Czy wspominałam, że częściowo rozwiązany został problem sikania na parkiet?
Pierwszym ruchem, po wyeksmitowaniu kotki z "salonu" i kuchni", było wyłożeniu przedpokoju gazetami.
Młodsza sugerowała wprawdzie, że lepiej już wysypać cały przedpokój piaskiem, ale wyniośle zlekceważyliśmy jej słowa.
Niesłusznie.
Kotka co prawda na ogół celowała w gazetę, ale po pierwsze nieskutecznie, a po drugie, nie zawsze. Rzadko zdarzało się tak, że siki, nawet jeśli znajdowały się na gazecie, nie wylały się czy nie przesiąkły.
Krok drugi polegał na kupieniu dodatkowej dużej kuwety i wstawieniu jej w przedpokoju w najczęściej użytkowanej strefie.
Ale cóż, okazało się nagle, że do kuwety też można NIE TRAFIĆ.
Można też zmienić strefę.
I w ogóle już przestać chodzić do łazienki.
Dlatego i druga kuweta, ta z łazienki, trafiła ostatecznie do przedpokoju.
Można jednak było nadal "nie trafiać", albo - co bardzo już nas zdziwiło - sikać pod kuwetę.
Które w związku z tym okładaliśmy z zewnątrz gazetami - prezentującymi obie występujące w naszym ekosystemie rodzinnym opcje światopoglądowe (tu materiał do badań: która opcja lepiej wchłania....)
Ale przecież w końcu musiał nastąpić przełom.
Stało się to w dniu, kiedy mąż, wiedziony krańcową już determinacją, zdecydował się kupić zwykły tani, mineralny żwirek.
Który ma wady.
Po pierwsze, gdy tylko kot weń siknie, wydziela okropną wręcz mieszaninę zapachów, po drugie - klei się do dna kuwety.
Ale - od paru tygodni - kotka sika tylko do kuwet.
I to celnie.
I tak w naszym wąskim przedpokoju stoją dwie duże kuwety, między którymi trzeba lawirować, wychodząc.
Gdy zaś wchodzi się do mieszkania, najpierw trąca się kuwetę otwieranymi drzwiami, po czym trzeba nie lada zręczności, żeby w nią nie wejść.
Ale ciiiii....
Nie chcemy niczym zmącić naszego szczęścia.
piątek, 31 sierpnia 2012
czwartek, 30 sierpnia 2012
Publishing...
Musiałam dziś uzupełnić przypisy w pewnej książce o kilkaset nazw wydawnictw.
Zajęło mi to prawie cały dzień.
Już wiem, co będzie mi się śniło:
Cambridge University Press, Routledge and Kegan Paul, Harper and Row, Princeton University Press, Macmillan, Sage, Gallimard, Walter de Gruyter, The Chicago University Press, Methuen, The Hogarth Press, Yale University Press, Verso, Clarendon Press, Armand Colin i............... dużo innych.
A na końcu może jeszcze Academia Scientiarum Fennica z Helsinek.
Mój tata powiedział, że piszę ostatnio smutne posty.
Więc teraz coś pozytywnego: zapisałam się na hebrajski dla początkujących.
Nie mówcie na razie mojemu mężowi ;)
Zajęło mi to prawie cały dzień.
Już wiem, co będzie mi się śniło:
Cambridge University Press, Routledge and Kegan Paul, Harper and Row, Princeton University Press, Macmillan, Sage, Gallimard, Walter de Gruyter, The Chicago University Press, Methuen, The Hogarth Press, Yale University Press, Verso, Clarendon Press, Armand Colin i............... dużo innych.
A na końcu może jeszcze Academia Scientiarum Fennica z Helsinek.
Mój tata powiedział, że piszę ostatnio smutne posty.
Więc teraz coś pozytywnego: zapisałam się na hebrajski dla początkujących.
Nie mówcie na razie mojemu mężowi ;)
środa, 29 sierpnia 2012
wtorek, 28 sierpnia 2012
Wtorek
- I wiesz, on podniósł mięsień i dotknął kości, i zaczęła lać się krew i ten skrzep, co był w naczyniach, tak wybryznął...
