piątek, 30 listopada 2012

Badam


Niedojrzała.
Bardzo niedojrzała.
Badam językiem smak wód płodowych,
Badam ręką fakturę wnętrza,
Maleńki surfer na falach, dalekich falach --
Kiedyś będę gotowa, by się urodzić.

Scenariusz

Siedzę na schodach w holu Instytucji.
Czekam.
Aby nie tracić czasu, wyciągam plik kartek, zakładam okulary.
Obok białe światło -
przed kamerą młody człowiek opowiada o czymś, dochodzą do mnie pojedyncze słowa.

Robi się ciepło, zdejmuję czapkę, rozpinam kurtkę.

Myślę,
że kiedy nagle wstanę,
moja torba z zepsutym zamkiem potoczy się trzy stopnie w dół,
a jej zawartość wysypie się fantazyjnym jęzorem na zimną posadzkę.

Gdy drżącymi rękami zbierać będę drobne przedmioty,
plik kartek przytrzymywany łokciem wyrwie się na wolność
i widowiskowo przykryje podłogę.

Gdy już się ogarnę,
wychodząc,
przewrócę metalowy stojak z popielniczką.

                                 *

Gdy R. wychodzi z sali konferencyjnej,
wstaję,
przytrzymując łokciem plik kartek.
Torba stoi na swoim miejscu.

Wychodząc, rozglądam się za stojakiem.
Ale nie ma go.
Pewnie nigdy go tu nie było.

czwartek, 29 listopada 2012

Czas

Szybko, szybko, kończę indeks.
Jeszcze sprawdzam kwartalnik, dopisuję brakujące dane w przypisach, ostatnie kartki sprawdzę w autobusie, metrze, tramwaju.
Nie lubię śpieszyć się w ten sposób.
Lubię dobrze traktować czas.
Chcę, by był ze mną.

środa, 28 listopada 2012

One minute performance

Wracając od laryngologa, kupiłam trzy szale. W bardzo optymistycznych kolorach.
Po drodze zobaczyłam dwa liście na czubku nagiej gałęzi - wdzięczyły się wyraźnie, a ja nie miałam aparatu.

Ale to nic.

Dokonałam aktu patrzenia na nie.
Mały performens na dwa Liście, jeden Zmierzch
i jedną Anię.

wtorek, 27 listopada 2012

Przygnębiające

Kończę indeksować książkę o współczesnych konfliktach religijnych w Afryce i w Azji.
Pisaną z punktu widzenia reporterki, która jeździ do najtrudniejszych miejsc, spotyka ludzi najbardziej poszkodowanych - oraz najbardziej fanatycznych.
To ludzie, którzy poznali prawdę.
I dlatego trup ściele się gęsto.

To bardzo przygnębiające.

                    *

Na schodach siedzi sąsiad i cuchnie - obwieściła Młodsza.

Tak, wiem.

Parę lat temu rodzina z dwójką dzieci wprowadziła się do świeżo wyremontowanego mieszkania.
Żona i córki zniknęły jakiś rok później.
Stara matka przynosi jedzenie, zostawia w wiaderku pod drzwiami.
Wychudły człowiek o zapadniętych oczach,
który nic już nie wie.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Słówka

Pan Laryngolog nr 6 - tym razem chirurg - nie był przekonany do opcji mechanicznego oczyszczenia trąbki. Zapchał mi za to ucho opatrunkiem z antybiotykiem i mam to nosić w miarę możliwości do środy, kiedy to będę musiała zapłacić kolejne 135 złotych za wymianę opatrunku i przegląd. Hmm.

Jedno wiem na pewno - gentamycyna w kanale słuchowym dobrze robi mi na humor.
Może to opatentować?

A po za tym, słuchajcie, zajrzałam do statystyk.
Zawsze zazdrościłam Viki fajnych słów kluczowych, po których ludzie trafiają przypadkiem do bloga.
U mnie były nudne - choć może, zaglądając zbyt rzadko, najlepsze po prostu przegapiam?

