Tradycyjnie przed świętami przeszukuję internety, słuchając małego bębniarza.
Taki wewnętrzny przymus. Znajduję różne ciekawe wykonania, czasem całkiem nietradycyjne.
A święta jak od wielu lat to dla mnie bardzo ciężki psychicznie czas. Czas w którym okazuję się najbardziej żałosnym zwierzątkiem. Zdaję sobie sprawę, że w innych... warunkach nie musiałoby tak być. Dlatego w zeszłym roku zostawiłam towarzystwo i pojechałam do rodziców. Teraz jednak postanowiłam zostać. Może także dlatego, że wczoraj późnym wieczorem przyjechałam i nie mam siły jutro ruszać w podróż, zwłaszcza że sporo rzeczy dziś muszę w Warszawie załatwić.
Mąż właśnie pojechał po teściową. Po ostatnich jej wielomiesięcznych występach u nas postanowiłam już nigdy nie mieć z nią kontaktu, zablokowałam numer w telefonie, a kiedy mąż ją przywodził na kontrole w CO, ja wyjeżdżałam, tak żebyśmy mogły się minąć. Tym razem miała pojechać do córki do Austrii, ale jak się okazuje, nikt raczej nie jest gotowy jej u siebie mieć. To w sumie okropne, bo przecież ma aż troje dzieci, ale delikatnie można powiedzieć, że nagrabiła sobie...
Postanowiłam jednak dać jej szansę, sięgnąć po to do zakurzonych czeluści mojej psychiki. Nie wiem właściwie, dlaczego. Czy chcę znaleźć "sens świąt"? Czy chcę poczuć się "dobra"? czy podświadomie godzę się na wejście w rolę ofiary, bo się przyzwyczaiłam? I czy to motywacja raczej ok, czy raczej żałosna - nie wiem. I nie wiem, czy efekt w jakikolwiek sposób może być pozytywny, w sensie moralnym. Nie wiem, jak właściwie mogłybyśmy się komunikować, kiedy jestem uważana za "opętaną", za samo zło niemalże, moja praca w domu za jakieś udawanie, a każdy mój ruch krytykowany, włącznie ze służbowymi telefonami, wychodzeniem z domu w celach pracowych, smażeniem, gotowaniem, zapalaniem światła, ubieraniem się, kupowaniem sera itd. Mąż mój w tej jednej kwestii stara się mnie wspierać - wie, że jej niechęć do mnie jest chora, stara się ją izolować ode mnie. Teraz, gdy postanowił przywieźć ją do nas (bo nie ma innego wyjścia), nie sądzi, że moje "otwarcie" na nią, coś da, widzi to pesymistycznie. Ale ja nie mogę wyjechać na cały tydzień z domu, mam pracę, komputer tylko stacjonarny i mnóstwo spraw na miejscu. No i w końcu, jak by nie było, to także mój dom, mam prawo w nim mieszkać.
Jeszcze zdołowała mnie rozmowa światopoglądowa z mężem wczoraj. Zawsze, jak się trochę otworzę - żałuję. Chodziło o święta, że choć nie wierzę w konkretną opowieść religijną, jako antropolog wiem, jak ważne jest świętowanie, wręcz konieczne dla ludzkiej psychiki. Że postanowiłam potraktować opowieść o nowo narodzonym jako historie o tym, że coś rodzi się w nas samych, coś nagiego, czułego i gotowego na szukanie dobra - w nas i poza nami. Spotkałam się z murem - jeśli nie wierzę dokładnie i na sto procent jestem bez szans, bo tak jest napisane, ludzie mają prawo wierzyć w różne rzeczy, ale tylko jedna jest prawdziwa.
Tak, traktuję religijność jako właściwość konieczną naszego gatunku, która objawi się tak czy inaczej, jeśli nie w kościele, to w innych duchowych poszukiwaniach. Nie wiem, co czują inne ssaki naczelne i inne, ale jeśli istnieje bóg, to sądzę, że może mieć dla nich coś, co dla nas pozostaje tajemnicą. Nasze poczucie wyjątkowości, nasza pycha gatunkowa każe nam widzieć siebie samych jako rodzaj ziemskiego białka wybrany do "zbawienia". A jeśli Bóg zechce zbawić stułbię i aksolotla? - Nie zechce, bo tak nie jest napisane. Doprawdy? Uzurpujemy sobie prawo, by zabronić bogu, jeśli zechce?
