sobota, 28 lutego 2015

Szarpnięcie

W zwykłym sklepie osiedlowym.
Na półce po lewej pełno saszetek z kocim jedzeniem.
Z głośników naiwniutka piosenka Acapulco.

I nagle znowu mam kotkę. Kotkę staruszkę, kotkę w sile wieku, młodą Dzikunię robiącą fikołki, maleńką Dzikuleczkę wczepioną w moją bluzkę.

Zakrywam ręką usta.


I potem nagle mam siedemnaście lat, a moje serce pełne jest.......

Nagle powietrze to za mało, by złapać oddech.
Przez chwilę.

piątek, 27 lutego 2015

Co się liczy

W świecie wydawniczym jestem zanurzona od dawna. Tyle książek przeszło przez moje ręce: i metaforycznie, i w końcu dosłownie - w różności swoich kształtów, formatów i faktur, i z zawsze podobnym zapachem papieru i farby drukarskiej.
Ale ten świat to przede wszystkim ludzie, których zdołałam poznać: w różności ich zainteresowań, pasji, charakterów. Wielu z nich sporo zawdzięczam, niektórym - ogromnie dużo.
I teraz także - pracując nad książkami w mojej firmie wydawniczej - mam wokół siebie przyjaciół, znajomych i ich życzliwość, ludzi, którym zależy, by mnie się udało.

Przypomniała mi się scena z powieści Droga Cormaca McCarty'ego, która opowiada o Ziemi po ostatecznej katastrofie. Świat już się właściwie skończył, ale resztki gatunku ludzkiego jeszcze wegetują, polując na siebie nawzajem lub żywiąc się resztkami jadalnych rzeczy, które udaje się odnaleźć. Wśród tego piekła ojciec chce doprowadzić syna do oceanu, łudząc się, że tam czeka go jakiś rodzaj ratunku.
Pewnego dnia trafiają do księgarni.
Biorą do rąk książki i nie mogą się nadziwić, jaki sens mogły mieć takie przedmioty.

Książki liczą się wtedy, gdy ludzie są dla siebie oparciem i odniesieniem, gdy chcą ze sobą rozmawiać, wchodzić w relacje, darzyć się uczuciem.

Ostatecznie więc liczy się drugi człowiek. I tylko dlatego może się liczyć coś jeszcze.

czwartek, 26 lutego 2015

Może coś można

Kiedy się martwię, chciałabym natychmiast coś zrobić. Być aktywną, zadziałać tak, żeby już nie trzeba było się martwić, żeby już było dobrze.
Wiara, że tak się da, bywa pewnie złudna.
Ale może coś można.
Może tak zniknąć ze swoim "ja", żeby po prostu być?
Być przy.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Powoli

Biorę BMA i razem z Lu idziemy na długi spacer.
Dajemy się prowadzić słońcu, powietrzu, wyobraźni.
Ziarna piasku, farba na murze, rozbita butelka sprawiają, że przysiadam, wbijając kolana w miękką już darń, nastawiam ostrość, przybliżam oczy i oddalam. Czas się zatrzymuje.
Tylko wiatr podwiewa mi krótką kurtkę i wtedy wiem, że wystawiam do świata gołe plecy.


niedziela, 22 lutego 2015

Ania M. sama w domu

Czasem lubię spędzać wieczory sama w domu.
Z królestwa zwierząt oprócz mnie i Lu są pewnie jeszcze tylko Mało Absorbujące Nieduże Istoty Gryzące.

Szukałam dziś pewnej bardzo starej bajki - miałam ją gdzieś na jakiejś kartce - ale nie znalazłam. Znalazłam za to masę innych rzeczy, których nie szukałam. Ale że pod wpływem musu i konieczności koniecznie chciałam jakąś bajkę opublikować, sięgnęłam po tę, którą już kiedyś dałam, ale na samym początku bloga. Może ktoś nie czytał, a chce? Wiele osób nie czyta mnie przecież od początku. A więc bajka Tutaj.

Piję sobie spokojnie alkohol w postaci nalewki czereśniowej.
Smakuję ją malutkimi łykami.
To w sumie dobra metoda.

piątek, 20 lutego 2015

Rozmówki

Anię M. coś ugryzło.
We własnym domu. Może nawet w łóżku.
Może pająk.

- Wyglądam okropnie - mówię, patrząc na miejsce po ugryzieniu.
- No! - odpowiada Młodsza. - I w dodatku coś cię ugryzło.

*

- Panie doktorze, coś mnie ugryzło.
- Coś niedużego, jak mniemam...

Nie mam nic przeciwko niedużym mieszkańcom mojego mieszkania.
Ale uprzedzam - jeśli to się powtórzy, to znajdę, złapię i ...  sfotografuję.

czwartek, 19 lutego 2015

Anka!!!

