środa, 20 czerwca 2012

Dzikie pola

Chrabąszcz jak chrabąszcz.
Ale światło padało na niego przez płatki róży i... uwiodło mnie.





A potem położyłam się w trawie. Było ciepło i słońce grzało mnie w...  dżinsy.
Koniki polne cykały głośno.
Oddałam się fotografowaniu egzemplarzy flory z tzw. żabiej perspektywy.
Np. fotografowaniu tego egzemplarza.


Potem napatoczył się egzemplarz fauny.
Nieco zziajany w ciepłym wietrze.


A potem...   zrobiłam coś innego niż zwykle.
Odwróciłam obiektyw o 180 stopni. Skierowawszy go na kolejną przedstawicielkę miejscowej fauny.
O umiarkowanym stopniu dzikości.


Występującą w stanie natury, bez barw ochronnych, z włosem rozwianym.
Nagle jednak poczułam się dotknięta. A może nawet ugryziona. W fałdkę. Na brzuchu.
Wiem, mrówki nie gryzą, tylko coś wypuszczają, co piecze.
Ta w każdym razie tak właśnie zrobiła.

Potem zawarłyśmy kompromis.
Ona zejdzie z mojego brzucha, a ja wstanę z jej mieszkania.


Ot, dzikie pola na Ursynowie...
Ciepłego dnia życzę wszystkim.

8 komentarzy:

  1. Cześć Aniu! Światło przez różę, mnie uwiodło również!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię Twój blog Aniu. Jest taki zaciszny.
    To są zwykłe pola na Ursynowie, a ja mam wrażenie, jakby to były takie pola i łąki w ogóle, takie pola i łąki na które się wychodzi w bardzo jasną przestrzeń. Lubię Twoje opowieści i bohaterów którzy znajdują w nich swoje miejsce. Lubię Twojego psa, z którym jesteś tak związana - to widać tak wyraźnie.

    Mnie dziś też 'pokąsały mrówki'. Wyszłam do ogrodu, po poziomki i porzeczki, kucałam w trawie i w kuchni, gdy próbowałam opłukac owoce, musiałam coraz to zrzucać z siebie jakąś mróweczkę, które najwyraźniej bardzo upodobały sobie poziomkowy gaik. No i ten krzak z porzeczkami rzecz jasna. Nie miałam serca wchodzić pod prysznic, wolałam je po prostu zdejmować indywidualnie, albo jak Telimena, wyciągać ze stanika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mar, to nawet nie są pola, tylko skwery i łączki. Choć moje osiedle jest bardzo zielone, trzeba to przyznać, i ciche, i za to je lubię. Można zanurzyć się w trawie i na chwilę odpłynąć, o ile oczywiście mrówy akurat nie poczują się urażone.
      Mój pies - pewnie, że jestem związana. I z kotem też:)
      A najbardziej chyba ze wszystkich zwierzaków byłam związana ze szczurkiem Helmutem...
      Dziękuję, że jesteś.

      Usuń