Oczy sprzedawczyni w dziale mięsnym otworzyły się szeroko, choć na ustach pojawił się niedowierzający uśmiech.
Odwróciłam się.
Za mną konwersowali dwaj panowie w kombinezonach roboczych - raczej jednak nie chirurgicznych.
Dziś rano, zdejmując naczynia z suszarki, zastanawiałam się, gdzie trzymamy płaskie talerze.
Szybki test: czy pamiętam, kto jest teraz prezydentem?
Owszem. Po krótki namyśle.
Sponiewierałam się całkiem osobiście, pracując przez cały weekend od rana do.... prawie rana.
- Co pani taka blada? - spytała zza lady J.
A dziś się regeneruję.
Oczy sprzedawczyni w dziale mięsnym otworzyły się szeroko, choć na ustach pojawił się niedowierzający uśmiech.
Odwróciłam się.
Za mną konwersowali dwaj panowie w kombinezonach roboczych - raczej jednak nie chirurgicznych.
Dziś rano, zdejmując naczynia z suszarki, zastanawiałam się, gdzie trzymamy płaskie talerze.
Szybki test: czy pamiętam, kto jest teraz prezydentem?
Owszem. Po krótki namyśle.
Sponiewierałam się całkiem osobiście, pracując przez cały weekend od rana do.... prawie rana.
- Co pani taka blada? - spytała zza lady J.
A dziś się regeneruję.
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
niedziela, 26 sierpnia 2012
Po deszczu
Na ogół piszę krótko. Zwarte, spięte obrazy.
Ale wczorajszą notką sama się przestraszyłam.
Jakbym urodziła twardy, owalny przedmiot. Połyskliwy i obcy.
sobota, 25 sierpnia 2012
Co i komu
Zastanawiam się, co i komu chcę udowodnić. Napinając maksymalnie wewnętrzne siły, mobilizując, biorąc na siebie kolejne zadania.
Muszę mieć dużo pracy.
Wszystko zrobię. Dobrze zrobię.
Czy to dla mnie? Czy uwierzyłam, że muszę odpracować dług z czasów, kiedy nie pracowałam, bo dzieci były malutkie, bo byłam chora?
Gdybym chociaż wtedy była świetną gospodynią - ale nie byłam.
Czy kiedyś to odpracuję?
Muszę mieć dużo pracy.
Wszystko zrobię. Dobrze zrobię.
Czy to dla mnie? Czy uwierzyłam, że muszę odpracować dług z czasów, kiedy nie pracowałam, bo dzieci były malutkie, bo byłam chora?
Gdybym chociaż wtedy była świetną gospodynią - ale nie byłam.
Czy kiedyś to odpracuję?
piątek, 24 sierpnia 2012
Oczywiście
- Czy pani mnie słucha?
- Oczywiście - odpowiedziałam, drgnąwszy uprzednio.
Gdzie byłam? Przeglądałam poprawki na kartkach, które właśnie wzięłam do rąk.
No proszę! Czyżbym straciła zdolność ogarniania pięciu kwestii naraz?
Muszę być silna, zorganizowana, promienna. Muszę mieć pasję.
Nie być samotna i smutna.
- Czego ty chcesz? Żebym Cię pocieszał, przytulał i mówił, że wszystko będzie dobrze?
No skąd.
Możesz mi jak zawsze wyjaśnić, co robię źle. Co robię od zawsze źle. I oczywiście, nie mogę powiedzieć, żebyś nie krzyczał, bo to ogranicza twoją ekspresję.
Wiem, wiem, to dzieci się wspiera, a nie dorosłych.
Położyłam się na trawie, na zboczu pagórka. Ciemne okulary i oczy zmrużone. Szum drzew i samochodów.
Mrówki.
- Oczywiście - odpowiedziałam, drgnąwszy uprzednio.
Gdzie byłam? Przeglądałam poprawki na kartkach, które właśnie wzięłam do rąk.
No proszę! Czyżbym straciła zdolność ogarniania pięciu kwestii naraz?
Muszę być silna, zorganizowana, promienna. Muszę mieć pasję.
Nie być samotna i smutna.
