piątek, 30 kwietnia 2021

Pojawianie

Chciałabym umieć pozbywać się rzeczy, ale jest mi trudno wyrzucać. Wydaje mi się, że robię przykrość albo krzywdę jakiemuś bytowi. A jak coś się wiąże z jakimś wspomnieniem, to w dodatku czuję, że wyrzucając, tracę coś na zawsze. Teraz mam problem, bo po ostatecznym pozbyciu się starego mieszkania musiałam przyjąć jakieś 50 pudeł i paczek, w dodatku pachnących tamtym mieszkaniem, co mi się nie podoba, bo jest już jakoś obce; odzwyczaiłam się i jednocześnie wyczuliłam na zapachy i ta nadwrażliwość narasta. 

Trochę rzeczy oddaję i cieszę się, kiedy to jest możliwe, ale wcale nie tak łatwo jest znaleźć chętnych do utulania przedmiotów. 

Dlaczego one są takie żywe? Albo inaczej - obarczone naddatkiem. Bo bycie żywym to dla mnie nie jest najlepsze pojęcie, nawet użyte metaforycznie; mamy też chyba nadmierną skłonność do wartościowania na skali nieożywione - ożywione. Mogę sobie wyobrazić nabrzmiałą znaczeniami rzeczywistość, gdzie takie kryterium nie ma zastosowania. Całą planetę albo taki wszechświat. Albo też coś-obok-nas, tylko że wtedy nasze sensory nie umieją tego wyłowić: albo wcale, albo w jakimś najistotniejszym aspekcie. Może tak zwane życie to tylko bąbelek w czasie i przestrzeni, a całość, czymkolwiek jest, toczy się na rozległą nieskończoność (albo i dwie) na boki, w górę i w dół. 

Małego złotego aniołka znalazłam kiedyś wyrzucając śmieci - komuś odczepił się od choinki.

Telefon sprzed 20 lat wyciąga do mnie antenkę. 

Może dla nich jestem takim przedmiotem jak one dla mnie, w ich niepojętym cyklu bytowania pojawiam się na chwilę - dziwna, pozbawiona trwałości, ruchliwa i zmienna.   




18 komentarzy:

  1. Dużo łatwiej jest oddać komuś, a najłatwiej pozbyć się odzieży- tak mam ja. Nie lubię wyrzucać. Mając 5 pokoi i nas dwójka, to upycham🙈 Ale jak robię porządki z kimś obcym, to łatwiej mi się pozbyć niby niepotrzebnych rzeczy. Oddając torebki- jak pisałam u się- w jednej z nich znalazłam porcelanowego aniołka z zawieszką- został.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam dwa pokoje i zniechęca mnie do rozpakowywania pudeł to, że potem wszystko na nowo będzie zagracone i zapchane. łatwiej było, gdy dwa lata temu wyprowadziłam się z symboliczną "jedną torbą" - okazało się, że mam niemal wszystko, czego potrzebuję.

      Usuń
  2. Osoby wrażliwe mają ciężko, o wiele ciężej niż ja, która jestem zimna, twarda, bezwzględna jeśli chodzi o wyrzucanie. Pozbywam się rzeczy chętnie, szybko, oddaję, ewentualnie kładę koło śmietnika, żeby ktoś się skusił. Czasem potem żałuję, ale na ogół przedmiot nie jest mi potrzebny do wspomnień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niby wiem, że to nie jest potrzebne. Przedmiot nie jest mi do niczego obiektywnie potrzebny - raczej czasem myślę, że może ja jestem potrzebna przedmiotowi, bo beze mnie będzie czymś innym.
      Ubrania oddaję, jeśli tylko ktoś chcę brać. czasem oczywiście myślę, że może kiedyś jednak schudnę...

      Usuń
  3. Wiele rzeczy wyrzuciłam albo oddałam, ale są takie, których nie potrafię. I wciąż są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, choć czasem myślę, że trzeba by przepuścić przez to jakąś rzekę, niech wszystko wymyje.