I dzisiaj w końcu jedno wzbudziło moje uznanie, a brzmiało ono:
"Jak wygląda kupa sroki".

Wędrując, pytając


Moja mama uczyła języka rosyjskiego przez pierwszych kilkanaście lat pracy w wiejskiej podstawówce. Potem przekwalifikowała się na nauczanie początkowe...
Rosyjski znała bardzo dobrze, bo urodziła się w  łotewskiej republice ZSRR i tam spędziła pierwszych 13 lat swego życia. Rodzice byli Polakami, ale po polsku rozmawiali tylko między sobą.

Jako małe dziecko ciągle miałam wokół siebie jakieś rosyjskie książki: gruby, ilustrowany radziecki podręcznik, który często kartkowałam, nie umiejąc jeszcze czytać; w nim to pojawiał się Lenin jako bohater i przyjaciel dzieci na całym świecie.
Potem zauważyłam grubaśne słowniki, klasyków rosyjskich w oryginale, Puszkin, Dostojewski, Tołstoj, Gogol, Czechow.
Zapadła mi w pamięć ilustracja w książce Diectwo Gorkiego – mały nagi chłopczyk leży na ławce pupą do góry, a starzec zamierza się na niego rózgą.

W piątej klasie zaczęłam uczyć się rosyjskiego – miałam wtedy lekcje z mamą.
Potem pojawił się rusycysta z wykształceniem uniwersyteckim, młody jeszcze, z głową w lokach, o błękitnych, zwykle przekrwionych lekko oczach.
Myślę teraz, że został zesłany, by nie epatować nałogiem, na przytulną placówkę, gdzie w zadymionym wiecznie pokoju nauczycielskim mógł liczyć na zrozumienie.
Od tej pory w zasadzie zaczęło się zapominanie tego, czego zdążyliśmy się nauczyć.

                                                                            *

Do mojej koleżanki – B., przyjechał kiedyś kuzyn ze Związku Radzieckiego. Miałyśmy wtedy 12-13 lat on – kilka lat więcej.

Powiedziałaś mu, że twoja mama jest nauczycielką rosyjskiego – rozszczebiotała się B. – Ja mu na to: „ależ skąd, Ani mama uczy plastyki”. „No to fajną masz koleżankę, rzeczywiście”,  tak mi powiedział...

Opowiadała to z satysfakcją, z poczuciem, że jest górą. Jej kuzyn sądzi, że kłamałam. A teraz pojechał i już zawsze będzie tak myślał, nic już droga Aniu nie odwrócisz.

Dlaczego?
Wiele razy się zastanawiałam.
Nie wyobrażałam sobie, że można tak zrobić.

Parę lat wcześniej rodzice B. wyprowadzili się do miasta oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów, zabrali ze sobą dwóch młodszych synów, zostawiając B. z babcią.
Babcia lubiła czasem zbić B.; kiedyś nawet byłam tego świadkiem.
A pewnego razu, u niej w domu, wzięłam do ręki lalkę siedzącą na łóżku. Złapałam za plastikowe rączki i kilka razy zrobiłam nią „fikołka” w powietrzu.

Wiesz – powiedziała babcia B. głosem cichym i spokojnym. – W tym domu było dużo dzieci, ale żadne, nigdy nie zachowało się w ten sposób.

Wyjęła mi lalkę z ręki.
Zostałam z uśmiechem, nie całkiem pewna, czym zawiniłam.

Wędruję,
badam.
Dlaczego pamiętam takie rzeczy?

niedziela, 25 listopada 2012

Pytanie

Czy gdzieś organizują konkursy na najbardziej zabałaganione biurko?
I na największą ilość psiej sierści w łóżku?

