niedziela, 31 stycznia 2021

Kalendarz

 Choć urodziłam się w lutym, w tym kalendarzu jestem kwietniem. 



Jakiś czas temu Kazimierz Brakoniecki zadzwonił i zapytał, czy znakazlabym jakiś mój wiersz nawiązujący treścią do którejś z pór roku, do kalendarza wydawanego przez Wspólnotę Kulturową Borussia. Szukałam w pamięci i w tomach, ale nie znalazłam. Kazimierz powiedział jednak, że sam poszuka. Znalazł w książce, o której w ogóle nie pomyślałam, bo Spacja. Notatnik redaktorki to raczej małe prozy, ale okazało się, że tak też może być.

Niedawno dotarł do mnie gotowy kalendarz, z pięknymi ilustracjami Ewy Pohlke.

Bardzo lubię jest malarstwo, mam nawet jedną pracę, kupioną trzy lata temu. Taką:


A poza tym jakoś staram się żyć.

sobota, 16 stycznia 2021

Sześciopensówka

 Dziś chciałam Wam opowiedzieć o nowym projekcie. Nowe Projekty to coś, co  porusza Anią M. Daje rodzaj ekscytacji, motyli w brzuchu, czasem wrażenie lekkiej gorączki i potrzeby, żeby mówić o tym, dzielić się, cieszyć razem z innymi ludźmi.

Potem na ogół proces wprowadzania Nowego Projektu w życie okazuje się długi i czasem żmudy, a konieczną do jego ogarnięcia cechą bywa cierpliwość. Na przykład przydatną do tego żeby czekać, aż drukarnia wydrukuje książkę, której pliki zostały do niej wysłane :)

Tym razem chodzi o książkę dla dzieci - pierwszą książkę dla dzieci w moim wydawnictwie. Na początku roku dowiedziałam się, że moja przyjaciółka, poetka Renata Senktas przetłumaczyła bajkę irlandzkiego poety i w dodatku dostała na to grant z Literature Ireland. Wstępne rozmowy z innym wydawnictwem utknęły i wtedy pomyślałam - a czemu nie ja?

I zrobiłyśmy to. Ilustracje do książki wykonała Magdalena Boffito, artystka po Akademii sztuk Pięknych i pracowniczka tej uczelni. W połowie grudnia wysłałyśmy pliki do drukarni i właśnie teraz zbliża się termin, w którym książka ma do mnie przyjechać. To ma być we wtorek, 19 stycznia. Jej pełny tytuł to O sześciopensówce, która odturlała się od reszty. Jej bohaterowie to rodzina monetek zamieszkująca skarbonkę. Najmłodsze dziecko w rodzinie, Sześciopensówka, pewnego dnia sturlała się z półki i....   I dalej nie powiem, ale jest ciekawie i z humorem. Oraz pięknie i kolorowo.

Oto okładka i dwie strony ze środka.

PS: dopisuję,na wypadek, gdyby ktoś chciał kupić: zamówić można na razie, pisząc na matysiak553@gmail.com albo na priv na fb. Jak tylko dostanę książkę wstawię na stronę www wydawnictwa :)





czwartek, 14 stycznia 2021

Wśrodkowanie

Ten padający śnieg spowodował, że na chwilę odnalazłam środek czasu. Ostatnio nie płynął tylko trwał, niezróżnicowany, słaby, bez struktury. Dziś idąc na pocztę, potem kawałek do warzywniaka i z powrotem do domu, czyli jakieś półtora kilometra, oddychając chłodnym powietrzem, poczułam się zanurzona w teraźniejszości, która zaczyna istnieć dopiero wtedy, kiedy się wie o jakiejś przeszłości i przeczuwa się jakąś przyszłość. I nie, na nic nie czekam, żadne byle do wiosny czy do czegoś. Przypomniałam sobie, że lubię być zanurzona w powolnym trwaniu. Mieć dużo za, przed i dookoła. Nie spędzać czasu ani nie przepędzać.

To było tylko parę chwil, sytuację ogólnie mam trudną i stres większy niż zwykle, ale staram się bardzo.













 

sobota, 2 stycznia 2021

Trwanie

Nie śpię dobrze. Nawet jeśli jestem zmęczona, kładąc się spać, przywołuję do głowy zmartwienia, które w ciągu dnia chowają się głębiej, jakbym trochę chciała zrobić sobie na złość - ale to raczej rodzaj natręctwa. Nadchodzi trzecia, czwarta rano, czasem piąta. Zasypiam i budząc się co jakiś czas, śpię do dziesiątej, chyba że ktoś wcześniej zadzwoni. Ale najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, nie zaczynała dnia. Kawa z mlekiem to taka sprawa, dla której jednak wychodzę spod kołdry. Prosto do komputera i do pracy. 

Późnym wieczorem i w nocy czuję się lepiej, czasem wydaje mi się, że mam w sobie siłę, aby ze wszystkim dać radę. Pracować jeszcze więcej, wymyślać strategie marketingowe, bo oprócz produkowania książek, muszę je sprzedawać, a to nie jest łatwe. Wydawanie książek musi przestać przynosić straty, bo nie da się w nieskończoność łatać tych strat pracą redaktorską dla innych wydawnictw, zwłaszcza gdy wynajmuje się mieszkanie, płaci kredyt, ZUS i parę innych rzeczy, a i na tak zwane życie trzeba mieć parę groszy.

Ostatnio, nie mogąc zasnąć, obejrzałam kolejny raz Piknik pod wiszącą skałą. Cudowny film, chciałoby się, żeby się nie kończył. Potem jeszcze trafiłam na psychoanalityczną interpretację jego symboliki, że jest obrazem podróży w głąb siebie, własnej kobiecości, że taka podróż, w najgłębsze, najstarsze pokłady psychiki, z czasów kształtowania się człowieczeństwa, może czasem okazać się podróżą bez powrotu. "Co to jest milion lat" - mówi nauczycielka matematyki o wiszącej skale, magicznym miejscu australijskich Aborygenów, jakby próbując ująć w karby te wszystkie przeczucia związane z Niezbadanym w nas. A potem, tak jak zaginione uczennice, idzie w kierunku skały i również nie wraca. Ten film jednak nie jest dla mnie niepokojący, przeciwnie, działa kojąco. Jakby otwierał jakieś drzwi, szczelnie przedtem zamknięte, i przez to dawał upust nagromadzonym napięciom. Przywraca na jakiś czas łagodną energię, pozwala myśleć, że jest w nas jakieś niezbadane, trudno dostępne pole regulujące energię, jeśli pozwoli mu się działać. Oczywiście ostrożnie i trzymając się jedną ręką tych wszystkich współrzędnych wypracowanych przez tysiąclecia kultury, czyli znacząc drogę powrotu. Jak jeden z bohaterów filmu. I trochę skuteczniej niż Jaś z bajki o Jasiu i Małgosi  (bo może zamiast palić czarownice w piecu chlebowym, trzeba by je oswajać?). Tak sobie płyną myśli - od bajki do bajki.