sobota, 14 kwietnia 2012

Fotografie




Od dzieciństwa uwielbiałam robić zdjęcia.
Wtedy posługiwałam się starym aparatem Smiena i światłomierzem.

Następny okres aktywności to czas po narodzinach moich dzieci - mogę powiedzieć, że przez dziesięć kolejnych lat w zasadzie cały czas je fotografowałam.

Potem nie miałam aparatu.

Potem chciałam kupić jakiś dobry, ale zdecydowałam się na renowację skrzypiec i nie zostało mi pieniędzy.

W tym czasie też na dobre rozpędziłam się w robieniu zdjęć telefonem komórkowym. Wtedy to zinwigilowałam całą faunę i florę osiedla. Zamiast podróży do dalekich krajów postanowiłam uprawiać mikropodróże. Zważywszy na zmiany pór roku - mam tu niesłychane bogactwo krain.

Od jakiegoś czasu używam aparatu fotograficznego Młodszej. I ciągle się rozkręcam.
W podróżach coraz bardziej mikro.

A tu róża. Dostałam ją parę miesięcy temu od starszego pana z pieskiem, któremu chyba nie udało się spotkanie. Może ktoś po prostu na nie nie przyszedł. A wracać do domu z różą jakoś tak głupio.

Róże - tak, róże lubią być ze mną. Ta zrzuciła listki i widowiskowo się zasuszyła. Zrobiła się czarnobordowa choć na zdjęciu z lampą wpada w brudny - dosyć dosłownie - róż. Osiadający na niej kurz sprawił, że wygląda na aksamitną.

Bardzo ją lubię. Z jej historią.
A części tej historii nie znam.
Lecz wiem, że jest.

To tak jak ze światem.

5 komentarzy:

  1. mam też taką bordową, pięknie zasuszoną:)

    OdpowiedzUsuń
  2. moja mama ma na imię Róża. Może Ty też Aniu jesteś róża, tylko jakoś inaczej niż moja mama?

    OdpowiedzUsuń
  3. rzeczywiście wygląda, jakby między płatkami była zasuszona jakaś romantyczna opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie przepadam za różami, ale uwielbiam je fotografować, zwłaszcza samotne, pojedyncze okazy, które pachną jakąś historią.

    OdpowiedzUsuń