W samym rogu pokoju jest niski stolik przykryty serwetą – jego krótszy bok
sąsiaduje z pianinem, dłuższy – zastawiony jest fotelem.
Siadam na fotelu, osuwam się nisko i tak, prawie leżąc, mogę
włożyć rękę pod poręcz i dalej, pod blat stolika.
Czuję ją wtedy. Zaczynam głaskać, a po chwili już ona przejmuje
kontrolę: podstawia grzbiet, boki i brzuch, gładzi łebkiem wnętrze mojej dłoni,
ociera się bokiem pyszczka, nadstawia szyję. Co jakiś czas delikatnie ujmuje w
zęby mój nadgarstek.
Wydaje się, że nigdy nie ma dosyć.
M. jest w szpitalu, a ja przychodzę, by głaskać niewidzialnego
kota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz