sobota, 27 kwietnia 2019

Wieści

Na froncie mieszkania bez zmian.

Ale dobre wieści na polu poezji: moją książkę "Tyle nieznanych ryb" nominowano do nagrody Orfeusz w kategorii Orfeusz Mazurski, a przedwczoraj do Nagrody Literackiej Warmii i Mazur "Wawrzyn".
Tak mazursko się zrobiło.
Widocznie muszę przerobić kompleks mazurski, zanim się od niego uwolnię :)
Nie, żebym chciała zaprzeczyć swemu pochodzeniu stamtąd. Chodzi o twórcze przerobienie. Pewnie poezja jest do tego jakąś drogą, może jedyną możliwą.

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

pierwszy raz

Od dawna. Może pierwszy raz w dorosłym życiu.
Zero stresu okołoświątecznego.

Nie pisałam o osach. To znaczy tylko na fb. Zobaczyłam je pewnego dnia, jak latają, zaaferowane. Ja z moją straszną fobią - tego dnia wpadłam w rozpacz. No bo co jeszcze może się zdarzyć? Oczywiście postanowiły założyć gniazdo na tarasie, bardzo nad tym pracowały. Na pomoc przyszła mi koleżanka - na szczęście nie dała mi czasu na rozważanie, czy tak samo jak os nie boję się przypadkiem tego preparatu, którym należało je popsikać. Póki co jednak os nie ma.

Kredensiku też. Parę dni postał na balkonie, a potem pojechał do przechowalni. Panowie pakowali i płakali. Może nie dosłownie, ale też twierdzili, że okropnie śmierdzi.
W mieszkaniu śmierdzi mniej, co nie znaczy, że całkiem przestało. Przy otwartych oknach da się jednak, zwłaszcza w przeciągu jest całkiem ok ;) Co można, zaklejam aluminiową taśmą samoprzylepną, tzn, takie "boczki" półek, które przeważnie zostawia się niezamalowane, a które zieją wiórami. Robię to precyzyjnie i estetycznie, nikomu w przyszłości nie powinno to przeszkadzać. Kto wie, może kiedyś osiągnę założony efekt?
Tymczasem kupiłam kolejny kwiatek - fikus beniamina. Najbardziej chciałabym nolinę i to dużą, żeby miała chociaż metr. Ale trudno taką znaleźć, a po drugie nie dałabym rady jej przynieść.

Zamówiłam dodatkowy druk książki, w której źle zrobiono ilustracje - w innej drukarni. Jako że zapłaciłam połowę za tamte, uzgodniłam, że zostają u mnie i będą w większości na cele rozdawniczo-promocyjne. Dlatego zrobiłam selekcję - ustawiłam pięć pudełek z opisem: dobre, prawie dobre, mało złe, średnio złe i bardzo złe. Obejrzałam każdy egzemplarz i porozkładałam. Sprawiło mi to specyficzną, pewnie aspergerową trochę przyjemność, siedziałam jak zaczarowana. i segregowałam. 240 książek, w każdej każdą ilustrację. Z systemem obliczeń i przeliczników. Najważniejsza jest pierwsza ilustracja, bo w niej są linie, które muszą się schodzić, a nie mijać. Do pudełka z napisem "dobre" trafiły... trzy. Jeszcze tylko muszę przejrzeć 60 egzemplarzy, które wycofam z hurtowni.
Trzeba pamiętać, że wady dotyczą tylko ilustracji i są to przesunięcia na jeden-dwa milimetry. W sytuacji, gdy obrazek jest na rozkładówce - czyli obejmuje dwie strony leżące obok siebie, to jednak po prostu widać. Jednak w żaden sposób nie dotyczy to tych stron, na których są wiersze. Pod tym względem książka oferuje pełnię zalet.
To dla mnie nauczka też. Mam pomysły, które dodają trudności wykonaniu książki i podrażają ją. Drukarnia przeliczyła się nieco z możliwościami, choć pierwotnie deklarowała, że będzie dobrze. Dlatego (i na szczęście) jest otwarta na moje propozycje i ewentualną obniżkę przy jakimś kolejnym druku.
Zlecony dodruk w innej drukarni będzie niestety droższy, ale trudno, skoro zaczęłam ten projekt, trzeba go dokończyć w takiej postaci, jaką zaplanowałam.

A moje starsze dziecko skończyło wczoraj 30 lat.




Kiedy ten czas zleciał, no kiedy?
Córeczce - żeby kolejne trzydziestolecia były piękne. Możliwe, że środkowa trzydziestka to najpiękniejszy czas.

Każda rzecz dzieje się kiedyś po raz pierwszy i... każdego dnia zaczyna się wszystko.

niedziela, 14 kwietnia 2019

Dalej

Już pół kwietnia, a ja nie piszę, bo - ciągle nie jest tak, jak mogłoby. Chciałabym jakiegoś przełomu. W końcu kredensik wylądował na balkonie. Znajoma poprosiła dwóch silnych poetów, i dobrze, że dwóch, bo jeden nie dałby rady, poza tym trzeba było rozkręcić. Pomyślałam - jest sucho, postoi, to się i wywietrzy trochę, a ja przynajmniej będę wiedzieć, czy to tylko on jest winien. Balkon wyścieliłam folią malarską i przygotowałam drugą, żeby przykrywać. I wiecie co?  W nocy spadł śnieg. Dziś już znowu słońce i sucho, a ja musiałam trafić na jeden jedyny opad. Przykryłam, ale już było za późno, nie usłyszałam śniegu, nie sprawdziłam też prognozy. Nie wiem, czy to mu bardzo zaszkodziło, ale możliwe, że tak, jeśli wilgoć weszła w płyty wiórowe. Trudno, najwyżej za niego zapłacę.
śmierdzi w mieszkaniu mniej, tak o 70-80 procent. Dziś wyjęłam półeczki z szafek kuchennych i okleiłam im te brzegi, gdzie są przecięte, czyli z wiórami na wierzchu. Te miejsca śmierdziały bardzo przy wąchaniu z bliska, więc pewnie również emitowały. Kleiłam aluminiową taśmą samoprzylepną, jest dobra do tego celu, tak wyczytałam.
Parę osób już było u mnie w gościach, większość czuła ten zapach, ale raczej mogliby z nim mieszkać.
Chcę tu zostać. Ciągle się nie poddaję.

Staram się dużo pracować.
Miałam już mieć jeden wydrukowany tytuł, pierwsza książka w wydawnictwie w tym roku. Nawet przyjechała - ale wraca. Do reklamacji.
Tak, że tak.