czwartek, 17 października 2013

Cząstka

Dziś sama zrobiłam Kocie zastrzyk. Stresowałam się, a ona...   nie przerwała nawet mruczenia.
Wiem, że jestem monotematyczna.
Ale to wszystko rozpiera się we mnie.

I nie tylko to przecież...

Sprawy, w których choćbyś nie wiem, jak chciała, sama masz tylko niewielki wpływ. Ale jakiś jest - i w tej przestrzeni robię, co mogę.
Ale pytam siebie, co, gdzie, kiedy zrobiłam źle czy za mało, czy może za bardzo.
Na przykład, kiedy córki były małe. Wiem, że bywałam kiepską matką. Z moim dzisiejszym doświadczeniem i z opanowaną od dawna nerwicą byłabym lepsza. A tak czuję, że ponoszę odpowiedzialność za ich smutki.

A więc dyga we mnie mały dygot.
Wczoraj nie mogłam zasnąć, bo chciałam go wyrzucić precz.
A chyba trzeba go przytulić, bo to cząstka mnie jest.

28 komentarzy:

  1. Widocznie Kota Twoja ma mnóstwo zaufania do Ciebie, a zastrzyk został zrobiony z taką miłością i delikatnością, że przyjęła go bez problemów :)

    Truizmem jest oczywiście twierdzenie, że czasu się nie cofnie, a rozpamiętywanie "co by było, gdyby" w niczym nam nie pomoże. Każdy, albo prawie każdy tak już ma, że daje się złapać w pułapkę gdybania. I dygotania.
    Tak sobie myślę, że jeśli dygot jest nasz, to przytulić i uspokoić go warto, jeśli nie nasz, to grzecznie mu podziękować za uwagę. Albo chociaż spróbować to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, co piszesz. Ale tak jest, że emocje lubią być niepodległe.
      Na szczęście nauczyłam się, że siłą się z nimi nie wygra. Trzeba z nich zrobić sprzymierzeńca.

      Usuń
    2. Lidia ma świetny pomysł. Dygotowi już dziękujemy. Może odejść!

      :)

      Usuń
    3. Ponegocjować zawsze można ;)

      Usuń
  2. Podoba mi się Twoje podejście do tego Dygota.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ma idealnych matek
    każda z nas popełniała i popełnia błędy

    OdpowiedzUsuń
  4. nic odkrywczego nie powiem, ale tak to jest, że najpierw stajemy się rodzicami, a dopiero potem zdobywamy doświadczenie. pośrodku jest ocean naszych błędów. Twoich, moich..
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, szkoleń się nie przeprowadza w zasadzie...
      Marudzę, a przecież tak naprawdę dajemy radę...

      Usuń
  5. nobody`s perfect - trza to niestety sobie powiedzieć i starać się okiełznać nasze słabości. To, że przekazujemy je nieświadomie najbliższym... owszem boli ale pewnie i uwrażliwia, zmusza do refleksji. Któż z nas nie jest od tego wolnym... nikt. pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  6. Dygot czasem przychodzi... Chyba do każdego.
    Hm, nie od razu, ale teraz sobie przypomniałam Holly Golightly ze Śniadania u Tiffany'ego - ona mewała dygotkę. To pewnie nie są tożsame doznania z Twoim, ale tak mi się jakoś przyplątało...
    Ja bym chyba przytuliła, może jakoś oswoiła. Sama nie wiem... Ale myśli o tym, że popełniłaś jakieś błędy, czym przyczyniłaś się do tego, że teraz do Twoich dziewczynek przychodzą smutki - nie, to mi się nie widzi. Nie sądzę, by była taka możliwość, byśmy jako matki mogły załatwić to odgórnie. Nie da się. Najważniejsze, że dziecko, duże czy małe, może i chce przyjść do nas ze swoją troską. I wtedy to lepiej, żeby dygot siedział cicho i nie przeszkadzał. Może dlatego trzeba go jakoś obłaskawić...

    Ściskam Cię bardzo mocno, Aniu, i bardzo się cieszę, że Dzikulka ma się lepiej. I że sobie dobrze radzisz jako pani piguła. Sama też kiedyś, bardzo dawno temu, robiłam zastrzyki swojej kotce. Miała na imię Kota. :)

    PS. Jechałam samochodem, nie mogłam odebrać. A potem cały czas byłam czymś zajęta, jak to w chałupie po całym dniu nieobecności. :]

    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym się pocieszam, że córki zawsze mogą do mnie przyjść ze wszystkim. Choć odkrywam w sobie skłonność, by trudności po prostu rozwiązać, a nie w nich trwać, choć czasem właśnie tego trzeba...

      Dzikulka zaś pożarła po południu całkiem dobrowolnie całą przewidzianą porcję. Sama. podglądałam ją podekscytowana przez kratka wentylacyjną. Potem ją głaskałam, potem się napiła, a jeszcze później jej się odbiło. Jak jeszcze zrobi wieczorna kupkę, to ho ho.
      Troszkę świruję?

      Usuń
    2. Wcale. To jest absolutnie naturalne i normalne. :)
      Od cioci Joli też ją pogłaskałaś? Bo jak nie, to kupka nie kupka, procedurę głaskania proszę natentychmiast wdrożyć. :)

      Usuń
    3. Procedurę wdrożyłam, w razie potrzeby będę ponawiać :)

      Usuń
    4. :) Śpijcie dobrze - to było do zwierzątek oczywiście, bo Ty to i tak nie posłuchasz. No chyba że tak w okolicy trzeciej nad ranem. ;)

      :*

      Usuń
    5. Toż to wczesny wieczór jest :)))

      Usuń
  7. trzymajcie się, dziewczyny! mruczcie do siebie zawzajem! xxx

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam ten dygot... chcesz dobrze, a wychodzi źle.
    I potem człowieka telepie.

    Ale tak sobie myślę, że z reguły dobrych rzeczy jest więcej.
    Ściskam Aniu:*

    OdpowiedzUsuń