Dwadzieścia lat i około dziewięciu miesięcy temu zdecydowaliśmy, że chcemy spotkać Młodszą właśnie teraz.
Gdy wstałam rano wyglądałam inaczej.
Kilkugodzinnej ciąży nie mogło być widać, ale coś nowego było w moich oczach.
Był też spokój i bezgraniczna miłość.
Od razu.
Dwadzieścia lat temu pojechałam do szpitala.
Leżąc na łóżku, czytałam książkę.
- Jak często ma pani skurcze? - spytał lekarz.
- Co dwie minuty.
- I tak spokojnie pani czyta?
A po chwili:
- Niech pani odłoży na chwilę książkę i zacznie przeć.
- Nie ma sprawy.
Doświadczyłam wówczas mocy - a nie bólu.
Razem z moją córką do sali weszło słońce.
Lekarka pediatra zaczęła mi gratulować, lekarz się uśmiechał.
Młodsza - czyli Światło.
piękne!
OdpowiedzUsuńGratuluje Aniu.
Wszystkiego dobrego dla Młodszej, wszystkiego dobrego dla Ciebie.
Urodzić Światło - to musi być niesamowite i jeszcze to światło wychować, pozwolić mu rosnąć i świecić coraz pełniej.
Tak to było i jest niesamowite. A Młodsza zawsze wszystkich "rozświetlała".
UsuńPięknie napisałaś. Dla mnie też poród młodszego był inny. Przy starszym nie wiedziałam co mnie czeka, to, co mnie spotkało, to był szok. Przy młodszym to był spokój i sama, czysta radość. Starszy zbiera teraz owoce mojego szoku, a młodszy rozświetla nam życie, jak Twoja Córka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTe przeżycia naprawdę mają wpływ.
UsuńGratulacje i dużo dobrego dla Światła.
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńPięknie, wzruszająco i optymistycznie:)
OdpowiedzUsuń100 lat!:)
aż mnie zamurowało...Dzieło sztuki!
OdpowiedzUsuń