Od wczoraj

W ostatnich dniach jestem nudna.
Ale 12 lutego 2012 roku, zakładając ten blog, przyrzekłam sobie, że każdego dnia coś napiszę.
Taki projekt.
Chciałabym móc sobie powiedzieć, że jakiś plan zrealizowałam w stu procentach.

A więc od wczoraj nic się nie zmieniło.
Choć wiem, że wszystko zmienia się cały czas.

sobota, 24 listopada 2012

Do przodu

Postanowienia danego sobie, że trochę posprzątam, nie zaczęłam dziś jeszcze realizować, ale praca zawodowa jakoś idzie.
Godzinka przed komputerem, godzinka półleżąc nad kartkami, tak na zmianę - i do przodu.
Pełna kreatywność ;)

piątek, 23 listopada 2012

Powstań

Byłam na spotkaniu w miłej knajpce, z przyjaciółmi i znajomymi.
Jeśli wydaje wam się, że wiecie, co ze sobą zabrałam, to...
macie rację.

Bo nie były to skrzypce, nie nie.

Ale takie spotkanie było mi potrzebne, moje morale wzrosło, a już chciało upaść i leżeć. Bo po co mam wstawać, jak mi źle, sennie i głucho na dodatek. Wokół sterty papierów, brudnych naczyń i pudełek po lekach.

A tam - choć panował gwar i nasłuch prowadziłam tylko prawostronnie (choć jednak lewoskrętnie) -
udało mi się usłyszeć rzecz najważniejszą,
 otóż:
Nikt mi nie wierzy, że jestem beznadziejna.


czwartek, 22 listopada 2012

Temat

Ostatnio jestem monotematyczna.
Ale temat również jest mi wierny.

Otwieram plik z tekstem, a tam:

Wokół usadowili się muzycy: alta składająca się z dwóch szałamai i trąbki zwojowej....

Dalej coś o głosach siedmiu trąb.



A w lodówce...?

Bez obrazka

"Coś" mnie raczyło poinformować, że wykorzystałam już całego gigabajta.
Nawet nie wiedziałam, że jestem taka zachłanna.

Jutro muszę sprawdzić, jak wygląda rzeczywistość poza gigabajtem.
"Coś" stwierdziło, że mogę ją sobie kupić, tę rzeczywistość.

Przyznam, że jestem zaskoczona.

środa, 21 listopada 2012

Słowa

Kiedyś, dawno temu, napisałam kilka bajek.
Były dla mnie ważne.
Trzy z nich zostały opublikowane w czasopiśmie dla dzieci.
A teraz krążą w antologiach oraz czasopismach.

Ale jedna
pisana bardzo długo
ciągle jest nieukończona.
Nigdy nie zapisałam z niej ani słowa,
ale czasem opowiadam ją sobie w trudnych chwilach.
Przed snem.

Co jakiś czas rodzi się kolejna część,
czasem jednak następuje krok w tył
i zapominam słów, które kiedyś były takie wyraźne.

Buduję je od nowa, litera po literze.


wtorek, 20 listopada 2012

Trąbka przed północą

Ona tam jest.


Muzyka sfer

Rytmiczny niski szum, jak poważny głos fal uderzających o skały.
Wyżej - pulsuje cieńszy śpiew, niczym cichy jęk zmęczonego anioła.
I jeszcze czasem - stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk.

A wszystko to po lewej stronie mojego wszechświata.

niedziela, 18 listopada 2012

Światłem po oczach? Przed północą?


Strachy

Odkąd biorę leki natrąbkowe, budzę się w nocy z jakimiś koszmarami.
To głównie sterydy, więc może to taki efekt uboczny.
Dziś już nawet nie wiem, co takiego mi się śniło, ale lęk miałam w całym ciele.