- Czego ty chcesz? Żebym Cię pocieszał, przytulał i mówił, że wszystko będzie dobrze?
No skąd.
Możesz mi jak zawsze wyjaśnić, co robię źle. Co robię od zawsze źle. I oczywiście, nie mogę powiedzieć, żebyś nie krzyczał, bo to ogranicza twoją ekspresję.
Wiem, wiem, to dzieci się wspiera, a nie dorosłych.
Położyłam się na trawie, na zboczu pagórka. Ciemne okulary i oczy zmrużone. Szum drzew i samochodów.
Mrówki.
czwartek, 23 sierpnia 2012
Słońce w trawie
Skoro duża podróż chwilowo nie wchodzi w grę, postanowiłam wybrać się w małą.
A żeby już powiedzieć dokładnie: w mini- a nawet mikropodróż.
Na poszukiwanie słońca w trawie.
Wyposażenie na tę wyprawę składało się z małego aparatu fotograficznego oraz jednego psa (również niedużego).
Czy podróż była udana?
Oczywiście.
To znaczy - pies tak twierdzi.
Spotkał bowiem mamusię oraz braciszka.
Oraz przyjaciółkę.
Jak zwykle nie mogli się nagadać
A żeby już powiedzieć dokładnie: w mini- a nawet mikropodróż.
Na poszukiwanie słońca w trawie.
Wyposażenie na tę wyprawę składało się z małego aparatu fotograficznego oraz jednego psa (również niedużego).
Czy podróż była udana?
Oczywiście.
To znaczy - pies tak twierdzi.
Spotkał bowiem mamusię oraz braciszka.
Oraz przyjaciółkę.
Jak zwykle nie mogli się nagadać
środa, 22 sierpnia 2012
Mówię sobie
Mówię sobie, że muszę na chwilę wyjechać. Nad morze, niech będzie wiatr i szum, i piasek.
Albo w góry.
Jestem zmęczona.
Dziś po południu zasnęłam, zamiast zrobić obiad.
Obudził mnie dopiero weterynarz, który przyszedł zaszczepić psa. Nie pamiętałam, że się umówiłam, choć coś mi się kołacze w głowie, że miał być jutro.
Litery są jakieś niewyraźne.
Więc mówię sobie...
Albo w góry.
Jestem zmęczona.
Dziś po południu zasnęłam, zamiast zrobić obiad.
Obudził mnie dopiero weterynarz, który przyszedł zaszczepić psa. Nie pamiętałam, że się umówiłam, choć coś mi się kołacze w głowie, że miał być jutro.
Litery są jakieś niewyraźne.
Więc mówię sobie...
wtorek, 21 sierpnia 2012
Rekreacja spontaniczna
Na skutek nieprzewidzianych okoliczności pomiędzy wizytami w dwóch wydawnictwach otworzył mi się dziś tunel czasoprzestrzenny. To znaczy nagle okazało się, że mam czas, a przestrzenie do wyboru dwie - albo jednak oczekiwanie w nagrzanych upałem pomieszczeniach jednego z wydawnictw, albo Łazienki Królewskie.
Spotkałam więc wiewiórki, sikorki, kaczki, trochę kwiecia i... dużo cienia.
No i całkiem przypadkowo miałam aparat.
A potem
ruszyłam powoli, jak żółw ociężale....
i nie, nie rozpędziłam się za bardzo, choć żar z rozgrzanego mi brzucha buchał.
A potem okazało się, że tunel czasoprzestrzenny jest rozciągliwy.
Spotkałam więc wiewiórki, sikorki, kaczki, trochę kwiecia i... dużo cienia.
No i całkiem przypadkowo miałam aparat.
A potem
ruszyłam powoli, jak żółw ociężale....
i nie, nie rozpędziłam się za bardzo, choć żar z rozgrzanego mi brzucha buchał.
A potem okazało się, że tunel czasoprzestrzenny jest rozciągliwy.
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Tramwaj zwany Lśnieniem
Z samego rana, w słońcu, trzy wydawnictwa - w różnych punktach miasta.
Książki są ważne.
Ważą.
Głaszczę papier.
Nitka miejskich podróży wiezie mnie jednak
do ludzi.
