piątek, 6 kwietnia 2012

Przed świętami

Dyspraksja. Wiecie, co to jest?

Ja wiem. Bo to mam.

Dysfunkcja polegająca na zakłóceniu na drodze pomiędzy zaplanowaniem ruchu a jego wykonaniem. Objawem uchwytnym dla zewnętrznego obserwatora jest pewna „niezgrabność” ruchów, „lecenie” z rąk. To ja jestem tą, która na przyjęciu przewróci szklankę, rozbije kieliszek, wstając zaczepi obrus. Myjąc delikatne szklanki, dwie zgniecie w dłoni, zanim wyczuje potrzebną siłę, jaką należy w to włożyć. Gdy chcę postawić coś na półce, czy gdzieś, trafia obok – albo właśnie w półkę, rozcinając sobie palce. Odwracając się, by wyjść z pomieszczenia, rozcina sobie czoło o automat z kawą. Itp.

Moim najbardziej spektakularnym osiągnięciem było przycięcie sobie GŁOWY między futryną a ciężkimi drzwiami, w Teatrze na Woli zresztą.

Szczególnie ciężkim wyzwaniem jest wykonanie złożonej, wieloetapowej czynności. Wielkie sprzątanie, przeprowadzka, remont, pakowanie przed podróżą – powodują stan bliski panice.

Już wiecie, dlaczego nie lubię świąt?

W takiej sytuacji posprzątanie całego mieszkania wymaga przemyślanej strategii. Którą, wbrew pozorom, łatwiej jest wdrożyć, gdy naprawdę NIKT mi nie pomaga. Ani nie patrzy.

Podstawa to: nie myśleć o efekcie sprzątania, o całości zadania. Zacząć można w którymkolwiek miejscu. I wykonać w nim określoną liczbę czynności porządkowych, na przykład dziesięć. Potem przejść do następnego pomieszczenia i zrobić to samo. I tak dalej, może być zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Po zakończeniu cyklu przerwa. na przykład na przeczytanie krótkiego ciekawego artykułu, coś co NIE wiążę się ze sprzątaniem.

Efekt końcowy naprawdę bywa dobry.

Z wiekiem jakby z tego powoli wyrastam.

A może po prostu mniej sprzątam?

2 komentarze:

  1. od dziś wdrażam Twoj plan sprzątania do celów magisterskich Aniu.

    OdpowiedzUsuń