Myślałam nawet przez chwilę, żeby pójść położyć się obok męża,
ale
nie chciałam go straszyć;)

sobota, 17 listopada 2012

Słodka buźka przed północą




Senna, pracująca sobota

Nastawiłam dziś budzik bohatersko na 8.30.
Ale nie nacisnęłam chyba jakiegoś finalnego klawisza, bo gdy spojrzałam na wyświetlacz telefonu, była 12.13.
I zgadnijcie, co mi się zachciało po trzech godzinach pracy?
Owszem, owszem - spać mi się zachciało.
W odpowiedzi na tę zachciankę co zrobiłam?
Owszem, owszem - napiłam się kawy.

A ucho lewe już dwa razy zrobiło mi dzisiaj "Pyk!"

To podobno objaw początku procesu zdrowienia.
Wiążę z tym duże nadzieje.



Ostatnio mam czas słuchania REM.
Posłuchajcie ze mną -

czwartek, 15 listopada 2012

Były sobie obrazki trzy. Zasadniczo przed północą:)




Którędy?

Byłam u poleconego laryngologa.
Starszy pan z, jak sam powiedział, 53-letnią praktyką.
Od początku zrobił na mnie dobre wrażenie, bo mnie słuchał i zadawał dodatkowe pytania.

I już wiem.
Mam płyn. W trąbce.

 - Czy ta trąbka jest dostępna od strony ucha? - zapytałam.
 - Nie - odrzekł z przekonaniem.
 - To jak się Pan do niej dostanie? - zdradziłam pewne zaniepokojenie.
 - No jak to jak? Per vaginam albo per rectum - wyjaśnił mi fachowo.

Ale nic z tego.
Mam po prostu wpuszczać sobie różne substancje.
Lecznicze.
Doustnie.
I przez nos.

Moja Lu

Wczoraj (dzisiaj, właściwie) w nocy, wyszedłszy spod prysznica, zastałam w moim łóżku mojego męża.

Cóż tam robił?
Otóż przemawiał czule...
wycinając psu kołtunki zza ucha.

Ton jego głosu zmienił się jednak, gdy podeszłam bliżej.
Dowiedziałam się, że jestem nieodpowiedzialna, bo nie dbam o psa, a przecież ją to boli.

I wiecie co - mój mąż miał rację.
Od dwóch dni wśród zapisków na moim biurku, upominających mnie, co mam zrobić nazajutrz, widniało wielkimi literami wypisane przeze mnie hasło: WYCZESAĆ PSA.

A jednak nie zrobiłam tego.

Moja mała, już nie zapomnę.
Przyrzekam oficjalnie,
Moja Lu (skrót od Lupi).


środa, 14 listopada 2012

Obrazki przed północą

I nie - nie zrobione przed północą.
Zrobione około piętnastej, dzisiaj.
Do bloga wstawione przed północą,
bo wydaje mi się,
że to dobra pora na obrazki.



Dwa wiersze sprzed piętnastu lat


                               I

                               Ja kot
                               chcę cały księżyc

                               Ja człowiek - mówię
                               Zrozum
                               najwyższy dach o wiele za nisko

                               chcę cały księżyc
                               miauczę w ostrą trawę
                               kot bezdomny
                               skóra i kości

                               twoje są strychy
                               i głębiny piwnic
                               światy przypomniane
                               w ciemnych korytarzach
                               więc
                               nocą nie wychodź
                               kocie
                               drobny złodzieju chwil

                               poczekaj trochę poczekaj
                               a zaśniesz spokojnie
                               w ciasnych splotach korzeni
                               na lepszy urodzaj

                             
                               II

                               Zabiję kota
                               i tak umrze z głodu

                               będzie drapał i gryzł
                               jego spłowiałą sierścią
                               moje gardło zarośnie

                               więc zabiję kota
                               odetnę
                               jego oczy od moich
                               moje ciało z jego skóry obedrę
                               jego skowyt wypluję
                               jego oddech uduszę

                               będę pusta jak słoik
                               przezroczysta i szklana
                               moje gładkie ściany
                               nie zatrzymają niczyich
                               rąk

                               Więc zanim zabiję kota
                               będę płakać po nim
                               bo potem

                               słoik potoczy się równo.



