niedziela, 18 sierpnia 2024

na balkonie i inne rzeczy

Balkon jest tu długi, i ma dziwny kształt, bo się zwęża. Budynek jest jakby zaokrąglony i chyba to dlatego. Nie ma na nim barierek, tylko murek, tak że ma się wrażenie przebywania w swego rodzaju dziupli. Na samym początku, jeszcze przed przeprowadzką, wyczyściłam go, bo był niemiłosiernie zafajdany przez gołębie. Potem zostały tam wniesione moje meble balkonowe, skrzynia i jakieś pakunki z ziemią i doniczkami. 

Gołębie jednak nie odpuściły i przez wiele dni je płoszyłam, za pomocą gwałtownych ruchów i brzydkich słów. Raz udało im się mimo to złożyć jajko, a potem, jak wyjechałam na trzy dni, znowu, tym razem dwa. Wyrzuciłam je. 

Ostatnio mniej przylatywały. Zabrałam się więc do ponownego sprzątania i w ogóle do docelowego zagospodarowania balkonu. Kupiłam nawet jedną różę i dwie doniczki astrów. Rano siedziały na murku trzy gołębie i patrzyły dość bezczelnie. Przyczepiłam do tegoż murku wiatraczek, który przyjaciółka kupiła mi na odpuście.







Dziś wiatraczek na razie zdemontowałam, bo anonsują burze i nie chcę, żeby mi porwało.

Pewnego dnia impulsywnie obcięłam włosy. Sama, nożyczkami do papieru.



Tydzień temu byłam u rodziców, przez trzy dni. Jak zwykle porobiłam trochę zdjęć. Tata ciągle hoduje szczęśliwe kury, które mają u niego dożywocie. jedna jest niepełnosprawna i tata wynosi ją na dwór, a potem wieczorem z powrotem do kurnika.









 


A tu mama. 

Lubię być z moimi rodzicami, ale powroty do miejsc mojego dzieciństwa nie robią mi dobrze. Czuję się tam znowu jak "wioskowe dziwadło", choć nikt już mnie tam takiej nie pamięta. Ale to jakoś chyba samo się w człowieku wywołuje, jak stara klisza.