czwartek, 29 sierpnia 2013

Za rękę

Kiedyś potrzebowałam opowieści.
Budowałam je sobie przed snem, rozwlekle, po kawałeczku, albo raczej w głąb, jakbym wciskała się wąską studnią do jaskini.

Czasem stwarzałam sobie - siebie, mój własny mit, w którym byłam idealna i dokonywałam idealnych czynów. Jak niemalże Lord Jim, który jednak, gdy przyszedł czas próby, uciekł z tonącego statku i sam nie wiedział później, dlaczego.
Ja nie musiałam nawet próbować.

Aż zaczęłam opowiadać sobie bajkę.
W chwilach trudnych, w chwilach zmagań, prowadziłam się za rękę, słowo po słowie.

12 komentarzy:

  1. Oj, dobrze pamietam to wyobrażanie sobie siebie jako kogoś absolutnie niezwykłego
    Myślę teraz że jestem niezwykła
    Bo każdy jest:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, każdy jest, to obiektywna prawda... Ja jednak przeważnie czułam się dość słaba i nieco żałosna...
      :*

      Usuń
    2. Chyba większość z nas tak się czuła
      Ale nie każdy umie się do tego przyznać

      Usuń
    3. Pewnie tak...

      Śliczną torebusię masz dzisiaj :)

      Usuń
  2. a ja jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie swój pokój pełen niezwykłych mebli, gum Donald, dmuchany różowy, przeźroczysty fotel pośrodku i mnóstwo innych przedmiotów tam było
    i coś z tych marzeń pozostało mi do dziś
    bajka skrojona na miarę naszych potrzeb

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie pamiętam tego rodzaju wyobrażeń z dzieciństwa.
      Te, o których piszę, to opowieści całkiem dorosłej Ani...

      Usuń
  3. Mnie się czasami takie opowieści zdarzają w dni, kiedy po raz tysięczny porównuję się z ludźmi, którzy "do czegoś doszli". Wyobrażam sobie wtedy sceny pt. i oni się nagle dowiedzieli, że jestem .... np. znaną autorką felietonów :):):) I zawsze się też (oni) dowiadują, że wspaniale tańczę :):):)
    Nigdy nie wyobrażam sobie, że jestem idealna, bo to dla mnie coś odrzucającego, brrrrr
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się pewnie ratowałam w chwilach złych i średnich...
      A potem myślałam, że to najgłupsze, co mogłam robić, że to potwornie infantylne.
      A jeszcze potem zrozumiałam, że zapewne było mi to potrzebne.
      Na etapie bajki wiedziałam to na pewno :)
      :**

      Usuń
  4. Bajki jak ta o małym kocie i księżycu.
    Ja także zacząłem czytać i bardzo mi się podoba.
    ps. ja też lubię powtarzać ulubione zdania - słowo po słowie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "W chwilach trudnych, w chwilach zmagań"... cały świat "rzeczywisty" stawał się dla mnie nierealny, jak zła bajka. A ja przenosiłam się w całkiem inną opowieść i tam oddychałam naprawdę.
    Ale to chyba brzmi, jak symptomy schizofrenii...
    Pozdrawiam Cię Aniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy opowieści zmieniły się w bajkę, poczułam, że jestem coraz silniejsza...

      Myślę, że więcej ludzi przenosi się do opowieści, niż nam się wydaje. Kiedyś snucie opowieści było ważnym wspólnotowym rytuałem, gwarantującym tożsamość. Nie mówię, że tak było lepiej, ale do czegoś było to potrzebne..
      :*

      Usuń