czwartek, 16 stycznia 2014

Lekko

Spadł śnieg.
I odbija się w niebie.
Lubię go. Spacer z psem zamieniam na ślizgawkę.
Jako dziecko często bawiłam się na ślizgawce, zwykle na zamarzniętych kałużach - te były najlepsze, gładkie jak szkło, im dłuższe, tym fajniej.
Ale sam śnieg, dobrze ubity, też dawał poślizg, zwłaszcza z górki.
Buty musiały mieć odpowiednie, wyrobione podeszwy.
Stawało się w kolejce, szybko, szybko i...

Podważało się wtedy nieco prawa grawitacji, zawieszało przyczepność i ciężar.
Taka zapowiedź lotu.

Dlatego
na wszelki wypadek mocno trzymam psią smycz.

                              *

A kto zgadnie, kto zgadnie,
jaki drobiazg kupiłam sobie dzisiaj?
Wśród domyślnych wylosuję książkę.

Podpowiedź: zagadka jest łatwa.

28 komentarzy:

  1. obstawiam szal albo komin :) skoro śnieg, to pewnie komin jednak :)
    jako dziecko uwielbiałam się ślizgać na kałużach
    a potem pierwsze łyżwy, od Mikołaja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ty dzisiaj predka Olga jestes! :)

      Usuń
    2. Pierwsze łyżwy miałam na dwóch płozach każda, właściwie nie dało się na nich przewrócić. I pamiętam, że odpychałam się kijkiem, mam nawet takie zdjęcie...

      Usuń
  2. W Krakowie były też ślizgawki na górkach, ale to raczej dla chłopców, dziewczyny się bały.
    A na łyżwach lubiłaś jeździć?
    Gdybyś nie napisała, że drobiazg, to pomyślałabym, że szal. A tak, nie wiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na łyżwach tak, ale wtedy szło się na staw albo na specjalnie wylane lodowisko na boisku. Ale wolałam na butach - byłam odważna, zjeżdżałam z góry na stojąco:)

      Usuń
  3. szans już nie mam, ale szalik, czapka lub chusta:)
    z Lulką kręciłam dzisiaj piruety na chodniku;P

    OdpowiedzUsuń
  4. szalik kupiłaś. ale, niestety, nie jestem pierwsza :(
    a takie krótkie nartki - ślizgacze - ktoś pamięta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak!! Nie zapomnę dnia, gdy poszłyśmy w tych ślizgaczach z koleżanką na wyciąg. Pierwszy raz w życiu, na orczykowy. Usiadłam w najlepsze na tym kółeczku, co to się pod tyłek podkłada i zatrzymali cały wyciąg... Ech, fajnie było:)

      Usuń
    2. Nie, nie pamiętam takich nart... W ogóle nie jeździłam na nartach...

      Usuń
    3. A książkę będę losowała - więc nie trzeba być pierwszym :)

      Usuń
    4. czyli szalik :)))
      jestes boską damą szalikowa!

      Usuń
  5. Hm, może to zbyt oczywisty wniosek, ale ja też obstawiam szal lub coś szalopodobnego. :)

    Ślizganie na zamarzniętych kałużach i ubitym śniegu praktykuję do teraz. Przy czym wolę raczej to kontrolowane. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ślizganie na butach to zimowa konkurencja, którą szlifowaliśmy co roku, aż podeszwy były gładkie jak słonina.
    Ale najlepiej się jeździło na łyżwach, po zamarzniętej ulicy. To był czas, gdy samochód wieczorem przejeżdżał raczej rzadko. Albo z górki, w zabójczym tempie.
    A tymczasem do nas zima jeszcze nie dotarła. Kwitną stokrotki.

    A ten drobiazg, może ciepłe pantofle lub wełniane skarpety?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, buty musiały być stare, nowe trzeba było dopiero wyrobić. pamiętam, jak było mi szkoda, gdy mama wyrzuciła jedne stare buty. pewnie, ze do chodzenia się już nie nadawały, ale za to na górkę...

      Usuń
  7. o ktorej rozwiazanie zagadki? ;)

    OdpowiedzUsuń