piątek, 27 stycznia 2017

Powrót

Zepsułam walizkę. Najpierw w domu nadepnęłam ją w miejscu chyba ważnym, bo usłyszałam lekki chrzęst. Że był on złowieszczy, zorientowałam się, kiedy teleskopowe "coś" wysuwające się z prowadnic okazało się złamane. Musiałam ją zabrać mimo to, bo nie zdążyłam naprawić ani kupić nowej. Dziś jednak, w czasie powrotu z Bytomia, złamała się druga strona i zostałam z rączką w ręce. To znaczy nie mogłam już ciągnąć, musiałam nieść, a była ciężka.
Żeby się pocieszyć, weszłam do sklepu z piżamkami i bielizną.
Ogólnie wszędzie czułam się jak słoń w sklepie z porcelaną, niezgrabnie taszcząc ciężką walizkę, a w drugiej ręce trzymając fragmenty połamanej rączki z przyległymi prętami i siejąc zniszczenie za każdym półobrotem. Dodatkowo strącałam całe zestawy gatek na ślicznych wieszaczkach, gdzie tylko przystanęłam.
Jakoś dotarłam do pociągu, a tam zepsuł się wagon. Naprawdę na niego nie nadepnęłam i o nic nie zahaczyłam żadną z wystających części ciała czy ekwipunku...! Ale cóż - światło i ogrzewanie nie działało, czytać się nie dało, a dłonie wkrótce miałam lodowate.
W domu zamówiłam ciepłe jedzenie z dowozem. Lu obszczekała dostawcę, z czego skorzystała wredna sąsiadka i przyszła się kłócić, że pies szczeka. Nie chciała przyjąć prostych, życiowych wyjaśnień, więc zamknęłam drzwi. Moje drzwi.Usiłowałam nie słuchać, jak wali w nie pięściami z przerwami na gwałtowne szarpanie klamki i pełne oburzenia okrzyki pod moim adresem.
Po czterech dniach pracy i zimnej podróży zmęczenie chyba mnie znieczuliło.
Przymierzyłam zakupy. Pasują, ale... i tak muszę schudnąć.

17 komentarzy:

  1. Nie mogłaś wyrzucić złamanej rączki? Tego się chyba nie da naprawić.
    Sąsiadka z tych sympatycznych inaczej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety...
      A walizkę można jeszcze nosić. A może się jednak naprawi?

      Usuń
  2. Tę walizkę? Taszczoną z Hong-kongu? :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Można było stuknąć tą rączką sąsiadkę:) niechcący, oczywiście:)ale już pewnie nie było jej pod ręką...raczki, oczywiście...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to samo pomyślałam. Rączka w rękę i walnąć. Z wyczuciem oczywiście, co by rączki nie złamać. :-)

      Usuń
    2. Rzeczywiście, nie miałam jej już w ręce... A sąsiadce przeszkadza wszystko - psy, koty, dzieci, ptaki, remonty, karmienie wolnożyjących kotów...

      Usuń
  4. Te niepowodzena jak efekt domina:) Szkoda, ze sąsiadka sie nie zepsula, wtedy by może nie miala sily się awanturować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona totalnie mnie zaskoczyła. Gdybym nie była tak zmęczona, może podjęłabym dłuższą dyskusję.

      Usuń
  5. Oj!
    Ale nie martw się, nasza koleżanka blogowa nie tylko wagon, ale cały pociąg zepsuła ;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, jadąc do Łodzi. W drodze powrotnej też...
      Skoro jest nas więcej, to tabor kolejowy nie może się czuć bezpieczny :)

      Usuń
  6. Pocieszające jest to, że zakupy pasują. Jednak:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale poczekają. Jakieś pięć kilo. Jednak :)

      Usuń
  7. Sasiadka daje nam duzo emocjonujacych przezyc droga sasiadko z gory ☺ mnie tez sie oberwalo za szczekanie, bo to bylo krotko po 8 rano... przeprosilam i powiedzialam, ze nastepnym razem bedzie wczesniej ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, sąsiadka z parteru mi opowiadała...:)
      Niektórzy nie mogą zrozumieć, że ludzie żyjąc, wydają odgłosy...

      Usuń
  8. zdarzyło mi się raz zamknąć drzwi tuż przed cudzym, wścibskim nosem i było to bardzo oczyszczające doświadczenie. no czasem nie da się inaczej. zwłaszcza, gdy się tak jakoś nieforemnie i z sapnięciem obrasta materią (mam to), lub gdy materia postanawia chrzęścić (też mam, chociaż nie nadeptuję walizek)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasem nadeptuję :)
      Co do zamykania drzwi, to zdarzyło mi się po raz pierwszy.
      Jeszcze nie wiem, jak to na mnie działa; może muszę stosować częściej, żeby sprawdzić; )

      Usuń