środa, 27 listopada 2013

Jak to ze lnem było

Oprócz ogrodu rodzice mieli kiedyś trochę pola, jakieś pół hektara, kawałek drogi za wsią. Uprawiali tam różne rzeczy, taki płodozmian niemalże, a czasami to był len.
Latem przychodził czas, kiedy trzeba było go zebrać, więc któregoś pięknego dnia zaczynało się rwanie lnu. Wychodziło się na cały dzień, brało się prowiant i picie. Czasem przyjeżdżał ktoś z dalszej rodziny, żeby pomóc; kiedyś, pamiętam, był to cioteczny brat taty Gerhard, na stałe mieszkający w Niemczech, który akurat był w odwiedzinach u swoich sióstr bliźniaczek i brata.

Ale czy na pewno pamiętam?
Nie mogłam mieć więcej niż cztery lata, kiedy zrobiono te zdjęcia.

 Tu mama odpoczywa.


A tu tata, poprawia len na stogu, korzystając z niekonwencjonalnej podpórki:


Nie wiem nawet, czy byłam na lnianym polu, gdy Gerhard robił te zdjęcia, czy może zdjęcia były najpierw, a pamięć ukształtowała się potem, na ich podstawie. Skąd to poczucie słońca i ciepła, ostrej ziemi pomiędzy niewyrwanymi, krótszymi gałązkami, co się wymknęły ludzkim rękom?

Pamiętam za to dużo późniejszy len, gdy miałam lat chyba 15. Wtedy przyjechała Babka Bartoszycka i rwaliśmy wszyscy razem. Prowiant też był.
Pamiętam twarde, lekko giętkie gałązki zakończone małymi torebkami pełnymi ziarenek. Trzeba było złapać kilkanaście na raz - nie za dużo - i pociągnąć; wyrwane przekładało się do drugiej ręki, i ponownie gałązki, aż pod ramieniem miało się wiązkę-snopek, który niosło się do innych mu podobnych i zestawiało tak, aby opierały się o siebie wzajemnie.

Pamiętam, że dojrzały len lekko grzechotał; jak małe, śmieszne grzechotki poruszały się torebki z nasionami.
Pamiętam ich kształt, we wnętrzu dłoni.
Pamiętam, jak pachniały ręce po całym dniu pracy, i jakie były w dotyku.

33 komentarze:

  1. Niedaleko miejsca gdzie mieszkałam były zakłady lniarskie, pamiętam wozy konne wyładowane wysoko, wysoko lnem, biegłyśmy za nimi i czasem pojedyncze gałązki wypadały na drogę. Fascynujące były te grzechotki i słodkawy smak nasion wysypywanych na dziecięce dłonie. Dziękuję Ci Aniu za ten wpis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że obudziłam miłe wspomnienia :)

      Usuń
  2. Nie sądziłam że len się wyrywało ,myślalam że sie go kosiło .A mogłabyś powiedziec dlaczego wyrywało a nie kosiło ? Wyrwać tyle lnu ,toż to byla ogromna praca ,nie dziwota że potrzeba bylo tylu pomocników .
    Domyślam się że łodyżki lnu są wiotkie i dlatego się je wyrywało ,ale nie jestem pewna .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie zadzwoniłam do taty, żeby się skonsultować. Len się wyrywa - kiedyś ręcznie, dziś za pomocą rwaczek mechanicznych - ponieważ inaczej traciłoby się część włókna, które jest w łodydze do samego korzenia.

      Łodyżki nie są bardzo wiotkie - są giętkie, ale dość solidne; jedna łodyżka zawiera pod okrywającą je "skórką" wiele włókienek. Rwanie wspominam jednak jako pracę dość przyjemną, trzeba było tylko wymierzyć, ile łodyżek na raz złapać, z tego, co pamiętam, wydaje mi się, że dla mnie to było kilkanaście.
      Praca nie była lekka, ale też nie mieliśmy tego dużo, pół hektara to dało się chyba zrobić w dwa dni, tak mi się wydaje. Traktowałam to w każdym razie jako pewną atrakcję :)

      Usuń
    2. Dziękuję Aniu za wyjaśnienie, na tych wsiach na których przebywałam nie uprawiano lnu. :)

      Usuń
  3. a ja mam wspomnienia z najdalszego dzieciństwa związane...... z machorką :) Pamiętam liście które nawlekało się na coś i to wisiało w takich rzędach... chyba się suszyło... niewiele pamiętam, tez miałam pewnie z 5-6 lat wtedy, może mniej. Pamiętam to miejsce za stodołą gdzie to wisiało, no i przede wszystkim stodołę w której było pełno siana... jakieś maszyny... pamiętam, że zawsze potwornie bałam się tam myszy... ehhhhhh.... dzieciństwo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to tytoń był?
      Myszy zawsze lubiłam i lubię :)

      Usuń
    2. pamiętam przewijające się słowo machorka
      ale może to był i tytoń....
      nie mam pewności
      takie wielkie liście ...