Książki są ważne.
Ważą.
Głaszczę papier.
Nitka miejskich podróży wiezie mnie jednak
do ludzi.
niedziela, 19 sierpnia 2012
Punkt widzenia
... zsierpnienia. Sierpień to dla mnie jedno z najpiękniejszych polskich słów.
A punkt widzenia, który dominuje ostatnio w moich dniach, to wzrok utkwiony w kartkach, z głową lekko pochyloną nad biurkiem. Przerywany co chwila spojrzeniem na monitor.
Gdy zauważyłam, że w tej pozycji drga mi mięsień w dolnej części policzka - cóż, uznałam, że pora coś zmienić. Chociaż na chwilę.
A punkt widzenia, który dominuje ostatnio w moich dniach, to wzrok utkwiony w kartkach, z głową lekko pochyloną nad biurkiem. Przerywany co chwila spojrzeniem na monitor.
Gdy zauważyłam, że w tej pozycji drga mi mięsień w dolnej części policzka - cóż, uznałam, że pora coś zmienić. Chociaż na chwilę.
sobota, 18 sierpnia 2012
Po południu
Jedna z moich sąsiadek jest kobietą z biglem.
A nawet z beaglem. A jeśli już uściślamy - to z dwoma beaglami, płci różnej.
- No, proszę pani - słyszę z daleka jej głos.
- Słucham - odkrzykuję się.
- No bo już chciałyśmy dzwonić po pomoc. Myślimy - kobieta leży w trawie...
No bo ja grzyby fotografuję. A jak mam inaczej, jak one malutkie są, blisko ziemi, i jeszcze przykryte trawą?
- O, to wie pani - włącza się inna sąsiadka - to tam dalej, takie fajne rosną, duże, te... trufle.
- Jak to trufle? - powątpiewam.
- No, takie z czymś w środku. Purchle.
No tak.
A już myślałam...
A po drodze do domu spotkałam samotną piękność.
A nawet z beaglem. A jeśli już uściślamy - to z dwoma beaglami, płci różnej.
- No, proszę pani - słyszę z daleka jej głos.
- Słucham - odkrzykuję się.
- No bo już chciałyśmy dzwonić po pomoc. Myślimy - kobieta leży w trawie...
No bo ja grzyby fotografuję. A jak mam inaczej, jak one malutkie są, blisko ziemi, i jeszcze przykryte trawą?
- O, to wie pani - włącza się inna sąsiadka - to tam dalej, takie fajne rosną, duże, te... trufle.
- Jak to trufle? - powątpiewam.
- No, takie z czymś w środku. Purchle.
No tak.
A już myślałam...
A po drodze do domu spotkałam samotną piękność.
piątek, 17 sierpnia 2012
Powietrzność
Spotkałam je już wczoraj, ale nie miałam przy sobie aparatu.
Bałam się, że wiatr albo deszcz zniszczą je bezpowrotnie.
Ale dzisiaj - były na miejscu. Ursynowskie cuda.
Popatrzcie.
Bałam się, że wiatr albo deszcz zniszczą je bezpowrotnie.
Ale dzisiaj - były na miejscu. Ursynowskie cuda.
Popatrzcie.
czwartek, 16 sierpnia 2012
Odwiedziny
Odwiedziłam dziś Przyjaciół.
Pojechałam w tym celu na osiedle, na którym mieszkałam piętnaście lat temu..
Dziwne emocje dzieją się we mnie, gdy widzę znajome bloki, ścieżki. Już gdy dojeżdżam,
już z daleka,
zaczynam się roztapiać.
Wiatr rozwiewa ze mnie nitki, a słońce rozmazuje mnie na konturach domów.
Staram się zatrzymać w ramionach tę obcą dziewczynę, trzydziestoletnią Anię.
Pojechałam w tym celu na osiedle, na którym mieszkałam piętnaście lat temu..
Dziwne emocje dzieją się we mnie, gdy widzę znajome bloki, ścieżki. Już gdy dojeżdżam,
już z daleka,
zaczynam się roztapiać.
Wiatr rozwiewa ze mnie nitki, a słońce rozmazuje mnie na konturach domów.