Wstawiam je, bo wyrażały kiedyś najlepiej sprzeczności, jakie mieściły się we mnie.
Oraz dlatego, że bardzo się zmieniłam przez piętnaście lat.
Oraz...

wtorek, 13 listopada 2012

Przed północą obrazek musi być

Dzisiaj kwiatek.
W błysku flesza.
Oczywiście - listopadowy.
Pod róż gąszczem skryty.



Zabawa


Ha! 
A taka już czułam się samotna;)
Dziecko we mgle niemalże i to pod obserwacją kosmitów (nadajnik w uchu, głosy i te rzeczy, generalnie).
A tu dostałam NOMINACJĘ.
I to - wyobraźcie sobie - z dwóch stron.
Najpierw od Królowej Matki,
a potem od Ojca Karmiącego.
Czyż to nie znak dobrej - nomen omen - karmy?
A więc:

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za 'dobrze wykonaną robotę'. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Ciebie nominował".




Zdecydowałam, że odpowiem na obydwa zestawy pytań.
Najpierw pytania od Królowej Matki:

1. Czego najbardziej się boisz?
Cóż, najbardziej boję się samego lęku. 
 2. Co (lub kto) cię skłoniło do pisania bloga?
Po pierwsze - Li.
Po drugie fakt, że głównie pracuję nad cudzymi tekstami i już bardzo chciałam znowu sama pisać
3. Jaka jest Twoja ulubiona bajka z dzieciństwa?
Z telewizyjnych Przygody Kota Filemona.
Z opowiadanych - Bajka o zajączku i bałwanku.
4. Jaka jest Twoja najbardziej znienawidzona potrawa z dzieciństwa?
Gulasz. Bo w sosie nie było widać, który kawałek zawiera tłuszcz.
5. Co ci zawsze poprawia humor?
Rozmowa z życzliwymi ludźmi oraz praca.
6. Koty czy psy? Czy jeszcze inne zwierzęta?
Koty, psy, szczury...
7. Ulubiona pora dnia? 
Jeśli mogę sama zdecydować, co robię - każda.
8. Najpierw obowiązek czy przyjemność?
Trudno mi jakoś oddzielić te dwie rzeczy, bo jak czegoś nie chce mi się robić, np. sprzątać, to siadam do pracy nad tekstami, która jest obowiązkiem, który jest przyjemnością.
9. Twoją prawdziwą pasją jest...?
Moja praca. I fotografowanie.
10. Wszyscy to uwielbiają, a ja nie - to w twoim wypadku...?
Futra? Wiele osób je lubi, a ja mam wstręt przed dotykaniem ich - taka fobia...
11. Najbardziej w sobie lubię...
To, że lubię lubić:)

A teraz pytania od Ojca Karmiącego:

1. Kawa mała czarna, czy długa z mlekiem?
Zdecydowanie długa z mlekiem
2. Życie w rytmie samby, czy Błękitnej Rapsodii? 
Raczej rock alternatywny
3. Poezja czy proza?
Proza. Naukowa. Kulturoznawcza.
4. Jeśli życie to podróż to jesteś turystą, czy przewodnikiem?
Na razie tylko mikropodróże. Po Ursynowie z aparatem fotograficznym.
5. Ołówek czy pióro?
Oj, raczej długopis lub klawiatura.
6. Miasto, czy wiocha?
Miasto.
7. Słodkie czy słone [to ulubione ojca pytanie jakie słyszał na pokładach różnych samolotów;)]
Oba:)
8. Komedia czy dramat?
Ostatnio wcale, ale jeśli już to komedia.
9. Tworzyć czy odtwarzać?
W miarę możliwości tworzyć...
10. Wiedzieć dlaczego (coś się dzieje), czy po co (to się dzieje)?
Najpierw dlaczego, a potem zaraz po co:)
11.  Smakować, czy zaspokajać głód?
Oba.

