poniedziałek, 27 lutego 2023

Rytm

Się pozmieniało. Nie wiem, czy tak zostanie, nie podejrzewam, ale w którą stronę się przekolebie i jak? Kładę się po czwartej rano, zasypiam między piątą a szóstą i z pewnym trudem, próbując stłumić roztańczone myśli, jakieś drobne lęki i większe niepokoje: co będzie? Jakieś wizje z nocnego lustra, w którym jestem starą kobietą, gdy pozwalam twarzy wykrzywić się, i młodą dziewczyną, gdy się uśmiecham i gdy wkładam ten uśmiech w oczy; coś takiego się w nich robi, jakiś skurcz mięśni za gałkami, że energia wydostaje się później razem z patrzeniem. Pozwalam sobie na wywołanie duchów: stara - młoda, stara - młoda, jakby to się odbywało na grani: po jednej i drugiej stronie jakieś strome łąki. Powrót do łóżka, żeby zasnąć, opowiadam sobie jakąś mocną narrację, nie zawsze optymistyczną, ale takie właśnie wprowadzają mnie w sen. Rano, czyli gdy się na dobre budzę, jest koło 11 albo później i to jest w zasadzie mój czas nocny, gdy mogłabym jeszcze mocno spać, ale wstaję, bo coś trzeba załatwiać, gdzieś dzwonić, coś wysłać, w czasie pracy urzędów i instytucji. Czuję trochę bólu z tego powodu, że znowu i że znowu z trudem. Siadam do pracy, ale do tej łatwej, jakiejś korekty, chodzę chwiejna, ciągle jakby nie w dobrej fazie. Około 19-20 coś się przestawia i przychodzą siły. Przychodzi apetyt. Rozkręca się metabolizm, praca, trochę różnych nadziei. Włączam nawet muzykę. Po 22 jest dobrze, a północy wyśmienicie. Jestem spokojna i silna. Między porcjami najtrudniejszych prac załatwiam logitykę, korespondencję, pakuję wysyłki. Myślę, że będzie dobrze, naprawdę znowu tak myślę, chcę, żeby tak samo było od rana, i wtedy się kładę, po czwartej.  

czwartek, 2 lutego 2023

Zakręcenie

Zrobiłam sobie spaghetti bolonese, nałożyłam do miseczki, jem i myślę: coś jest, kurczę, bardzo nie tak. I rzeczywiście, makaron nadal spoczywa sobie w kuchni, w garczku, choć należy przyznać, że odcedzon.

Takie przypadki.

Nie mówię już o drobniejszych :)

Trochę tak jest, że mam w mojej firmie, czyli nie tylko w działalności wydawniczej, ale i dla innych instytucji, tysiące drobnych logistyczno-administracyjnych czynności. Oraz nieco ważniejszych. Zapisuję, ale jest za dużo. Wysyłam do siebie maile i zostawiam jako nieprzeczytane, żeby pamiętać. W tym momencie mam takich 124.

Czasem pomaga mi jakaś spokojna, nieco mechaniczna praca, np. korekta po złamaniu, w książce, w której wcześniej już zrobiłam redakcję, albo zestawianie indeksu. Wtedy mogę wprowadzić STRUKTURĘ i PODZIAŁY. Czyli np. ileś stron i przerwa na trzy sprawy, potem o jedną stronę mniej i przerwa na sprawę, potem dalej... aż dojdę do jednej strony. I załatwienie sprawy. Potem od nowa, w odwrotnym kierunku, czyli liczba stron w korekcie wzrasta o jedną. Błoga struktura. Wygląda to na szaleństwo, ale nie jest złe. Jest dobre.

No dobrze.