Życie ukształtowało mnie jakoś, w mniej czy bardziej udany sposób, ale jedno wiem na pewno i tego się trzymam - w moich sądach mogę się mylić. W zderzeniu z cudzą nieomylnością nie mam szans.
No to sobie popisałam. Nie wiem, czy nie skasuję, czy odważę się zostawić.
Zostaw...to ważne.
OdpowiedzUsuńAnka
Zostawię - choćby dla komentarzy, które też są ważne.
Usuńproszę Cię, nie daj się jej ranić czy niszczyć, jeśli nie da rady inaczej to rób wizualizację, wyobraź sobie np że to tylko kosz z obierkami, albo poduszka z której wyłazi pianka,
OdpowiedzUsuńalbo co Ci wyobraźnia podpowie,
przytulam!
Być może mam w sobie coś, co na to pozwala, by traktować mnie źle albo z lekceważeniem. Coś takiego, jakbym prosiła o akceptację, o pogłaskanie, jakaś niepewność. A może rodzaj wierności - może ktoś pewny siebie olałby sytuację, że ktoś mi na przykład nie odpisuje albo nie oddzwania, a ja dzwonię, piszę, sprawdzam, chcę zrozumieć. Miałam taką sytuację, potem drugą. Może coś źle robię.
UsuńPrzytulam też!
Aniu, ja mam tak samo! Oby te Święta byly dobre, mimo wszystko:)
UsuńAniu jak możesz pisać, że może jest w Tobie coś, co pozwala jej tak Cię traktować? Nikogo nie wolno !!!!! tak traktować. Nie musi się zgadzać z Twoim swiatopoglądem , ale cholera jasna musi mieć do Ciebie szacunek. To po cholerę przyjeżdża ? Z tego co napisałaś jest religijna i rani żonę swojego syna? Życzę Ci siły i wytrwałości. A babskiem się nie przejmuj!!!
UsuńMarzycielko, to nie tylko o nią chodzi, tu akurat mówię bardziej ogólnie. Że jestem tak bardzo niepewna. Wiesz, dzisiaj miała sytuację - odebrałam czystodruk z drukarni i poprosiłam jeszcze o zmierzenie grzbietu. Zrobili to, ale z komentarzem "Proszę sobie sprawdzić w domu, już wychodzimy - powtórzyli to dwa razy, praktycznie nie dając mi dokończyć zdania. A wcześniej napisali, ze pracują do Piętnastej. Była czternasta. To, co mówiłam, potrwałoby jakieś dwadzieścia sekund, a nie wyglądało, że w tym czasie ktokolwiek gdzieś się wybiera.
UsuńWidocznie COŚ im pozwalało tak mnie potraktować, bo jestem pewna, że poważny kontrahent, który daje im zarobić duże pieniądze, nie spotkałby się z czymś takim. Wyszłam i chciało mi się płakać...
Myślę , że ludzie lubią ranić innych. Aniu uwierz w siebie. Tak myślę ,że bardzo krytycznie o sobie myślisz.
UsuńNic nie robisz źle! Po prostu jesteś, żyjesz i masz do tego prawo jak każdy z nas. Brakuje Ci tylko zgody na siebie samą, taką jaka jesteś, łagodna, wrażliwa, dostrzegająca więcej niż inni. Masz prawo taka być! Nikomu nie jesteś nic winna , nikogo nie musisz przepraszać za to, że jesteś! A teściowa? Ona się już nie zmieni, ale uwierz mi i to da się jakoś przeżyć. Nic nie trwa wiecznie:-)
UsuńMarytka
Po jej wielomiesięcznym pobycie u nas sadziłam, że jednak trwa ;) Ech, nie wiem już...
UsuńCzasem trzeba pogadac/popisac, zeby bylo lzej.
OdpowiedzUsuńSciskam i wysylam dobre myśli♥
Tak, a potem jest łatwiej żyć, dalej działać.
UsuńAnia, Ania ))) ja się pod tym co tu napisałaś podpisuję rękami i nogami i wszystkimi członkami i nade wszystko moją głową i sercem !!!!!!!!!!!!!!!!!! dobrze ujęte, dobrze napisane i też tak mam.
