wtorek, 9 kwietnia 2013

Z życia

- Wieczorem to tu nudno jest - mówi pacjentka z łóżka na korytarzu.
- Nudno - przyznaję.
- Jeszcze rano to coś się dzieje - ciągnie, smarując ręce kremem nagietkowym. - Lekarze przyjdą porozmawiać, terapie, grupy, zajęcia. Wczoraj na malowankach była pani? A ten psycholog młody niezły, podejście ma... A po trzeciej to już nic. Bo co mamy robić, chodzić w kółko po korytarzu jak w domu wariatów?
Cisza.
Cisza.
Cisza.
A potem... nasze oczy spotykają się i wybuchamy śmiechem.
Śmiejemy się jak wariatki.

46 komentarzy:

  1. gdzieś ty?????? podaj adres.. wyratujemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było dawno. ale za to naprawdę :)

      Usuń
    2. mimo atakującej na powrót zimy gotowa byłam wyruszyć na odsiecz :)
      dobrze, że to było dawno :*

      Usuń
    3. W razie czego będę wołać o pomoc.
      I jaka zima - nie ma żadnej zimy!

      Usuń
    4. no nie ma ... ale próbuje! :)

      Usuń
    5. za to o 6-7 rano panie w szpitalach rozrywa energia i aż rozpierają słowa, które natychmiast, ale to natychmiast muszą zostać wypowiedziane ponad głową osoby, która może chciałaby trochę jednak wypocząć..... dobrze, że byłam taka słaba, bo pewnie bym którąś zabiła... a nie mogłam nawet poprosić o ciszę, bo nei mogłam mówić... co najwyżej mogłam się oplakatować :)

      Usuń
    6. W szpitalu, o którym mowa, kategoria nocy była czymś względnym - jedna z pań miała na przykład zwyczaj wstawać o godzinie drugiej i myć głowę, a potem ją suszyć przy otwartym oknie...
      Do pomysłu wysypiania się nie należało się zbytnio przywiązywać :)

      Usuń
    7. to prawda..... ja jak poczułam się lepiej po dwóch dobach to zaczęłam sobie czytać - w końcu mówić nie mogłam.. i tak nie zauważyłam, jak zrobiła się skandaliczna godzina 21 !!! Nie pojęłam też aluzji jednej takiej, która z kapiącym z pyska jadem (czego nie zauważyłam od razu)powiedziała - no taaaak, pani się wyspała to się teraz spać nie chce! fakt, nie chciało mi się, ale może dlatego też, że nigdy prawie mi się nie chce o tej porze? więc zareagowałam tylko łagodnym uśmiechem.... w końcu raszpli o 21.30 pękła i ryknęła: no może by gasić, w domu nie jest ani w hotelu, żeby tak ludziom po nocy świecić....

      Usuń
    8. U nas panowała pełna tolerancja dla odmiennego postrzegania czasu ;)

      Usuń
  2. Bo w naszym domu wariatów fajnie jeeeest! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten moment, porozumienia oczu i wspólny śmiech, to coś cudownego! W każdym miejscu.
      A w smutnym szpitalu szczególnie.
      Kiedyś opowiadałam mojej pani psych. ,z mojego punktu widzenia, coś śmiertelnie poważnego i nagle widzę jak mięśnie jej twarzy falują, próbuje zachować profesjonalną powagę i ..... wybucha wariackim (!) śmiechem. Po chwili ryczymy ze śmiechu obydwie.

      Usuń
    2. Może szpital nie była najweselszy. Był to co prawda jedyny znany mi dom wariatów, ale spędziłam tam jedne z najszczęśliwszych dni w moim życiu. To poczucie absolutnej wolności...

      Usuń
    3. Wakacje od wszystkiego znanego. Od mundurka oczekiwań.

      Usuń
    4. Właśnie. A miejsce swoją drogą dobre było i pełne szacunku dla człowieka. Muszę kiedyś o tym więcej napisać.