A teraz moje pytania:

1       Czy odkryłaś coś ciekawego w miejscu, w którym mieszkasz?
2      Twój ulubiony smak z dzieciństwa?
3      Czy rozmawiasz z psem lub kotem, jeśli go masz?
4       Na jakim filmie pierwszy raz byłaś/eś w kinie.
5      Czy śpiewasz, gdy jesteś sam/a i co?
6       Czy zdarza Ci się przemawiać do rzeczy nieożywionych?
7       Czy lubisz nieoczekiwane spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi?
8      Co wspominasz najlepiej: podstawówkę, szkołę średnią czy studia?
9       Czy łatwo przychodzi Ci wyrzucanie niepotrzebnych rzeczy?
10   Czy pozwalasz psu/kotu/obojgu spać w Twoim łóżku?
11   Czy zdarza Ci się prowadzić rozmowy z nieznajomymi w autobusie/tramwaju/pociągu...? 

A Do zabawy nominuję Mar, Viki, Ostre Starcie, Ingrid oraz po znajomości A. i M. 

Wydaje mi się wszyscy inni już zostali nominowani...
Jeśli macie ochotę, przyłączcie się do zabawy:)


sobota, 10 listopada 2012

Listopadowe kwiatki przed północą




Z dziubkiem

Robisz sobie słitfocie? - zapytała Młodsza zdegustowana.
Eeee...? - zapytałam inteligentnie.
Pstrykasz sobie zdjęcia przed lustrem, jak nastolatka? Szkoda że nie z dzióbkiem.

Pewnym nakładem sił udało mi się powstrzymać odruch przekory, i nie udałam się przed lustro, by natychmiast zrobić sobie zdjęcie z "dzióbkiem".


Czy rzeczywiście jestem za stara, żeby się po powygłupiać?
Czy musi mi teraz być smutno?

Wyszłam na spacer. Zrobiłam 61 zdjęć przepięknej gąsienicy.
Wszystkie nieostre.

piątek, 9 listopada 2012

Wrrrr...

Wczoraj wieczorem przy pracy dostałam nagłego wścieku.

Bo jak się mówiło,
że pewne nowe procedury
przyniosą negatywne skutki,
i się zostało zignorowanym,
i jak się teraz widzi te skutki
i się musi je poprawiać,
i się słyszy odpowiedź pokrętną a wymijającą

- to można się wkurzyć,
nawet jak się nie jest porządnym wampirem,
tylko ucieleśnieniem niewinności i słodyczy.

czwartek, 8 listopada 2012

Zmierzch

Pracowałam do trzeciej w nocy. Wysłałam gotowe pliki, coś jeszcze poczytałam.
Zasnęłam przed piątą.
Wstałam o dziesiątej rano, półprzytomna wyprowadziłam psa.
W planie dwa wydawnictwa, jakieś sprawy, małe zakupy.
Powłócząc noga za nogą, popadając w odrętwienie tam, gdzie udało mi się przysiąść, w ostatniej chwili przypominając sobie, co takiego mówi się na powitanie wchodząc do sklepu - trwałam.

Aż w końcu, wysiadłszy z metra, zobaczyłam, że nadszedł wieczór.
Wyprostowałam się, zrobiłam głęboki wdech i pomyślałam, że dwukilometrowy spacer do domu dobrze mi zrobi.

Mam świetną morfologię, lecz moja twarz jest blada.
Niechętnie patrzę w lustro.
Ożywiam się w nocy.

Zamyślona,
delikatnie
badam językiem kształt moich kłów.


środa, 7 listopada 2012

Mniej więcej

Nie chcę wyjść na marudę,
ale średnio mi jest.
Mniej więcej w całym człowieku.
Chociaż.... w prawą nogę jest mi względnie.
Dlatego podryguję nią, pracując przy komputerze.

wtorek, 6 listopada 2012

Pozwalam sobie...


