Przy okazji sprzątania, segregowania papierów, notatek, starych kalendarzy.
Znajduję niespodziewanie,
kiedyś zapisane wiersze, w nagłym błysku samoświadomości oraz musu.
Ten na przykład jest z 12 sierpnia 2011 roku, z epoki przedblogowej.
Z promieniem
słońca wbitym w serce,
oczy
przymknięte
między snem
a snem.
Idę
niebaczna
z rękami do
góry,
nie obronię
się,
upadając.
Kiedyś musiał być wyrazem bezbronności z dodatkiem lęku, tak to pamiętam.
Teraz - dodałabym do tego ufność i... zgodę. Również na bezbronność. Na to, że rzeczy mogą się czasem nie udać, a mimo to warto dawać z siebie wszystko.
I chyba wyrazem rezygnacji był. Już tak nie jest... Czy tak?
OdpowiedzUsuńRezygnacji chyba nie. Zawsze czułam, że jeśli mogę o czymś napisać, to już jest jakoś ujęte i otrzymuje wartość, samo w sobie, choćby dla mnie...
Usuńmyslalam, ze to byl bol wstawania o poranku.
OdpowiedzUsuńtaki metaforyczny raczej ;)
Usuń