wtorek, 6 sierpnia 2013

Psie sprawy Warszawy

Wiem, wiem, psy się pierze, ino się nie wyżyma.
Ale moją Lu musiałam trochę wyżąć, bo inaczej obciekałaby zbyt długo...
A było się nie tarzać.
Ze specyficznego sprofilowania wślizgu mogłam właściwie wywnioskować, że tu nie chodziło o tarzanie wyłącznie rekreacyjne, kiedy pies radośnie wije się na plecach. Tu nawet ukradkowo rzucane ku mnie spojrzenia powinny mnie były sprowokować do czujności.

A teraz pies pachnie, ma cudowne miękkie loczki oraz łypie lekko obrażonym okiem.

                    ***

Strażnik tkwi na warcie od około trzech tygodni.
Mały, biały, lekko przyprószony burością.
Pilnuje jamniczki z mieszkania nad sklepem, albowiem jest zakochany.
Ku przechodzącym zbyt blisko patrzy z udawaną obojętnością - unosi tylko lekko wargę, dając znak, ze gotów jest warknąć.

Nie, nie jest bezdomny.
Ma swój dom, bądź podwórko jakieś dwa-trzy kilometry stąd, w pozostałościach po dawnej wsi.
Jego właścicielka podobno jednak nie zamierza tłamsić jego bogatej osobowości, zabraniając wędrówek.

Ale
przecież
może być głodny, albo spragniony.
Dostaje więc codziennie świeżą wodę i jedzenie.
Od pani Joli ze sklepu oraz innych mieszkańców.


13 komentarzy:

  1. Aniu, jakbyś była tym zakochanym psem, to wolałabyś być trzymana w domu, czy puszczona? Mężczyźni czasami powinni się uczyć od zwierząt takiej determinacji.
    Ale że jestem właścicielką dwóch niesterylizowanych suczek, wiem, jakie problemy stwarzają tacy adoratorzy. Potrafią nocować pod oknem, gdy któraś ma cieczkę. Można sobie wyobrazić, jak wyglądają wtedy spacery. Kiedyś miałam psa - pudla królewskiego - i nie zdawałam sobie sprawy, że jego uczucie do ratlerka z parku może dla kogoś być kłopotliwe. Ale miło, że wspieracie adoratora, który samą "miłością" mógłby nie przeżyć.
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo silnej dość empatii międzygatunkowej jeszcze nie zastanawiałam się, jak to jest być zakochanym psem :)
      A wspieramy - bo tu dobrzy ludzie mieszkają :)

      Usuń
  2. nie lubię psich wędrówek , czasami mój pies ucieka, wtedy jest kilka godzin niepokoju, nie rozumiem jak właścicielka może być spokojna jak on się włóczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja nie ma okazji uciekać na szczęście...

      A tu właścicielki pies po prostu nie obchodzi. Tak zresztą powiedziała...

      Usuń
  3. W takim razie powinno się chyba zawiadomić TOZ... i odebrać psa właścicielowi takiemu. Gorzej, że alternatywy nie ma w takiej sytuacji. W Polsce schronisko - to wyrok... :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, schronisko to ostateczność.
      On ma się dosyć dobrze, a u nas na osiedlu zwierzę nie będzie pozostawione samo sobie, nawet jeśli wiadomo, że powinien się nim zająć właściciel...

      Usuń
  4. Specyficzne sprofilowanie wślizgu... No, no. :)

    A kiedy czytałam o tym podnoszeniu górnej wargi przez absztyfikanta Romea, to jakbym Leśkę widziała, gdy akurat czuwa nad jakimiś niedojedzonymi chrupkami, na które wcale nie ma ochoty, ale przechodzący obok kot to przecież potencjalny pożerca tych niedojadków. :] Ech, psy, w tym i te romantycznie zdeterminowane. ;)

    PS. Odebrałaś już wiadome przedmioty, Aniu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja psa wślizguje się tak, żeby zapewnić sobie kontakt jak największej powierzchni ciała z pachnącym obiektem....

      Usuń
    2. A PRZEDMIOTY właśnie przytargałam:)

      Usuń