czwartek, 25 czerwca 2020

Mrówki

Mrówki przyszły. Chyba od kwiatków. Bo tam je widuję, ale w domu też. Staram się nie zostawiać nawet śladów po rzeczach spożywczych, cukierniczka w lodówce, koło okna stworzyłam zasieki z roztworu wody z solą (sok z cytryny nie za bardzo działał), żeby je zniechęcić, bo mam dość zabijania.




Hodują sobie mszyce na stokrotce. Pelargonii chyba nie lubią.

czwartek, 18 czerwca 2020

Chciałabym

chciałabym mieć strych, a na nim mnóstwo starych doniczek, różnych kształtów i rozmiarów. móc je pomalować na jaskrawe kolory, w dziwne wzorki i polakierować. chciałabym mieć chłodną piwnicę, w której mogłabym przechowywać bulwy jaskrów, kiedy przekwitną, aby móc je posadzić do doniczek kolejną wiosną. chciałabym mieć dużego kota, który cieszyłby się tym, że nie musi nigdzie daleko chodzić i może siedzieć przy mnie. chciałabym mieć starą szafę z drewna, która pachnie tylko starą szafą z drewna. chciałabym móc wszystko wąchać bez bólu i strachu.

Piękną rzecz dostałam od Olgi. Taką, którą można się sycić, patrząc.





czwartek, 11 czerwca 2020

Przegląd

No więc kwiaty dają wytchnienie. Siadam na chwilę i patrzę. Te, które sama wychowałam, zaczynają kwitnąć i chyba uwolniły jakiś gen albo właśnie jakiś wygasiły, bo niektóre są bladoróżowe, a rośliny macierzyste takie nie były.
Poza tym ledwo się wyrabiam z pracą, co pewnie można uznać za pozytywną wiadomość. Przez to wchodzę jednak w dziwny rytm, dwa dni przy komputerze od rana do późnej nocy, trzeciego dnia praca z przerwami i snucie się z wyrzutami sumienia. Oraz niepokój, że przecież zaraz wszystko się zawali. Myśli niespokojne, że mogłabym coś inaczej, może bardziej twórczo, a potem zaraz, że to może dobrze, że nie mam czasu, bo może by się okazało, że jednak nie umiem, nie nadaję się. Że to i tak zaraz się okaże. Że nie ma mnie w sobie, że "ja" to jakieś złudzenie.
Mam czasem wrażenie, że coraz trudniej mi się myśli.
A wczoraj zastanawiałam się serio, czy długi weekend rozciąga się na poniedziałek, bo przecież 15 sierpnia święto. Dzień, tydzień czy miesiąc, czas płynie do przodu, zawraca czy się okręca - zrobił się dziwnie nielinearny.
A za oknem mam wieczny kinderbal - akustyka zbudowanych naprzeciwko siebie domów jest taka, że słychać wszystko. Mieszkańcy parterów prowadzą życie w ogródkach i chyba wszyscy mają dużo dzieci. Bawią się, jedzą, krzyczą na psy, przywołują się wzajemnie, prowadzą rozmowy biznesowe. Dziś rano poznałam w szczegółach plan czyjegoś wesela, bo facet z ogródka ma firmę zajmującą się organizowaniem imprez. Jak twierdzi, jest znany na rynku, no, nie dziwię się.
Kiedy dzwoni telefon, nie jestem pewna, czy to do mnie, czy do któregoś z sąsiadów. Czasem nawet dość wyraźnie słyszę ich rozmówców...
Tak, ja wiem, że mam nadwrażliwość węchową i słuchową, ale chyba akustyka robi swoje. W każdym razie stale słyszę cudze życia wokół mnie, z ich różnorodnością i rytmem, planami i emocjami. To trochę przeszkadza mi w pracy, zwłaszcza gdy rozbawione dzieci głośno piszczą. Ale gdybym nagle znalazła się w ciszy? Jak by było?
Teraz obrazki.