OdpowiedzUsuńA spotkania z podrabianą"mamusią" ech już Ci pisałam co o tm myślę poprę Klarkę nie daj się niszczyć i może ją ignoruj...a w ogóle po co? niech siedzi sama skoro taka sympatyczna...ukochana i nieomylna jest. to TWÓJ dom, twoja rodzina, praca, życie !!!!!!
i jesteś niezwykła.
Będę się starała minimalizować kontakt, pewnie jakoś robić swoje, czyli pracować. W tym jestem dobra, a w prowadzeniu domu nie.
UsuńŚwiatopoglądowa dyskusja to z mężem była, wiem, że niepotrzebnie, ale czasem się zapomnę i coś w ogóle powiem - zawsze ma to złe skutki.
Staram się ogarniać - siebie, swoje życie...
tak jak Teatralna - podpisuje się pod każdym zdaniem rękami, nogami, głową i sercem. Co do świąt, co do boga, religii i co do nieomylności tych wszystkich, którzy wierzą, bo im napisano i tylko to jest prawdziwe. Co do teściowej- to podziwiam Cię, za spokój i to, ze pozwoliłaś jej przyjechać, chociaż z góry raczej wiemy , jak ona to potraktuje. Twoje motywacje są jak najbardziej pozytywne. A ona niech siedzi z synem w pokoju obok, a Ty sobie spokojnie pracuj i unikaj.
OdpowiedzUsuńSpokoju więc życzę w te święta.
Tak pewnie to będzie wyglądało, ja u siebie, oni tam. Zwłaszcza ta prorządowa telewizja i jeszcze tv trwam na dodatek.
UsuńJeśli nie zgodzą się na zgaszenie telewizji przy kolacji wigilijnej - nie wezmę w tym udziału.
no ale jak oni tacy pro i za i jazusmaryja, to jak można telewizję przy kolacji wigilijnej oglądać...i też Cię podziwiam za spokój...
Usuńja bym nie dała rady. a Twoje córki, przecież we trzy macie przewagą w tym domu!? spokojnych świąt
Ja też tego nie rozumiem.
UsuńCórki od dawna nie mieszkają z nami. Może wpadną na trochę :)
Zostaw proszę, nie kasuj tych ważnych słów.
OdpowiedzUsuńI powtórzę za Klarką, nie pozwól się ranić!
Nie zapominaj o swojej wartości!
Niech święta będą dla Ciebie czasem pokoju :**
Zostawię, bo już tyle osób zdążyło skomentować, kiedy pojechałam do drukarni. (i na basem sobie poszłam jeszcze, a co :))
UsuńI dobrze, trzeba dbać o siebie, a basen dobry dla kręgosłupa :))
UsuńPrzeczytałam wyżej Twoje postanowienie co do kolacji, mocno popieram - telewizor w czasie Wigilii, czy podczas jakiegokolwiek spotkania, rozmowy - dla mnie niewybaczalne!
Aniu,
OdpowiedzUsuńdziękuję! Mam bardzo podobne odczucia w stosunku do religijności. I sama się czasem miotam, bo wierzyć jest dużo łatwiej, mimo iż nie wierzę w tak wiele rzeczy związanym z tym, co nam przekazują, nakazują...
Czasem nie ma wyjścia, a człowiek nie chce być okrutny, ale też nie można pozwalać na ranienie przez innych. Siły Ci życzę w odporze, najlepiej milczeniem, ignorowaniem, bo przecież żadne słowa już niczego nie zmienią.
Spokojnych Świąt!
Dziękuję Roksanno!
UsuńTeż myślę, że słowa nic nie dadzą, za dużo ich padło, usłyszałam zbyt dużo raniących rzeczy. Nie sądzę, żeby ona zaczęła o mnie inaczej myśleć.
