Zadzwoniła do mnie Mama, żeby opowiedzieć coś, co nada się do bloga. Więc chyba muszę zamieścić, co?
Siostrzenica mojej babci, kobieta po pięćdziesiątce, zapytana, opowiada jej o swoich problemach zdrowotnych. Na co moja 95-letnia babcia kiwa głową i odpowiada: „Widzisz, a ja tego wszystkiego jeszcze nie mam...”.
Moja Babcia. Przyszła na świat jako siódma z trzynaściorga rodzeństwa, pod koniec pierwszej wojny światowej, w małej wsi w Prusach Wschodnich. W czasie drugiej wojny – urodziła mojego Tatę.
Potem – znane czasy, wystarczy obejrzeć Różę.
Jej rodzina miała trochę szczęścia.
Silna i dumna, Babcia zawsze zachowała w sobie coś z nastolatki. Rodzaj buntu, ale tłumionego w środku, mimo pozorów przystosowania. Gdy ja byłam nastolatką, potrafiła obrazić sie na mnie i nie odzywać. Czy jakieś babcie tak robią?
Mówiono o niej, że jest wysoka, choć chyba nigdy nie miała więcej niż 158 cm. Po prosto głowę miała zawsze wysoko.
Sama wychowała syna; jej niedoszłego męża wchłonął front wschodni.
Czasem myślę, że nie wiem i nigdy nie wiedziałam, jaki jest w jej oczach świat. Co czuje. Przecież dużo rozmawiałyśmy, ale zawsze jakaś część pozostała zakryta.
A jej matka? Co myślała, kiedy rodziła swoje siódme niemowlę, a ono krzyczało, nagie umazane krwią.
Mała Lisa.
W sieci zmarszczek.
Dzięki Aniu. Super.
OdpowiedzUsuńjak nostalgicznie... cudnie...
OdpowiedzUsuń