piątek, 24 listopada 2017

pod kocem

Jeśli kładę się pod kocem i zaczynam czytać książki dla dzieci, które przed laty redagowałam dla wydawnictwa Nasza Księgarnia, i to te pogodne i miłe, to znaczy, że jestem w kiepskiej formie psychicznej i fizycznej. Infekcja, przepracowanie i różne trudne przeżycia ostatnich dni, nawracające poczucie, że jestem beznadziejna i się nie nadaje do niczego i nie podołam. Pewnie gdzieś tam źródłowy brak akceptacji dla siebie. Czytam, zapadam się i ta słodka rzeczywistość wydaje mi się bardziej realna niż ja sama.

sobota, 18 listopada 2017

Zdrowotnie

Od środy (a właściwie od wtorku, ale myślałam, że się rozejdzie) jestem chora. Infekcja górnych dróg. Wiem, że odporność mi spadła z przepracowania, zwłaszcza że miałam awarię Worda i straciłam pliki z całym dniem pracy, co musiałam oczywiście odrobić. I tak szczęście, że nie przepadła mi praca z całego tygodnia, bo mogła, i to już byłaby rzecz straszna. Ale organizm przystymulowany, zmuszony do umysłowej aktywności, gdy z całych sił wołał już o odpoczynek, musiał pewnie i tak na jakimś polu odpuścić. I ani trochę nie mam gorączki, wręcz przeciwnie, czasem ledwo 36.
Cóż, staram się odpoczywać, ale nie bardzo umiem i męczy mnie to.

Na Drugiej Stronie zaś umieściłam wiersz i parę zdjęć, jak by kto miał chęć to zapraszam :)

piątek, 17 listopada 2017

Pałac

Nieopatrznie znalazłam się w pokoju z telewizorem. Gdzie wiadomocosłychać.
"Oczywiście, że bym chciał i to bardzo" - słyszę. - "Żeby zburzyli pałac kultury. To przecież prezent od Stalina, symbol komunizmu".
Ja wiem, że w społecznościach o słabym poczuciu tożsamości czy też dużym poczuciu zagrożenia istnieją tendencje do niszczenia znaków świadczących o obcych wpływach.
Ale po pierwsze trudno byłoby znaleźć taką społeczność - państwo, miasto czy coś, które mogłoby wylegitymować się jakąś jednolitą ścieżką rozwoju, w której na początku wyklułby się jakiś twardy rdzeń i jednotorowo, bez wpływów parłoby naprzód w swej nieskalanej jednolitości. Nie ma. Wszyscy jesteśmy wiązką wpływów, dodatków, naddatków, mariaży i lineaży oraz przejmowanych resztek. Tożsamość to proces i zagospodarowywanie dziedzictwa - na różne sposoby i na licznych poziomach, państwowych, narodowych i grupowych i osobniczych.
A po drugie - czy naprawdę czujemy się tak słabi, że może nam zagrozić budynek w centrum miasta? Czy gdybyśmy z powojennej oferty radzieckiej - pałac albo metro - wybrali metro, to też chcielibyśmy je teraz zasypać? Może ono, to metro, penetrujące podpowierzchniowe warstwy miasta, działałoby jeszcze niebezpieczniej, bo podkopywałoby - nomen omen - nasze prapolskie "id". I to po cichu, niemalże w podświadomości. Och straszny, straszny świat. Dybie na nas i czyha i to od samego pępka.
Jak można tak żyć w takim strachu przed...   samym sobą?


sobota, 11 listopada 2017

Rzeczy przygodne

Czy kupiłaś chleb na jutro, a dlaczego na jutro. Ach tak, już wiem. 11 listopada, kolejny dzień ustawowy.
Pracuję od świtu po noc, kark mnie już boli, dopiero przyjechałam z Bytomia, mam jeszcze pamiętać takie rzeczy. Ależ oczywiście, że był w zamrażalniku. Nie, nie ja kupiłam.
Jak wychodziłam dziś na spotkanie, jeszcze było jakby trochę słońca, nie jestem nawet pewna, ale to takie jasne, z góry. Jak wracałam, już autobusy nie jeździły przez plac Na Rozdrożu, policja, wozy, ktoś coś przez megafon, w pierwszych kroplach deszczu, trzymając kaptur pod wiatr, poszłam przez plac Zbawiciela do metra.
Taki smutek, jak słyszę, co skandują.
Ktoś ostatnio powiedział, że na przykład ONR to jak grupa rekonstrukcyjna hitlerjugend.

Narodowość to rzecz tak przygodna przecież, mogło nam się życie przydarzyć w Senegalu, Chile, Pakistanie albo i w Norwegii. I co z tego.
Zatrzymałam się nad studzienką.






niedziela, 5 listopada 2017

Takie piękne

Wieczór autorski w Olsztynie udał się pięknie. Tym razem prowadziłam spotkanie bez większego zdenerwowania, choć zanim się zaczęło - stresowałam się. Bałam się też o sam wyjazd, bo podrażniłam sobie pęcherzyk żółciowy we wtorek (czekolada z orzechami i schabowy - chyba już przedwcześnie uwierzyłam, że nie będzie mi dokuczał). No-spa i jedzenie minimalne i jakoś dałam radę. Może spora dawka no-spy przed spotkaniem spowodowała, że się nie spięłam? ;) Ale raczej fakt, że miałam obok siebie dwóch cudownych autorów, którzy nie daliby mi się podłamać, bo są świetnymi opowiadaczami. I w ogóle świetnymi ludźmi są.
A książki są śliczne. Tak się cieszę z tej serii. Bo esej to "przygody człowieka myślącego". To otwarcie i wejście w dialog, a to w literaturze i w sztuce w ogóle najbardziej cenię.
Takie zdjęcie książeczkom zrobiłam:


Oczywiście można je kupić - także u mnie.

A ja trochę się zmagam - ze sobą. Depresyjnie. I nawał pracy. Choć przecież i tak daję radę.