Dobrze, że nie skasowałaś, że odważyłaś sie na pokazanie kawałka siebie. To ważne nie tylko dla Ciebie, ale i dla tych, którzy tu przychodzą, którzy chcą Cię poznać albo zrozumieć. W koncu gdzieś człowiek musi z siebie wyrzucic to, co myśli naprawdę. Gdzieś (poza lustrem) musi byc miejsce, gdzie moze się pożalić albo wykrzyczeć, wypłakać, wyszeptać, cokolwiek...Głeboko odczuwam to, co napisałaś i z wieloma rzeczami sie zgadzam. Stephen Hawking też myśli podobnie i wielu innych. Jesli będziesz miała chwilę, to sobie w "Polityce" taki felietonik, dla wzmocnienia ducha: https://kowalczyk.blog.polityka.pl/2017/12/20/richard-dawkins-a-sprawa-swiat/?nocheck=1
OdpowiedzUsuńAniu, przytuliłabym Cię najchętniej, ale sie nie da wiec tylko wysyłam serdeuszko!♥
Olu, dziękuję, na pewno zajrzę.
UsuńSwoją drogą, myślałam, że daję się poznać, napisałam dużo ponad dwa tysiące postów i większość bardzo osobistych. Może niekiedy skrótowo, lakonicznie albo zbyt metaforycznie? Ale to mój język, taka jestem...
Olu, może kiedyś się tak zdarzy, że się spotkamy. Chciałabym; to już tyle lat wzajemnego czytania :)
To pisanie nasze blogowe, choc nam samym zdaje się kładzeniem kawe na ławę i otwieraniem na oścież duszy, dla innych często jest łamigłówką nie do rozwiązania...Każdy siedzi w swoim świecie i chociaż niby tym samym językiem sie posługujemy, to tyle jest obcości, tyle tropów do nikąd wiodących...I cały czas jest takie owbąchiwanie wzajemne, oswajanie...Aniu, może rzeczywiscie kiedys dane nam będzie porozmawiać, pobyć tak normalnie - w życiu jest prawie wszystko mozliwe!:-)*
UsuńMnie się wydaje, że czasem jestem aż za bardzo otwarta, a to nie do końca tak :)
UsuńZostaw, nie kasuj.
OdpowiedzUsuńSwiatopoglądowe dyskusje odłóż, nie przekonasz ze to co napisane nie pisal Bóg własnoręcznie. Mądrze piszesz, a piosenka cudna, zapomniałam o niej, a przecież znam.
Co do teściowej życzę Ci żebyś po prostu przetrzymała, ubrała zbroję i przeżyła święta po swojemu. Najważniejsze żebyś zdrowa była bo i tak silna jesteś.♥♥♥♥
Dyskusji z mężem unikam skrupulatnie, bo to mur nie do przebycia, ale czasem się zdarzy zupełnie przypadkowo, że coś z pozoru niewinnego skręci nagle w niebezpieczne rejony... Tak samo zresztą jest w kwestiach politycznych :)
UsuńJakoś muszę wytrzymać, a jak nie, to sobie pójdę.
Droga Aniu, straciłaś to, co ja nazywam młodzieńczą bezczelnością. Ja zaczęłam mocno sobie przypominać jak to jest. Nie chowajmy się z płaczem w kącie, bo ktoś zranił. Róbmy tak, żeby zachowanie było celnie nazwane i zawstydzone. Najlepsze riposty przychodzą do głowy, jak się przeżywa w samotności sytuację. Warto takiego gotowca rzucić z uśmiechem, lekko, jakby zniewaga nie miała znaczenia. Niech się wszystkie odbiją jak piłeczki. Popatrzeć odważnie w oczy i pokazać, że się nie boisz.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nikt nie ma prawa traktować innych lekceważąco, tym bardziej wykonując swoje obowiązki. Ale to robi, bo może, bo wygodnie jest spławić kogoś tuż przed zamknięciem biura. Wiesz co robi mój mąż w takich wypadkach? Patrzy w oczy i prosi spokojnie- czy mogę rozmawiać z pańskim szefem? Działa piorunująco. W sklepie, na lotnisku, w banku. W moim mężu nie ma nic, co by pozwalało go lekceważyć, a jednak próbują. Nie jesteś ofiarą, jesteś wrażliwą i mądrą osobą. Dlatego cierpisz.
Teściowa jest z innego bieguna, to komplement, że Cię nie znosi. Nie znam sytuacji, a już mi skóra cierpnie, jak pomyślę, że będziesz musiała oddychać tym samym powietrzem.
