czwartek, 7 lutego 2013

A wczoraj

Wczoraj po południu napadł był na mnie - śnieg.
Napadł na mnie przez napadanie - na mnie,
Ale nie tylko na mnie, bo i na okoliczność.
O tak:








A potem, późnym wieczorem napadł był jeszcze bardziej.
Że aż popadłam - w amok fotograficzny, albo w pomroczność fotograficzną,
nawet dosyć jasną.
Może ma coś z tym wspólnego fakt, że wyszedłszy przed 22 po zakupy, nie powróciłam od razu do domu, lecz się udałam.
A udałam się ku pewnej krzaczastej okoliczności, która również została napadnięta i zrobiona na biało.
Po czym przywabiła mnie.
Po zrobieniu kilkudziesięciu zdjęć, z których wszystkie wyszły nieostre, i stawały się nieostre coraz bardziej, albowiem ręka mi drgała, leciutko, acz wystarczająco, porzuciłam zakupy na ścieżce i zaczęłam używać również drugiej ręki, by ustabilizować aparat - ze średnim jednak skutkiem. 
Aby osiągnąć stan nieporuszania się starałam się wstrzymywać nawet oddech, co jednak okazało się rozwiązaniem dość problematycznym.
Pożałowałam również, że nie mogę położyć się pod krzakiem i zrobić więcej zdjęć od spodu na tle nocnego nieba lekko różowego od światła latarń.





W każdym razie krzak wyglądał jak pole bawełny.
A ja nie mogłam tego oddać na zdjęciach.

Podjęłam więc porzucone zakupy
i wycofałam się z uczuciami, które były mieszane.
A przed samym domem spotkałam Drzewo


13 komentarzy:

  1. o, to od Twojej galaktyki do mojej jest ze dwadzieścia godzin śnieżnych, bo nas napadło dopiero dzisiaj jakoś tak przed południem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fajna miara czasu - godziny śnieżne. Muszę zapamiętać :)

      Usuń
  2. U nas zima jak w baśni. Spadł świeży śnieg. Aż zal nie zrobić zdjęcia.
    Twoje są piękne.

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie wyszła świetna bawełna, delikatna i zielona.
    Mnie się w ogóle rzadko zdarza, żeby aparat widział to co ja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie się bardzo podoba, że poruszone, bo są takie "z łuną". z aurą. jakby lekko nawiedzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne to może być fajne, ale w tej mierze wolałabym mieć wybór - albo choć większą szansę :)
      Ręce dygotały mi już tak, że zasadzie tylko statyw by mi pomógł (ciemno, zimno i do domu..... nie do domu nie było zbyt daleko:)

      Usuń
  6. może dokup sobie taki wężyk specjalny? eliminuje rozedrgania, przynajmniej te rąk :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wężyk? Nie słyszałam.
      Ale ja mam po prostu Bardzo Mały Aparacik. Może trochę większy niż orzeszek pistacjowy :), ale cóż on biedny może....

      Usuń
    2. :)hmmm.... to jak Bardzo Mały, to może nie mieć wejścia... wężyk, który chwilowo zapomniałam, jak się naprawę nazywa, to takie coś, co wpina się do aparatu za pomocą dżeka takiego jak np. od ładowarki do telefonu, a które na drugim końcu ma taką - za przeproszeniem :)- gruszeczkę do ściśnięcia, i to właśnie - być może za pomocą ciśnienia - powoduje wyzwolenie migawki bez wstrząsu. Musiałabyś chyba przestudiować instrukcję...

      Usuń