Gdy Starsza miała sześć lat, postanowiła zostać tancerką.
Dlatego zaczęłyśmy udawać się dwa razy w tygodniu do studia baletowego, na zajęcia prowadzone popołudniami w salach Państwowej Szkoły Baletowej.
A wtedy...
Młodsza jeździła z nami i przez pierwszy rok jakoś organizowałyśmy sobie czas, gdy starsza miała swoje lekcje.
W kolejnym roku jednak moje młodsze dziecko, skończywszy właśnie cztery lata, uznało, ze przecież też może sobie potańczyć. Grupa odpowiednia do wieku oczywiście się znalazła, terminy nie zawsze się zgadzały, więc jeździłyśmy trzy razy w tygodniu.
Było fajnie - a dwa lata później...
W Teatrze na Woli zaczęto przygotowania do nowej produkcji. Były to Treny Kochanowskiego.
W koncepcji reżysera, Edwarda Wojtaszka, Urszulki miały być trzy: sześcioletnia, dziesięcioletnia i dorosła.
A po cóż?
A żeby pokazać, jak bolejący ojciec WYOBRAŻA sobie swoją córeczkę, jaka byłaby, jak by rosła, bawiła się, tańczyła.
Oprócz dorosłej tancerki potrzebne mu były jeszcze dwie dziewczynki - długowłose, uzdolnione tanecznie. Dziesięciolatkę znalazł, a po pomoc w poszukiwaniu mniejszej zwrócił się do nauczycielki w Studiu, a ta zaproponowała... moją Młodszą.
Miała grać marzenie.
I tak zaczął się długi proces przygotowań i prób.
Potem premiera i - owszem - piękny bankiet.
To był niezwykły spektakl, muzyczno-taneczno-słowny.
Zaczynał się od... wyjścia na scenę mojego dziecka.
W całym spektaklu Młodsza była na scenie sporo, miała kilka skomplikowanych układów ruchowych, a ja drżałam, żeby się tylko nie pomyliła.
Na koniec zorientowałam się, że nie mogę otworzyć dłoni, ponieważ cały czas trzymałam zaciśnięte kciuki.
To Młodsza zahartowała mnie jako siedzącą na widowni, płaczącą ze wzruszenia matkę.
Przedstawienie grano cały następny rok, a ja prawie za każdym razem siedziałam na widowni. Jakieś trzydzieści razy. Nigdy mi się nie znudziło.
Piekne wspomnienia,
OdpowiedzUsuńjesteś szczęśliwą i dumną mamą:***
Baaaardzo :)
Usuń:*
piękne, wyobrażam sobie twoją dumę i wzuszenia:-) w obu "kejzach";-p
OdpowiedzUsuńw przyszłym tygodniu planuję (na razie mgliście) Wawę, może by mi się udało na Zorro pójść?
bo że się z tobą widzę, to oczywista.
Łaaaaał!!!!
UsuńKoniecznie, koniecznie :))
zabieram ze sobą wyaodptowanego chomika i dwie róże:-)))
Usuńmogę też wziąć dwa chomiki;-)
Róże chętnie zaadoptuję :)
UsuńNa chomika nie mam warunków...
Niesamowita historia i niesamowite Twoje oddanie i zaangazowanie!
OdpowiedzUsuńJa bym z dumy pekla :)
Jak dzieci były małe jeździłyśmy na różne zajęcia i mocno angażowałyśmy się w odbiór sztuki: festiwale, koncerty, warsztaty, spektakle - sprawiało to radość i im, i mnie i myślę, że w sumie było o wiele łatwiejsze niż sprzątanie w domu czy gotowanie ;)))
UsuńWiesz Aniu ,że ja mam podobnie, nie miałam i nie mam potrzeby bycia panią domu jakąkolwiek nie mówiąc już o perfekcji,zwalałam to na moją mamę . Los spłatał mi figla musiałam zamienic się rolami z moją mamą ,teraz to ja muszę jej matkować. Od kilku lat uczę się być panią domu, coraz lepiej sobie radzę ,ale w dalszym ciągu nie czuję takiej wewnętrznej potrzeby, jak słyszę określenie ,że teraz ty jesteś gospodynią ,to się cała jeżę . Tylko widzisz ja sobie to wybaczam ,staram się wypracować w sobie przyjemność w spełnianiu tych obowiązków ,ale robię to małymi kroczkami i nic na siłę . Na pretensje współdomowników odpowiadam ,że odpowiedzialność za dom to sprawa nie tylko moja.
UsuńŻyczę ci Aniu całkowitej akceptacji siebie i dopiero z tej pozycji ,zmieniania tego co uważasz za niedoskonałe .
Wyobrazam sobie ten stres. Moja mlodsza wystepowala w Dziadku do orzechow jako sniezynka, a my tak bardzo to przezywalismy. :) Najbardziej sie cieszylam, ze moze sie otrzec o swiat kulis, prawdziwych artystow, atmosfery przygotowan i garderoby w starym teatrze. :)
OdpowiedzUsuńmlodsza nadal wystepuje?
Młodsza zasadniczo wybrała inna drogę - studiuje inżynierię nanostruktur. Ale jest aktywna artystycznie - uprawia dwa rodzaje czegoś, co można nazwać "akrobatyką ekstremalną", ćwiczy kilka razy w tygodniu.
UsuńDziadka do orzechów pamiętam - Starsza też parę razy była śnieżynką :)
moja córka gra na flecie
OdpowiedzUsuńnie jakoś super profesjonalnie, ale na wysokim amatorskim poziomie
za kazdym razem bardzo przeżywam jej występ
Flet - piękny jest i trudny. Gratuluję.
Usuń:*
Ale piękna historia...
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPhi, to Ty jesteś już zahartowana w tych... bankietach. ;)
OdpowiedzUsuńFajne macie dziewczynki, Aniu. Umożliwiliście im rozwój, a one skrzętnie skorzystały. Są cudowne efekty. I satysfakcja - nie tylko ich własna, ale i bliskich. :)
Zawsze byłam przekonana, że trzeba to umożliwić, że to ważne jest.
UsuńA zresztą także przyjemne :)
Piękna historia :)
OdpowiedzUsuńGratuluję Aniu super Córek!
Fajna życiowa przygoda Twojej Młodszej :)
OdpowiedzUsuńTak, to fajne wspomnienia :)
UsuńPiękne, mamo i córko
OdpowiedzUsuńto musiało być mocne... nie dość, że te dłonie zaciśnięte to jeszcze córa na scenie. Tak... znam to. Nie w roli matki ale przyjaciółki, która kroki swych ulubieńców śledziła przez lat prawie 15 na scenie Teatru Konsekwentnego w Wawie. Tak ich pokochałam, że pracować dla nich zaczęłam i mimo iż to nie należało do moich obowiązków to też na wieeeeeleeeee spektakli po dziesiątki razy uczęszczałam. Póki nie wylądowałam tu gdzie jestem :-). Pozdrowienia dla Ciebie i Gwiazdy :-)
OdpowiedzUsuńTak to wciąga :)
UsuńGratuluję Wam bardzo! I oby jak najwięcej takich chwil:)
OdpowiedzUsuńPiekne wspomnienia!!!
OdpowiedzUsuń