Staram się zatrzymać w ramionach tę obcą dziewczynę, trzydziestoletnią Anię.
środa, 15 sierpnia 2012
Pewnego razu. Helmut
Pewnego razu się zakochałam.
Z wzajemnością.
On - był małym szczurzym dzieckiem, a na imię miał Helmut.
Właściwie należał do Młodszej, ale Go przejęłam emocjonalnie.
Nie planowałam.
Samo tak wyszło, jak zwykle, gdy chodzi o miłość.
Potem On dorósł - i jak w każdej bajce żylibyśmy razem długo i szczęśliwie,
ale On zachorował i umarł.
Dokładnie sześć lat temu, w święto. W słoneczny poranek.
Rozpadłam się wtedy na drobne kawałki, a każdy kawałek bolał mnie osobno.
Chciałam napisać o Helmucie. Ale już kiedyś to zrobiłam, na blogu Li, ponad pół roku temu, w komentarzach. Napisałam wtedy jedno zdanie, a potem, jako odpowiedź na pytanie Viki, dłuższy kawałek. Nie umiałabym zrobić tego po raz drugi, dlatego za zgodą Li, wklejam tutaj tamte słowa:
SYSTEM,
jak go tu rozumiem, to całe nasze kulturowe uwikłanie. Nie ma w nim szufladki
na kochanie szczura - jest na niechęć, lęk, nienawiść. Dezynfekcja,
dezynsekcja, deratyzacja, wiesz, to jest zdrowy, ludzki sposób rozumowania.
Nawet jeśli przygarnia się szczura i lubi zwierzątko, to pozostaje on obcym
("Jak ten padnie, to weźmiemy samiczkę albo myszoskoczka" itp.).
Kiedy Helmut zachorował, walczyłam, zmieniałam termofory z ciepła wodą,
karmiłam papkami. On był dla mnie osobą, pojedynczą istotą, której życie ma
WAGĘ. Tak jakby wydobył się ogromnym wysiłkiem z tej deratyzacyjnej masy, do
świata pojedynczych istot wartych kochania. Gdyby całkiem przestał chodzić,
nosiłabym go, aby tylko był. Ale zaczął się za bardzo męczyć, mógł się udusić i
trzeba było go uśpić. Potem były tygodnie w moim życiu, kiedy prawie cały czas
płakałam.
BRAMA - to metafora takiej szczeliny, która pozwoliła mi wyjrzeć poza nasze antropomorficzne przyzwyczajenia, skojarzenia i systemy obronne. W obszar niesłychanego bogactwa rzeczywistości, która roi się od życia, których jedynym sposobem pojmowania przez ludzi jest segregacja i schematyzacja. Nasze pojmowanie świata warunkowane jest strukturą mózgu, i dobrze, ale dobrze też chyba wiedzieć, że to tylko fragment (zawsze fragment, mawia poeta). Myślę, że Helmut pozwolił mi się otworzyć, poczuć przepływ, zmiany, mniej się bać.
Z wzajemnością.
On - był małym szczurzym dzieckiem, a na imię miał Helmut.
Właściwie należał do Młodszej, ale Go przejęłam emocjonalnie.
Nie planowałam.
Samo tak wyszło, jak zwykle, gdy chodzi o miłość.
Potem On dorósł - i jak w każdej bajce żylibyśmy razem długo i szczęśliwie,
ale On zachorował i umarł.
Dokładnie sześć lat temu, w święto. W słoneczny poranek.
Rozpadłam się wtedy na drobne kawałki, a każdy kawałek bolał mnie osobno.
Chciałam napisać o Helmucie. Ale już kiedyś to zrobiłam, na blogu Li, ponad pół roku temu, w komentarzach. Napisałam wtedy jedno zdanie, a potem, jako odpowiedź na pytanie Viki, dłuższy kawałek. Nie umiałabym zrobić tego po raz drugi, dlatego za zgodą Li, wklejam tutaj tamte słowa:
A wiesz Li... Szczur
Helmut był miłością mojego życia. Kimś, kto przyszedł spoza SYSTEMU, spoza
historii, kultury i religii. I dlatego był też BRAMĄ.