      Usuń
    3. machorka to rodzaj tytoniu, sprawdziłam :)

      Usuń
    4. czyli miałyśmy dokłądnie to samo na myśli... :)
      w sumie nie pamiętam co z tym robili potem.....
      chyba muszę sobie uciąć pogawędkę z mamusią ;)

      Usuń
    5. Pewnie:)
      Ja już dziś zadzwoniłam do taty w sprawie, lnu :)

      Usuń
    6. Jak miałam 12 lat zrywałam tytoń , a potem siedziało się na podwórzu i nawlekało na druty ,takie tytoniowe korale wieszane potem były do wysuszenia .
      Na innej wsi znacznie póżniej zrywałam i luskałam bób .Straki bobu są grube , twarde i bardzo brudzą ręce .

      Usuń
    7. U nas z kolei zupełnie nie uprawiało się tytoniu. Pierwszy raz widziałam suszący się tytoń jadąc gdzieś bardziej na południe kraju.

      Usuń
  4. Alez cudnie to opisalas:)
    Prawie bylam tam z Wami!

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje dziecinstwo kojarze z czeresniami i brzozami...
    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czereśnie! Uwielbiam, choć teraz nie mogę:)
      Ale też pamiętam z dzieciństwa, z działki dziadka w Bartoszycach. To było dla mnie takie egzotyczne, bo u mnie nie było.

      Usuń
  6. Czuje się tę swojską atmosferę. Tata sprawia wrażenie wielkiego luzaka. Mam wygląda na marzycielkę:-).

    OdpowiedzUsuń
  7. Aja jeszcze pamiętam bicie lnu
    Okladanie go jakimś tluczkiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tego nie było, natomiast z innymi dziećmi bawiłam się w te "kolejne etapy przetwórstwa": bicie namaczanie...

      Usuń
  8. pierwsze zdjecie jak wyciete z teledysku. Mam wrazenie, ze twoja mama zaraz wstanie i zaspiewa "isc ciagle isc w strone slonca." :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla mnie len jest baśniowy. Ten Twój też. Nigdy go nie widziałam, nie czułam zapachu.
    Piękna, gorąca, pachnąca opowieść.
    Nie mogę sobie wyobrazić gołych nóg i torsów, przy takiej pracy! Mam wpojone wzorce góralskie - koszula z długimi rękawami, długie spodnie, dawno dawno temu, długie spódnice u kobiet. Widocznie len nie jest taki jak siano i zboże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Len jest taki bardziej "stabilny", chyba raczej żadne drapiące okruszki się z niego nie sypią. Sama też pamiętam, że byłam na lnie w krótkim rękawku.

      Usuń
  10. Niesamowite zdjęcia Aniu!
    Mam ogromny sentyment do snopków i stogów, lecz nie lnu, a siana. W naszych okolicach nie uprawiało się lnu.
    Noc spędzona w takim stogu jest przeżyciem niezapomnianym:)
    Pozdrawiam Cię ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię snopki i stogi :)
      Ale chyba nie odważyłabym się nocować.
      Chyba bym się bała, że coś drobnego mnie ugryzie :)

      Usuń
  11. szkoda, że już nie uprawiacie. jakbyście mnie tam wpuścili, to bym to Wam obrobiła w dwa dni. rwąc łodyżki w dzikim szale jak stachanowiec. w ramach odstresowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No szkoda :)))
      Za to od wiosny tata zamierza hodować kury. Już przygotował im rezydencje: letnią i zimową.
      Ale nie wiem, czy kury nadają się do odstresowania :))))

      Usuń
    2. Nadają się! Są fantastyczne i komiczne

      Usuń
    3. To możliwe:)
      Moja Starsza, będąc w liceum prowadziła badania nad życiem społecznym kur w ramach olimpiady biologicznej. Stwierdziła, że to bardzo ciekawe zwierzęta.
      Ja też je lubię, ale z sentymentu: zawsze podobało mi się, jak moszczą sobie dołki do spania w ciepły, piasku :)

      Usuń
  12. Po tym, jak Twój Tato pokazał się nie tak dawno przed saloonem, to się niekonwencjonalną podpórką wcale nie zdziwiłam. :) A Mama jaka długonoga, fiu, fiu. I ta gustowna torebka obok. :)

    Ładna opowieść-wspomnienie. Ja też wychowywałam się na wsi, czasem przewijają mi się podobne wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama ma piękne nogi.
      Ja odziedziczyłam po tacie... :)

      Usuń