środa, 29 kwietnia 2015

Nasycenie

Prawie tydzień trwała kwarantanna powernisażowa, aż dziś na nowo poczułam głód fotografowania. Rzuciłam się więc w kałuże, trawy oraz placyki i skwery, wycierając kolanami kurz, nasiona roślin i nie wiem, co jeszcze. Z włosem rozwianym i wzrokiem zafiksowanym :)
Tylko raz zostałam wzięta za osobę potrzebującą kompleksowej pomocy, ugryzła mnie jedna mrówka i aż trzy psy polizały po twarzy, jeden zaś usiadł na fotografowanym obiekcie i nie chciał wstać.
Wróciłam nasycona i niezbyt czysta na spodniach, dłoniach i twarzy oraz z pajęczyną we włosach.
No i nowy pomysł mam na kolejny cykl zdjęciowy.
Kultywuję ów pomysł i hołubię, a nawet powoli realizuję. W związku z tym zdarza mi się przynosić do domu artefakty :)
A to próbka zdjęć z dziś.



14 komentarzy:

  1. Będzie wspaniała wystawa!
    Łaziłam dziś z aparatem wokół domu i nic. Żadnego entuzjazmu, ani nawet chcenia. Tylko koty były fajne, ale okazało się, że to nic szczególnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kolejną wystawą jeszcze muszę trochę poczekać :)
      A piękno kota jest w oku tego, za kim kot spaceruje, ot, co! ;)))

      Usuń
  2. Pierwsze i trzecie zdjecie podoba mi sie najbardziej... sa niesamowite!!! jak Ty to robisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem fotografowałam porzucone w trawie brudne szklane butelki :)))

      Usuń
  3. Patrzę na na 1-sze zdjęcie. Mrużę oko. Widzę cudownie bajkowy świat - dziecko (Czerwony Kapturek, tyle że nie czerwony) wędruje przez gęsty las. Jesteś niesamowicie utalentowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) To świat widziany przez podwójne szkło butelki :)

      Usuń
  4. Jak zawsze piękne i tajemnicze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty nie fotografujesz,Ty malujesz obiektywem najpiękniejsze obrazy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wpadłam i nadrabiam zaległości - chwilowo nikt mi nad uchem nie popłakuje. Śmiać mi się chce odrobinę z pewnych zbieżności - zamiłowanie do buszowania w trawie w celu znalezienia wdzięcznego obiektu do sfotografowania, zakładanie kolejnych blogów - aż trudno się potem połapać, co na którym miało być i jeszcze trudniej wszystkie prowadzić. Wydawnictwo - tu taka różnica, że my założyliśmy nasze po to, by wydawać swoje publikacje (nr ISBN czekają, materiały też, tylko jakoś wszystko rozgrzebane i nic ukończonego nie ma). Coś jeszcze? Tak, wiadomo że bez kotów życie jest do kitu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne zbieżności :) Ja nie postarałam się o ISBN, muszę o to zadbać...
      Wydawanie książek jest bardzo przyjemne - tak jak myślałam :)
      A koty - koniecznie, choć naszej kici od stycznia nie ma... Nie jesteśmy jeszcze gotowi na następną.
      Wpadaj częściej :)

      Usuń