Szalenie dużo mu zawdzięczam.
Szalenie dużo mu zawdzięczam.
............................................
BRAMA - to metafora takiej szczeliny, która pozwoliła mi wyjrzeć poza nasze antropomorficzne przyzwyczajenia, skojarzenia i systemy obronne. W obszar niesłychanego bogactwa rzeczywistości, która roi się od życia, których jedynym sposobem pojmowania przez ludzi jest segregacja i schematyzacja. Nasze pojmowanie świata warunkowane jest strukturą mózgu, i dobrze, ale dobrze też chyba wiedzieć, że to tylko fragment (zawsze fragment, mawia poeta). Myślę, że Helmut pozwolił mi się otworzyć, poczuć przepływ, zmiany, mniej się bać.
wtorek, 14 sierpnia 2012
No proszę - pół roku
Po cichu,
po małemu cichu,
wzięło i minęło.
Pół roku mojego blogowania.
przedwczoraj.
Wycelebrowawszy należycie jubileusz pierwszego tygodnia, pierwszego miesiąca, wzięłam i zapomniałam o półrocznicy.
No, kot by się uśmiał. Na przykład ten.
Zdjęcie to zrobiłam mojej kotce, gdy była młoda.
Nie muszę chyba dodawać, że ja też byłam wtedy młoda.
po małemu cichu,
wzięło i minęło.
Pół roku mojego blogowania.
przedwczoraj.
Wycelebrowawszy należycie jubileusz pierwszego tygodnia, pierwszego miesiąca, wzięłam i zapomniałam o półrocznicy.
No, kot by się uśmiał. Na przykład ten.
Zdjęcie to zrobiłam mojej kotce, gdy była młoda.
Nie muszę chyba dodawać, że ja też byłam wtedy młoda.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Raport mniejszości
Mniejszość mazurska naszej podstawowej komórki społecznej przesłała wiadomość obrazkową z dzisiejszego popołudnia. Oto, czym się zajmowała Młodsza w ogrodzie, przy współudziale babci i dziadka, czyli moich osobistych rodziców. Proceder ten dopełniony został pieczeniem młodych ziemniaczków w gorącym popiele. A potem spadł deszcz.
Topola
Niedaleko rośnie ogromna stara topola.
A w niej są drzwi do innej rzeczywistości lub innego wymiaru.
No bo jakże inaczej?
W sierpniu bowiem zlatują się do niej szpaki. Niebo robi się prawie czarne od nich, a one lecą i lecą. Wszystkie w stronę topoli.
I znikają. W niej.
I ta cisza. Długa.
A potem głosy. najpierw pojedyncze, ciche. I coraz głośniej. Poświstywania, nawoływania, nalegania z nutką żalu.
A potem przychodzi ten moment, gdy niebo znowu przykrywa ciemna ruchliwa chmura, na chwilę.
Gdzie byłyście? Co widziałyście?
Małe czarne duszki.
A w niej są drzwi do innej rzeczywistości lub innego wymiaru.
No bo jakże inaczej?
W sierpniu bowiem zlatują się do niej szpaki. Niebo robi się prawie czarne od nich, a one lecą i lecą. Wszystkie w stronę topoli.
I znikają. W niej.
I ta cisza. Długa.
A potem głosy. najpierw pojedyncze, ciche. I coraz głośniej. Poświstywania, nawoływania, nalegania z nutką żalu.
A potem przychodzi ten moment, gdy niebo znowu przykrywa ciemna ruchliwa chmura, na chwilę.
Gdzie byłyście? Co widziałyście?
Małe czarne duszki.
niedziela, 12 sierpnia 2012
Jasność
Jeszcze miesiąc temu o dziewiątej wieczorem było tak jasno jak w środku dnia.
Na spacerze z psem syciłam się błękitnym niebem.
Czasem musiałam stanąć, spojrzeć w górę i powiedzieć sobie - tak, to jest teraz właśnie, teraz to widzę.
Co roku chwytam tę jasność, oddycham nią.
W ten czas można by sądzić, że noc nie nadejdzie.
Dziś o dziewiątej wieczorem była ciemność i dobrze zasiedziałe gwiazdy.