Bardzo to szlachetne, że postanowiłaś się otworzyć i spróbować dać jej szansę. To takie ludzkie przecież, świąteczne przesłanie. Ale to tak, jakby przywitać radośnie chmurę zanieczyszczonego powietrza, albo zarazę. Zamiesza, zostawi zgliszcza i pójdzie nietknięta. Ty jesteś najważniejsza. To Twój dom, ona jest tylko gościem, dzięki Twojej uprzejmości. Mam inny pomysł, zachowuj się naturalnie i ucinaj każdy komentarz, każdą krytyczną uwagę od razu. Nie wychodź!
Niech sensem tegorocznych świąt będzie stawienie czoła prawdziwemu demonowi. A potem już nigdy nie będziesz musiała się jej bać i uciekać z domu. Biedna, niekochana kobieta, na którą nikt nie czeka.
Życzę Ci tego z całego serca.
Kto potrafi myśleć i nie jest zabobonny, będzie otwarty na dyskusję o religii, polityce i innych ważnych rzeczach. Innych zabijaj argumentami, bo masz rację!
To będzie moja piąta wigilia i święta w USA. Radośnie mi jest. Kiedyś to był koszmarny czas. Kiedyś płakałam. Kiedyś byłam taka samotna. W kraju, z rodziną, dziećmi. Ale nie z sobą.
Tulę mocno Aniu.
Eulampio, nie wiem, czy kiedykolwiek miałam taką młodzieńczą bezczelność. Często wydawało mi się i wydaje, że nie zasługuję na przyjaźń, miłość, szacunek. jakbym była jakaś "wybrakowana", a to, co mi się udaje, to jakoś fuksem albo przez przypadek. Może podświadomie prowokuję sytuacje, w których można mnie źle potraktować?
UsuńPracuje nad tym wszystkim, na pewno jest lepiej, rozwijam się, zmieniam. Ciągle mam ciekawość tego, co przede mną :)
O teściowej własnie tak myślę - jest strasznie biedna, miała ciężkie życie.
Ściskam, tulę i myślę ciepło!
Mam pomysł, spróbuj uszczęśliwić teściową, przebacz jej jeśli cię uraziła, nie bierz do siebie jej zgryźliwości, rób to, co byś chciała żeby inni tobie czynili gdybyś była na jej miejscu to będziesz miała prawdziwe święta. Może ona się nie zmieni, ale twoja wartość w twoich oczach wzrośnie. Teresa
UsuńTereso, to już nie o to chodzi. Ja nie traktuję jej jak wroga, raczej jak chorą osobę. Ona mnie nie "uraziła", ona mnie od początku... chyba nienawidzi, zdarzały się i dawniej takie rzeczy wobec mnie, że nie chciałabym opowiadać. Kiedy zachorowała na raka, nie miał kto się nią zająć (choć jeden syn mieszka w tym samym mieście). Załatwiłam jej leczenie w CO i wzięłam do nas, to była moja inicjatywa. W miarę, jak jej się polepszało zdrowotnie, byłam niszczona coraz bardziej i bardziej. Ja pracuję w domu, więc byłam podwójnie zagrożona. Na pewnym etapie mój mąż wręcz zabronił jej wchodzenia do mnie do pokoju.
UsuńNie jestem w stanie wyobrazić sobie, co bym chciała, by inni czynili mnie, gdybym była na jej miejscu, to zbyt abstrakcyjne, to science fiction. Moja wartość w moich oczach z tego powodu na pewno nie wzrośnie, to nie ta sfera emocji.
Jeżeli nie da się zmienić, to chyba lepiej unikać. I ludzi i sytuacji.
OdpowiedzUsuńOczywiście, chciałoby się dać Ci łatwe rady - Aniu, postaw się, bądź asertywna... Itp. Ale przecież Ty nie jesteś taka. Może nie możesz, może nie chcesz. To też należy szanować. Więc życzę Ci dużo siły, żebyś przeżyła te święta (specjalnie piszę z małej litery).
Ściskam.
Trochę zaczynam żałować, że jednak nie spakowałam się i nie pojechałam do rodziców. Może jakoś dam radę.
UsuńMoże jeszcze nie jest za późno na wyjazd? Szkoda zdrowia .
UsuńRozważam to jeszcze, jutro o 12 jest pociąg...
UsuńWidać, że emocjonalnie to i inne sprawy Cię bardzo wykonczyły. Pomyśl też o sobie.