... patrzeć.
I świat podoba mi się,
gdy patrzę.
Mam wtedy oczy na całym ciele,
a czasem
dotykam.


Jeżeli ktoś...

...chciałby pomóc Gabince, to jeszcze raz ośmielam się prosić. Zalinkowałam też jej blog u siebie wśród lubianych. Przy profilu Gabi, po prawej stronie na dole w jej blogu jest adres mailowy. Można napisać i otrzymać potrzebne dane, a jeśli trzeba, także dokumenty na temat choroby.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Krótka notka o szacunku

Chciałam wam dziś powiedzieć, czym jest dla mnie szacunek.

Szacunek dla drugiego - na przykład człowieka - jest dla mnie wewnętrzną zgodą na to,
że nie muszę rozumieć.

Szacunku dla drugiego - na przykład człowieka - nie muszę odzyskiwać,
bo nie muszę go gubić.

Lampa

Od dawna szukam lampki na biurko.
Nie jest to może wielki problem, rzecz tym, że żadna mi się nie podoba. Wchodzę do sklepu i już wiem, że jej tam nie ma.
Teraz mam lampkę pożyczona od M. Jest niezła - lecz nie jest moja.

Ale tej nocy, gdy poszłam na strych...

... już w pierwszym pokoju zauważyłam lampę. Zakurzona, stara - wiedziałam jednak, że się nadaje.
W kolejnych korytarzach i pomieszczeniach, na stołach, szafkach biurkach, stały, zachęcając, by do nich podejść i obejrzeć z bliska. Wszystkie były tego warte.

Na końcu jednak otworzył się pokój, jasny jak sklep z lampami. Oglądałam je - stojące, wiszące i te małe, na biurkach - i wiedziałam, że każdą mogłabym zabrać do domu.

A jedna z nich była najpiękniejsza.

- Ona działa, możesz ją zabrać - powiedział mój ojciec
- Ale tato, to jest sen. Zdajesz sobie sprawę, że rozmawiamy w moim śnie. Nie ma sposobu, żeby ją stąd wynieść.
- W takim razie musisz ją dobrze zapamiętać - odpowiedział.

Patrzyłam.
Patrzyłam i wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Kolor, kształt, połączenie elementów. Blask.

Pamiętam zapamiętywanie.
Pamiętam pamięć.
Ale lampa...
Widzę ją w krótkich błyskach, w obrazie, który ucieka.

Wiem tylko, że jeśli kiedyś ją zobaczę - rozpoznam.



niedziela, 4 listopada 2012

A przed północą - Bax

Przytulna knajpka.
Jak widać - zwierzolubna.
Bax postanowił się zaprzyjaźnić.


Rozmawiać

Wczoraj przyjechała z Niemiec A.
Spotkałyśmy się dzisiaj.
Nie widzimy się czasem i nie słyszymy długie miesiące - a potem się wydaje, jakby nic nas nie dzieliło, nic.
To jedyna znajomość z liceum, która przetrwała na dobre i zmieniła się w przyjaźń.

Nie musiałam mówić, co u mnie słychać.

To u mnie słychać,
co u mnie pisać,
a Ona czytać.

Mogłyśmy spokojnie rozmawiać.

sobota, 3 listopada 2012

Jabłuszka przed północą. Rajskie.


Drogie duchy

Dziś w nocy trafiłam na strych. Ogromny, pełen szaf, szafeczek, półek szuflad i skrzyń. Otwierałam je po kolei, a ekscytacja mieszała się z poczuciem patrzenia na treści zakazane - bo szperać w nich, oznaczało zrobić bałagan i zaznać niepewności.

Bo co miałabym teraz zrobić z maleńkimi laleczkami ze szmatek, ich ubrankami i miniserwisami z plastiku?
Te rzeczy, jakby wygrzebane sprzed wieków, były moje - wiedziałam to, choć nie poznawałam.
Tyle jeszcze chciałam zobaczyć, tyle skrytek otworzyć.