      Usuń
  3. też bym się śmiała jak wariatka ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. haha! fajna scena!!
    ostatnio rozmawiałam z ludźmi, z którymi pracuję i fragment dialogu był mniej więcej taki: "tutaj człowiek ma do czynienia z samymi totalnymi wariatami". po chwili namysłu: "do których ja sama się zaliczam'. po kolejnej chwili namysłu: 'chociaż, prawdę powiedziawszy, choć jestem borderlajnem, to jednak nie jestem aż TAKIM znów złym borderlajnem. całkiem sobie nieźle radzę jak na borderlajna. prawda? powiedźcie, że prawda??" :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, te dialogi. Niektóre przechowuję w pamięci, bo dobre są :)

      Usuń
    2. Zły borderlajn, dobry borderlajn i ten, który nieźle sobie radzi :) Lacan byłby zadowolony :)

      Usuń
    3. grunt to odnaleźć się w każdej sytuacji i być pragmatycznym do bólu ;)

      Usuń
    4. Albo: facet w średnim wieku: "Panie doktorze, nie mogę się wykąpać, bo jak się zamaczam, to mi się robią taaakie oczy". Lekarz z pełną powagą: "Niech się Pan nie obawia, dodajemy do wody specjalny preparat w kroplach i wtedy nic się nie może stać". Pragmatyka, empatia i szacunek w jednym - tak to widzę.

      Usuń
    5. Tak - bo temu człowiekowi trzeba było ulżyć w jego strachu i cierpieniu, zanim się go wyleczy, co może nastąpiło, ale pewnie nie natychmiast.
      :*

      Usuń
    6. uwielbiam Twoje flashbacki z przeszłości :) jak i zresztą wszystko, co spod Twojej ręki wychodzi. o.

      Usuń
  5. A nie uważasz, że najlepiej jest żyć teraźniejszością? Chyba, że masz znów jakiegoś "doła", którego próbujesz obśmiać?
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienia też są teraźniejszością, przychodzą i są. Może są ważne, a może są odpowiedzią na jakieś teraźniejsze sprawy, jakoś tłumaczą teraźniejszość. Jeśli na siłę będę je przeganiać, to będzie sztuczne.
      I nie mam doła, a w zasadzie nawet dołka. A temat tylko z pozoru jest humorystyczny.

      Usuń
  6. Nie ma chyba osoby, która nigdy nie poczuła lęku. Ja 30 lat temu, po tragicznej śmierci bliskich czułam w nocy taki lęk, że mi włosy stawały dęba na głowie, i to wcale nie w przenośni. A ponieważ, co dziwne, mijał, gdy wyszłam np.na korytarz, nawet w nocy, udałam się po pomoc do psychiatry.
    Mówię: Nie chcę pani przekonywać, że są duchy, bo ani pani, ani ja tego nie wie. Ale proszę o coś przeciwlękowego, bo wydaje mi się, że ze strachu umrę.
    Dostałam Chlorprotixen. Po zażyciu jednej tabletki zaczęłam czuć uogólniony lęk. Po drugiej zauważyłam, że boję się przechodzić przez jezdnię. Trzeciej tabletki już nie zażyłam. I to było moje jedyne doświadczenie z psychotropami i psychiatrami. Mi pomogła modlitwa( nie mylić z klepaniem paciorków). Jak nachodzi coś w rodzaju lęku, myślę w duchu "Jestem dzieckiem bożym" .
    Wiem, że temat lęku nie jest humorystyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy > nie dziwię się, że masz takie przeżycia, skoro przepisano Ci leki psychotropowe na stany lękowe. dobrze, że znalazłaś coś, co Ci pomaga. dopóki pomaga. trzymaj się.

      Usuń
    2. 30 lat temu nie było takich specyfików, jak teraz, ale może to i dobrze. Poza tym może trafiłam do lekarza, który neguje istnienie czegoś, czego nie widać, a moje opowieści o duchach, których co prawda nie widziałam, mógł zdiagnozować jako początki np.schizofrenii.
      I

      Usuń
  7. lubię Cię Aniu za tę szczerość do bólu...

    i nie tylko za to :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Aniu Droga już przepraszam za usterki

    OdpowiedzUsuń
  9. a rozmowa oczywiście cudna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypominam ją sobie z przyjemnością.
      Czasem myślę, że tam była po prostu normalność. Przez spore N :)

      Usuń
    2. Lekarze też byli fajni - nie upierali się przy własnej neurotypowości :)

      Usuń
  10. Naturalność, szczerość z pewnością. Ale szczęścia chyba tam niewiele? Czy jest coś takiego , jak normalność? Można być sobą także poza szpitalem, tylko trzeba uniezależnić się od opinii innych. Miłość daje wolność.

    "Ja jestem ja, ty jesteś ty.
    Ja nie jestem na świecie po to, by spełniać twoje oczekiwania,
    ty nie jesteś po to, by spełniać moje.
    Jeżeli się odnajdziemy, to cudownie.
    Jeżeli nie, to trudno..."
    I.
    P.S.
    Sąsiedzi oddali mi adapter:)

    OdpowiedzUsuń
  11. mam taki dyżurny tekst - całe życie z wariatami - przecież coś w tym jest!

    OdpowiedzUsuń