UsuńNa spacerze z psem rozbiłam zdjęcia kałuż i mokrych liści. To było jak balsam.
UsuńAniu, wielu osobom wydaje się, że "nie zasługują". A jakie to kryteria sprawiają, że człowiek zaczyna zasługuje na przyjazń? Dla mnie wrażliwość i otwarcie na innych, skromność i dobroć.
OdpowiedzUsuńWszystko to znajduję u Ciebie, po kilku tygodniach podczytywania:)Takie osoby są trochę jak kosmici wśród mocno stojących i czasem nadmiernie pewnych siebie ludzi. Niczego nie dostaje się w życiu fuksem, a już na pewno nie przyjaciół. Za wszystkim co ważne stoi duży wysiłek, czas, emocje.
Nie ma czegos takiego, jak prowokowanie do złego traktowania. To kwestia kultury osobistej. Czyjeś złe wychowanie, nie oznacza, że z nami coś nie tak.
Po długim okresie nieobecności w Polsce, skoczyłam na 3 dni do Warszawy. Przyzwyczajona się do tego, że każdy do kogo się zwrócę, miło odpowie, obrywałam co chwilę. Nawet pizzy nie umiałam kupić, panienka zrobiła brzydki grymas.
Dobrze obudzić w sobie zdrowy gniew na każdą krzywdę. Mam nadzieję, że spedzisz miłe święta i dobrze odpoczniesz. Wspieram z całych sił.
Zrobię sałatkę warzywną (bez niej się nie liczy:) i jutro uszka na świeżo. Dziś sprzątnęłam do czysta kuchnię, zajmę się jeszcze łazienką. Takie proste czynności, żeby jakoś ustrukturyzować czas, skoro nie wyjechałam. Naprawdę nie jestem w tym dobra.
UsuńA co do lekceważącego traktowania mnie - muszę się pozbyć wewnętrznej zgody na to. To chyba jest podstawa. A jeśli się nie uda - pogodzić się z tym. Chyba.
Masz rację w jednym- musisz sie pozbyc zgody na takie traktowanie. Aniu przepraszam, ale muszę to napisać, jeśli nie będziesz dawała rady, poszukaj pomocy. Nie możesz!! się z tym pogodzić, absolutnie. Aniu ja nienawidzę prosić o pomoc, ale kiedyś po pewnej sprawie stanelam przed murem. Pomoc dała rezultat, nadal potrafię cieszyć się życiem.
UsuńMarzycielko - doświadczenia w terapii mam bogate i dość owocne. Jestem coraz silniejsza i tak naprawdę daję radę i życiem cieszę się bardzo. Mam tyle dziedzin i pól w których się spełniam i które dają mi szczęście, że nie powinnam narzekać. Są jednak chwile, sytuacje, gdy umysł powraca do swoich starych torów myślowych jak na stare koleiny - to są te momenty najbardziej trudne. Być może więc, skoro udało mi się przejść taką drogę, niektóre sprawy muszę odpuścić, albo chociaż na niektórych polach. Moje życie rodzinne jest może takim właśnie polem. I to nie jest tak, że kogoś tu oskarżam - nie obwiniam nikogo. Tak się po prostu złożyło.
UsuńNie odebrałam , że kogoś obwiniasz. Cieszę się, że otrzymałaś pomóc. Trzymaj się i kieruj swoim rozumem i sercem. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę żeby było lepiej.
UsuńAniu, jak ja dobrze Cię rozumiem... Przytulam!
OdpowiedzUsuńEwo, tulę również!
UsuńWiesz Aniu, jedną z Twoich mocnych stron jest, że potrafisz wszystko nazwać. Znajdujesz odpowiednie słowa, dzięki czemu sytuacja staje się określona. To bardzo ważne, bo między słowami a świadomością są takie dwie strzałki równoległe o przeciwnych zwrotach.
OdpowiedzUsuń🐌🍀
Czuję, że masz rację. To bardzo pomaga, a jak się jeszcze uda wiersz na dany temat, to jest przyjemne, choć powód bezpośredni może być przykry
UsuńTerapeuta mówi, ze mam tzw. wgląd, a nawet wgląd drugiego rzędu, czyli wgląd we wgląd :) Tak jest, choć to niekoniecznie przekłada się na działanie w sferze emocji. Mówi się: puść to, odważ się wejdź i przeżywaj. Nawet jeśli to, w co trzeba wejść, to jest lęk (na ogół właśnie tak jest). Podobno lękiem też się myśli - choć nie linearnie, to jednak przeważnie odkrywczo, owocnie dla psychiki.
