Chrabąszcz jak chrabąszcz.
Ale światło padało na niego przez płatki róży i... uwiodło mnie.
A potem położyłam się w trawie. Było ciepło i słońce grzało mnie w... dżinsy.
Koniki polne cykały głośno.
Oddałam się fotografowaniu egzemplarzy flory z tzw. żabiej perspektywy.
Np. fotografowaniu tego egzemplarza.
Potem napatoczył się egzemplarz fauny.
Nieco zziajany w ciepłym wietrze.
A potem... zrobiłam coś innego niż zwykle.
Odwróciłam obiektyw o 180 stopni. Skierowawszy go na kolejną przedstawicielkę miejscowej fauny.
O umiarkowanym stopniu dzikości.
Występującą w stanie natury, bez barw ochronnych, z włosem rozwianym.
Nagle jednak poczułam się dotknięta. A może nawet ugryziona. W fałdkę. Na brzuchu.
Wiem, mrówki nie gryzą, tylko coś wypuszczają, co piecze.
Ta w każdym razie tak właśnie zrobiła.
Potem zawarłyśmy kompromis.
Ona zejdzie z mojego brzucha, a ja wstanę z jej mieszkania.
Ot, dzikie pola na Ursynowie...
Ciepłego dnia życzę wszystkim.
I Tobie dużo Ciepła:)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńI Tobie Dziewczynko:*
OdpowiedzUsuńCałuję i przytulam.
UsuńCześć Aniu! Światło przez różę, mnie uwiodło również!
OdpowiedzUsuńZaróżowiło chrabąszczowy brzuszek:)
UsuńBardzo lubię Twój blog Aniu. Jest taki zaciszny.
OdpowiedzUsuńTo są zwykłe pola na Ursynowie, a ja mam wrażenie, jakby to były takie pola i łąki w ogóle, takie pola i łąki na które się wychodzi w bardzo jasną przestrzeń. Lubię Twoje opowieści i bohaterów którzy znajdują w nich swoje miejsce. Lubię Twojego psa, z którym jesteś tak związana - to widać tak wyraźnie.
Mnie dziś też 'pokąsały mrówki'. Wyszłam do ogrodu, po poziomki i porzeczki, kucałam w trawie i w kuchni, gdy próbowałam opłukac owoce, musiałam coraz to zrzucać z siebie jakąś mróweczkę, które najwyraźniej bardzo upodobały sobie poziomkowy gaik. No i ten krzak z porzeczkami rzecz jasna. Nie miałam serca wchodzić pod prysznic, wolałam je po prostu zdejmować indywidualnie, albo jak Telimena, wyciągać ze stanika.
Mar, to nawet nie są pola, tylko skwery i łączki. Choć moje osiedle jest bardzo zielone, trzeba to przyznać, i ciche, i za to je lubię. Można zanurzyć się w trawie i na chwilę odpłynąć, o ile oczywiście mrówy akurat nie poczują się urażone.
UsuńMój pies - pewnie, że jestem związana. I z kotem też:)
A najbardziej chyba ze wszystkich zwierzaków byłam związana ze szczurkiem Helmutem...
Dziękuję, że jesteś.