Jedną z najtrudniejszych do zniesienia rzeczy jest smutek własnego dziecka.
Instynkt każe zrobić coś, zaradzić.
Jeśli się nie da - tulić, głaskać.
I wierzyć, że już mija.
A Ona nie może znieść, że ja się martwię.
Mam tak samo: ciężko mi, gdy martwi się moja mama.
oj, tak...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńchcielibyśmy dzielić zmartwienia na pół, ilość osób. A się nie da. Pamiętam jak kiedyś było mi bardzo źle, a ktoś drogi mnie zostawił. Mój Tata wtedy przyszedł do mnie i po prostu ze mną był. Nie pocieszał, tylko siedział obok, a ja płakałam i mówiłam mu jak mi źle, a może nawet nie mówiłam, bo nie umiałam tego opowiedzieć.
OdpowiedzUsuńNigdy tego nie zapomnę, tego że był obok. Tego, że był, po prostu i szanował to, że cierpię i dawał mi do tego prawo.
Gdyby mnie zaczął pocieszać - myślę, że nie poczułabym się tak dobrze, a on po prostu ze mną był, w tym cierpieniu. Piękne wspomnienie.
Najbardziej chciałabym zmartwienie zabrać, a to już zupełnie niemożliwe.
UsuńTwój Tata miał pewnie empatię potrzebną do takiego bycia razem.
Ja się staram. Ale nie umiem dostatecznie dobrze schować w cień siebie samej, mojego bólu, i to pewnie przeszkadza. I tak samo ja mam w relacjach z moją Mamą - czasem boję się jej powiedzieć czegoś, co ją zmartwi.
Chciałabym to jakoś przekroczyć, to ograniczenie.
Rozumiem dobrze co napisałaś. Im dziecko starsze, tym bardziej bym chciała oszczędzić mu smutku, ale przecież wiem, że nie mogę...
OdpowiedzUsuń