No, ale się rozpisałam; wątki pod tym postem fruwają jak jakie meteory :)
To bardzo ciekawe. Nie potrafię tak mądrze, nie widzę tak przenikliwie, jakby w mroźnym, czystym powietrzu. I niewielu ludzi tak widzi.
UsuńZ niewielkim lękiem da się żyć. Silniejszemu i depresji mówimy stanowcze NIE.
💖
Bardzo silny lęk w ogóle uniemożliwia pracę terapeutyczną, to prawda...
UsuńDziekuje, ze Pani zostawila ten wpis. Joanna.
OdpowiedzUsuńDziękuję - za znak, to ważne dla mnie.
UsuńAniu, przytulam ...BDB
OdpowiedzUsuńDziękuję, BDB.
UsuńŻyjesz? W sensie przeżyłaś?
OdpowiedzUsuńJeśli tak, to jesteś wielka!
Ja akurat wierzę, choć jestem biologiem-ekologiem, obecnie zniesionym przez życiowe prądy w kierunku biochemii - nie jest to łatwo pogodzić. Wymaga wiedzy, poszukiwań, rozmyślań a efekt końcowy nie zadowala tych, co WIERZĄ. Ale ostatnio przeczytałam bardzo trafne spostrzeżenie, że może Pan Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, ale na nieszczęście od wieków człowiek tworzy Boga na obraz i podobieństwo swoje... Dlatego nic mnie tak nie wkurza, jak to, że ci oświeceni religii wszelakich wygłaszają jedynie słuszne sądy tonem nieznoszącym sprzeciwu, co Panu Bogu jest miłe i co jak jest przez Niego oceniane, a już na pewno wiedzą co On z kim zrobi. Koszmar!
Także trzymaj się i wiedz, że wierzący między wierzącymi też ma czarne futro i jeszcze czarniejsze podniebienie :)
Wiem, jak to jest, mam wielu wierzących przyjaciół, a nawet jedną zwolenniczkę nowej władzy i też dajemy radę...
UsuńU mnie "święta" jeszcze trwają, niestety, bo teściowa tu jest i pewnie będzie do soboty. Dodatkowo zaczynają się u niej kłopoty z pamięcią, mąż tego nie chcę jeszcze zrozumieć i okropnie się z nią kłóci.
Mam na szczęście dobre tabletki i staram się co drugi dzień się znieczulić. Co drugi, bo nie chcę ryzykować przyzwyczajenia...
Już pewnie wiesz, że dobrze, że nie skasowałaś. Nie wiem jak jest z Twoją teściową i ile ma lat. Ja mam podobnie z moją mamą, może nie posuwa się aż do nienawiści, ale daje mi popalić. Po 3 dniach z nią potrzebuję tygodnia, aby powrócić do równowagi. Też jest chora onkologicznie i to ja co 6 tygodni jadę po nią, przywożę do Wrocławia, a później odwożę. Ona uważa, że starość daje jej przyzwolenie na bezmyślne ranienie. Czasem płacze i przeprasza, ale to jest jeszcze gorsze. Nie wiem jak to jest ze starszymi ludźmi, ale mam wrażenie, że w pewnym momencie zwalniają się z myślenia o innych, są tak skupieni na swojej fizjologii, na tabletkach, chorobach, dolegliwościach, że reszta świata przestaje się liczyć w ich świecie. Nawet jak się martwią naszymi sprawami, to głównym problemem jest to, że nie mogli spać, bo się martwili o nas. I problemem nie jest zmartwienie, tylko nieprzespane parę godzin. Od wielu lat nie mówię mojej mamie nic, co mogłoby zaburzyć jej sen. Jedyne czym mogę Cię pocieszyć jest to, że w Twoim przypadku to z teściową masz problem. A to jednak obca osoba i mi zawsze łatwiej przychodziło pogodzić się z tym co robiła teściowa niż z tym, co robiła mama. I mimo tego, że moja mama żyje, to ja wiele lat temu przestałam być dzieckiem... Dobrego roku i wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuń