem, że to głupie, ale tak mam i już:)
OdpowiedzUsuńMnie ulepiono trochę póżniej niż Ciebie, ale widocznie błoto im zostało ;)
OdpowiedzUsuńTata pewnie się przemęczył
Dołączam do błotnego rodzeństwa...
OdpowiedzUsuńMoże w dobrym towarzystwie będzie mi raźniej.
OdpowiedzUsuń