Obłożona pracą od poranku po noc, wiem.
Muszę wyjść z mojej nory, strząsnąć z siebie kurz, strzępy słów, snów.
Na spacerze z psem syciłam się błękitnym niebem.
Czasem musiałam stanąć, spojrzeć w górę i powiedzieć sobie - tak, to jest teraz właśnie, teraz to widzę.
Co roku chwytam tę jasność, oddycham nią.
W ten czas można by sądzić, że noc nie nadejdzie.
Dziś o dziewiątej wieczorem była ciemność i dobrze zasiedziałe gwiazdy.
Obłożona pracą od poranku po noc, wiem.
Muszę wyjść z mojej nory, strząsnąć z siebie kurz, strzępy słów, snów.
sobota, 11 sierpnia 2012
wierszyk
Dziś wzięło mnie na wiersz. Sprzed paru lat. Ale za to krótki ;)
Chaos
Zabieram ze sobą
swój chaos
do szkoły kuchni
łóżka
do góry do przodu
przez sen.
Idąc trącam struny
i klawisze
niechcący
sprowadzam deszcz.
Niosę mój chaos w
kieszeni
w płucach stawach
słowach
skulone zwierzątko
które kiedyś poznam
piątek, 10 sierpnia 2012
realność
Siedzę pogrążona w pracy, a rzeczywistość wokół mnie zaczyna zapadać się w chaos.
Liczne książki, artykuły, antologie i pisma - to labirynt, po którym poruszam się jak po nitce, to dom, w którym znam każdy schowek i korytarz.
Realność wokół mnie za to robi się coraz bardziej niesforna i dzika.
Podkłada mi nogę, gdy idę; wypada z półki, gdy otwieram szafę; chowa się po kątach, chichocząc złośliwie.
Nie chce się zmieścić w koszu na brudy.
W lodówce straszy pustką bądź gotuje się do wejścia na nowy etap ewolucji...
I ciągle nie chce sikać do kuwety.
Liczne książki, artykuły, antologie i pisma - to labirynt, po którym poruszam się jak po nitce, to dom, w którym znam każdy schowek i korytarz.
Realność wokół mnie za to robi się coraz bardziej niesforna i dzika.
Podkłada mi nogę, gdy idę; wypada z półki, gdy otwieram szafę; chowa się po kątach, chichocząc złośliwie.
Nie chce się zmieścić w koszu na brudy.
W lodówce straszy pustką bądź gotuje się do wejścia na nowy etap ewolucji...
I ciągle nie chce sikać do kuwety.
czwartek, 9 sierpnia 2012
Cudo
Młodsza przysłała aktualne zdjęcie małej koty moich rodziców.
Rzeczywiście jej uszy są... cóż, wybitne.
Rzeczywiście jej uszy są... cóż, wybitne.
środa, 8 sierpnia 2012
Skry
Młodsza spakowała się, wsiadła w autobus i pojechała.
Do moich rodziców na Mazury.
Będzie odpoczywać.
Zjadać owoce w ogrodzie.
Plotkować z babcią.
Odpowiadać na pytania prababci.
Milczeć z dziadkiem przy ognisku,
patrząc na skry, które lecą w ciemniejące niebo.
Ja nie mogę pojechać.
A gdybym nawet mogła,
wybrałabym raczej pustynię.
Do moich rodziców na Mazury.
Będzie odpoczywać.
Zjadać owoce w ogrodzie.
Plotkować z babcią.
Odpowiadać na pytania prababci.
Milczeć z dziadkiem przy ognisku,
patrząc na skry, które lecą w ciemniejące niebo.
Ja nie mogę pojechać.
A gdybym nawet mogła,
wybrałabym raczej pustynię.
wtorek, 7 sierpnia 2012
..............
Jestem zmęczona.
Smutna.
Przygnębiona.
A czasami beznadziejnie bezsilna.
Pierwszy chyba raz czuję, że poszłabym gdzieś, przed siebie, daleko.
Smutna.
Przygnębiona.
A czasami beznadziejnie bezsilna.
Pierwszy chyba raz czuję, że poszłabym gdzieś, przed siebie, daleko.
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)