czwartek, 10 marca 2016

Wróciłam

Krewetki w pomidorach, z czosnkiem. I z ryżem.
Mój tydzień obiadowy, więc tak. Prosto z pociągu do wydawnictwa po wydruk, potem po mrożone wyżej wzmiankowane.
I mam ochotę wyrzucić z pokoju połowę mebli. I ciuchów. Bo wszędzie dobrze, ale w domu...  największy bałagan. Mam wrażenie, że pobyt w uczelnianym pokoju gościnnym, gdzie  wszystkie swoje rzeczy mogę spakować w pięć minut, daje mi rodzaj nowej perspektywy. Także wewnętrznej. Oczywiście tam też potrafię nabałaganić, ale to jest odwracalne.

13 komentarzy:

  1. Mam teraz podobne spostrzeżenia :)
    Zwłaszcza, że nabałaganić potrafię na zawołanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem mi się wydaje, że bałagany miewają punkt krytyczny - jak się go przekroczy, to już się nie da sprzątnąć :)

      Usuń
  2. To ja, pedantka.
    Właścicielka ubrań składanych w kosteczki.
    Umiem bałaganić tylko w hotelach ;)np. zostawić na drążku tutkę po papierze toaletowym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tutka mną wstrząsnęła do głębi jestestwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. ostatnio kompulsywnie porządkuję swoje otoczenie... czasem trzeba... żeby ni zwariować....
    :******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :***
      Ja nawet nie mam jak - bo albo jestem w Bytomiu, albo się przygotowuję, albo redaguję, wczoraj nawet drogę w pociągu pracowałam... Tu w domu to aby dało się przejść i było co na siebie włożyć. Ale dobrze mi ostatnio :) mam więcej energii, więc może i przyniosę trochę porządku domowi :-)))

      Usuń
  5. Ja jestem już blisko wyczyszczenia swojej szafy bo ciężko się żyje w tym nadmiarze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ciężko... u mnie jest też problem z szufladami pełnymi "absolutnie-nieprzydasiów". Nie wiadomo, czyje, do czego i czy działa.

      Usuń