      Usuń
  4. Hmm. Te dwa byty będzą sobie bytowały dalej - plastik jest niezniszczalny. ;-)

    Natomiast co do narzucania na świat swej wizji... Nie mnie decydować, co jest żywe, a co nie. Może wszystko jest żywe, włącznie z Nokią z antenką? A może nawet my jesteśmy martwi, chociaż nam się tak nie wydaje? A może żywy jest świat, wszechświat, a my, jak te komórki w skórze, co się wymieniają, chociaż skóra czy inna wątroba, trwają dalej w swej niezmienności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko jest możliwe. Nie zobaczymy świata inaczej niż z wnętrza naszego umysłu.
      Jak pisał w „Pasażach” Walter Benjamin o kolekcjonerze: "Świat rozproszony przekształca on w szczególną przestrzeń, którą rządzi zasada jego miłości. Przedmioty, które gromadzi, nie są cenne przez swoją użyteczność, lecz stają się obiektami jego fascynacji; nie towarami, ale właśnie pojedynczymi przedmiotami do kochania. Nie pełnia i doskonałość, a resztka, dekompozycja i destrukcja są żywiołami kolekcjonera".
      To trafne, ale widzę to jeszcze trochę inaczej. Nawet do pojedynczej rzeczy możemy podejść tak, że oddajemy jej, powiedziałabym "paradoksalną sprawiedliwość", dołączając do niej coś z siebie, emocję czy znaczenie. I właśnie przez to, że to może nie mieć sensu i że nie wiemy tego, zmieniamy jakoś strukturę postrzegania tego, co wokół nas. Rozluźniamy ją i trochę też nasze własne granice, pozwalamy wejść czemuś "Innemu".
      Podważamy trochę nasze rozumienie sensu jako takiego. Może nie piszę dość jasno, ale wiesz - operuję znakami z "wnętrza systemu".

      Usuń
    2. Też mam takiego aniołka. Dokładnie takiego samego, oraz paru jego kolegów.
      Mam też takiego z folii srebrnej z trąbką, który był kiedyś pewnie częścią chmury konfetti z takich aniołków. Znalazłam go nie wiemgdzieikiedy i od lat przekładam go z kalendarza do kalendarza, tam gdzie dzień urodzin Latającego. Ma może 1 cm wysokości. Przedmioty potrafią człowieka zniewolić.

      Usuń
    3. Tak, jakoś tak nadajemy im tę wstępną energię, a potem to już działa samo i zwrotnie - na nas. Czasem sieciuje, kiedy staje się "tematem". Mam takie dziwne drobiazgi, które wędrują ze mną. pamiętam też rozpacz mojej córki, gdy wiatr zabrał fragment pękniętego balonika - nieważne, że można było kupić inny, ten jeden był jedyny na świecie.
      Myślę, że można to odczuć jako zdradę.
      A może to jest kwestia, że za mało czuję, że jestem, mam za mało spójności i określoności w sobie. Takie rzeczy podtrzymują mnie jako mnie, jestem jakby nieszczelna.

      Usuń
  5. No cóż. Jako weteranka przeprowadzek nauczyłam się bardzo dobrze pozbywać balastu. Może kiedyś jakiejś pierdoły oddanej będę żałować. Ale ulga związana z oczyszczeniem jest bezcenna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przez większość czasu głównie gromadzę balast. Zobaczymy, może to się zmieni.
      Problem jest w tym, że podchodzę do pewnych spraw zupełnie nieużytkowo, tylko jakoś inaczej. Czasem sama tego nie rozumiem.

      Usuń
    2. Ja dla odmiany wyrzucam sobie, że tak mało jestem sentymentalna. Nie zbieram pamiątek po dzieciach np

      Usuń
    3. Ja mam - zwłaszcza takie, które zrobione były dla mnie. Właśnie znalazłam i wyprałam kawałek szmatki z wyszytym kwiatkiem i tekstem: dla mamy. I laurki i rysunki i kilka starych zeszytów.

      Usuń
  6. ilość rzeczy, przedmiotów, telefonów!!! mnie przeraża (mam specjalną szufladę na ładowarki, telefony i inne w garażu). od dawna nie kupuję, od dawna oddaję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam pełne szuflady, ale takich rzeczy nie ma jak oddać - bo do czego będą pasować? czasem jakaś "elektronika" jest dla mnie zupełnie nieprzezroczysta - nie wiem, czym jest. Ale kabelki, słuchawki, ładowarki, aparaty - tego jest pełno.
      Mam też kopertę z napisem "bardzo ważne dyskietki" :)

      Usuń
  7. Nie mam problemu z wyrzucaniem. Co nieprzydatne wyrzucam lub oddaję. Nie gromadzę pamiątek, ale mam trochę rzeczy nieprzydatnych, z którymi nie potrafię się rozstać.
    Pozdrawiam
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ich intencjonalnie nie gromadzę, same jakoś to robią :)
      Wiele rzeczy chętnie bym oddała.

      Usuń