- Choć już - powiedziała babcia Lisa.
- Możesz mnie tu zostawić - szepnęłam.
- Jak to? A jak przyjdzie?
- Ale ja się nie boję - odpowiedziałam. Moja prababcia śmiało mogła się pojawić. Drogie duchy, mnie nie musicie się bać, nawet na strychu.

Za drzwiami otwierały się kolejne korytarze i pokoje. Szafy pod sam sufit - a w nich kolejne półki, drzwi, szuflady, pudełka, szkatuły...

Na strychu, który otworzył się nocą.

piątek, 2 listopada 2012

Gabinka


Zajrzyjcie na blog Gabinki.
Choruje na to samo, na co chorowała Chustka.
Nie daje się.
Ale jest w trudnej sytuacji.

Jeśli chcielibyście jej pomóc - na dole w jej blogu jest adres mailowy.

Głosy

Chciałam ostatnio bez metafor, to mam.
Bo nie muszę wsłuchiwać się w siebie w poszukiwaniu wewnętrznej prawdy i głosu duszy.
Bez wysiłku słyszę każdy swój oddech, szelest krwi w żyłach i tętnicach, szmery w stawach szczękowych.
Możliwe, że to przez trąbkę, trąbki są fajne.
Ekscesy zaczęły się po tym, jak kolejny pan laryngolog bardzo dokładnie przepłukał mi ucho, po czym je osuszył i przedmuchał.
W efekcie zaczęłam słyszeć głosy.
Dobrze, że tylko po lewicy - inaczej byłabym rozdarta.

czwartek, 1 listopada 2012

Kryształek o północy


Tłumy

Moja babcia, 95-letnia dziś Lisa, miała dwanaścioro rodzeństwa. Dziś żyje ich tylko trójka.
Mama mojej mamy, Babcia Bartoszycka, była najmłodszym, jedenastym dzieckiem. Zdążyłam poznać jej dwie najmłodsze siostry, starsze od niej o 11 i 12 lat.
Ojciec mojej mamy żył 97 lat - miał jedenaścioro rodzeństwa. O tej jedenastce wiem tylko, że porozrzucani byli po krajach całego świata. Poza tym nic.
Ojciec mojego taty opuścił mnie wiele lat przed moim urodzeniem. Nie poznał nawet swojego syna - zaginął na froncie wschodnim.

Całe tłumy nieznanych bliskich.

Jako dziecko chętnie chodziłam na cmentarz. Na ogół odwiedzałam najstarsze, opuszczone groby, z czasów jeszcze niemieckich. Proste sześciany ziemi otoczonej kamienną ramą. Przy ścieżce, u stóp, na powierzchni zarośniętej mchem dawało się odczytać daty, czasem tylko wyczuć je palcami, przesuwanymi po wyżłobieniach. Niekiedy kamienne obramowania zapadały się i trzeba było odsunąć warstwę ziemi, zanurzyć palce w zimną wilgoć piachu i korzeni, by poczuć ślad - imię mężczyzny, kobiety, dziecka.

Na południowym krańcu cmentarza jedna z ostatnich ogrodzonych enklaw, ogródek rodziny pałacowego bibliotekarza. Na samym środku on, bibliotekarz, Justus Patzig, umarł pod koniec XIX wieku.
Stawiałam mu zawsze świeczki.
I jeszcze dalej po prawej na grobach dzieci zmarłych na początku wieku wielkich wojen. Kształtem przypominające mogiły dorosłych, ale tak niemożliwie małe jak nekropolia lalek, jak miniaturowe modele prawdziwych grobów.
Ich życie, ich ból - to już nawet nie historia. To archeologia.

Tak jak we mnie - pokłady pamięci i niepamięci.

A o północy obrazek