Się dzieje, dużo, mocno.
W gęstwinie dziania się jedna rzecz uciekła, niewielka, lecz ważna. Ważna praca, którą miałam zrobić, właściwie krótkie dokończenie innej pracy, mały myk, pięć stron tekstu.
I nawet nie to, że całkiem uciekła, ale przemykała się chyłkiem z dnia na dzień, w kolejny dzień.
I nie, nie jest jeszcze całkiem za późno, tak, została zrobiona.
Ale komuś kłopot i opóźnienie.
I nawet nie mam się jak tłumaczyć, że myślałam, że (choć myślałam, że) i nawet nie chcę.
Cholera jasna, Anka!!!

poniedziałek, 16 lutego 2015

Długie pisanie bajki

Gdy pisze się bajkę przez piętnaście lat, różne rzeczy mogą się wydarzyć.
A już szczególnie wtedy, gdy bajkę opowiada się sobie w myślach.
Czasami bajka bywa bardzo ważna, pozwala bowiem układać sobie przeszłość i trochę mniej bać się przyszłości.
Czasem jej słowa prowadzą za rękę małą dziewczynkę, czasem nie mogą sobie poradzić z dorosłą kobietą.
Największy problem jest z zakończeniem, bo ono zawsze jest trochę nie takie. Długo majaczyło daleko na horyzoncie, w końcu nie dało się już opowiadać.
Zawsze sądziłam, że kiedyś ją zapiszę.
Od paru lat jednak traciłam tę pewność, bajka bowiem coraz bardziej wtapiała się w horyzont.
A jednak postanowiłam to zrobić. Jest jaka jest, trochę silna, lecz także słaba, ułomna. Ale należy jej się, za wysługę lat i za to, że była ze mną.
Oto bajka.
Tutaj.

niedziela, 15 lutego 2015

Z siłą

W poszukiwaniu utraconej kondycji.

Tak zwane dzieło otwarte.
Można dopisywać kolejne słowa, epizody, rozdziały.

Czyli powrót siłowni.
W piątek było super.
Dziś powtórka.

sobota, 14 lutego 2015

czwartek, 12 lutego 2015

To już

48 -- lat
i
3 -- lata
1240 -- postów
366 260 -- odwiedzin
0 -- trolli (właściwie dlaczego?)

W te podwójne urodziny chcę powiedzieć,
że Życie jest tak niewiarygodnie piękne - tak niewiarygodnie piękne, że to aż boli.
I że jestem wdzięczna, że to życie mi się przydarzyło.
Bo przecież mogło się zupełnie nie przydarzyć.

Z kieliszeczkiem czereśniówki w ręku
słucham Joe Cockera w jednej z najpiękniejszych piosenek.
I cicho śpiewam
o tym, że kocham życie.

(Śpiewam cicho, bo nie bardzo umiem, ale za to radzę sobie z tą ostatnią wysoką nutą :)

środa, 11 lutego 2015

Dlaczego książki?


za szklanymi drzwiami biblioteki
rosną oswojone drzewa
o aksamitnej skórze...

...tak napisała kiedyś Ania M. jakieś dwadzieścia lat temu, a pewne czasopismo nawet to wydrukowało.
Doprawdy tonacja za wysoka nieco (och! och!) jak na mój gust dzisiejszy. Dalszego ciągu wiersza Ania M. nawet nie zacytuje, bo się troszkę wstydzi.

Ale jest w tym ziarno prawdy, które wiele tłumaczy.

Bo dlaczego książki w dobie internetu?

To proste. Dlatego, że książki mają ciało.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Niech będzie pięknie

Już niedługo miną trzy lata, odkąd zaczęłam pisać bloga. 12 lutego to także dzień moich czterdziestych ósmych urodzin, bo pisać zaczęłam, kończąc czterdzieści pięć lat.
To miał być projekt na rok, lecz przerósł moje plany i fantazje.

Teraz jednak mam poczucie, że chyba muszę coś zmienić.
Wiąże się to zapewne z wydarzeniami ostatnich miesięcy.

Grudzień, styczeń, początek lutego - to dla mnie dziwny czas.
Bardzo trudny, a jednocześnie niezwykle piękny.
To czas odchodzenia Kotki, ale też czas wielkiej bliskości, skondensowanej miłości do niej i z nią. Najmocniej będę pamiętać, jak po wszystkich zabiegach przy niej za każdym razem całowałam ją między uszami, w łepek. Pamiętam ten aksamitny dotyk i pewnie będę pamiętać. To zupełnie nowe, gdy usta stają się narzędziem pamiętania.

To czas przełamania wielkiego lęku, który mnie tak bardzo ograniczał, czas pierwszego lotu samolotem. Bardzo, bardzo się bałam, ale zrobiłam to. Nie wiem właściwie, jak to się stało, ale to znak, że jestem silniejsza niż byłam, że coś się we mnie zmieniło.

To także czas, w którym poznałam osobiście przyjaciółkę-blogerkę i spędziłam z nią w Londynie wspaniałe dni. Jedne z najlepszych.

To czas spotkania z Rembrandtem - zawsze chciałam poczuć go z bliska, a więc zrobiłam to. To było coś szalonego i to dobrze.

                   
To wreszcie czas, kiedy zamieszkał ze mną Obraz.

                     *
Mam  poczucie, że nie mogę już pisać tak jak do tej pory.
To nic złego.
Zamiast tego chciałabym asystować przy narodzinach pewnych książek. Być tym razem kimś więcej niż redaktorem - być wydawcą. W mojej własnej firmie CONVIVO, którą mam od jakiegoś czasu.
Najpierw mają powstać dwie książki, tworzące początek serii; chciałabym już w marcu móc dotknąć  ich pięknych okładek.
Prace są w toku. Są ważną częścią tych trudnych pięknych miesięcy
To moje marzenie, moja tęsknota, moja praca, moja zabawa, moja radość. Myśl o tym napełnia mnie nieznanym do tej pory wzruszeniem.
Autorkami książek są blogerki, ale na razie nie podam nazwisk. Niech to jeszcze będzie tajemnica.
Między innymi o pracy nad tym projektem chciałabym pisać.
Pewnie nie tak często jak dotąd.

"Niech płynie substancja świat(ł)a" - zacytowała Ania M. samą siebie.
Niech będzie pięknie.              


piątek, 6 lutego 2015

Zniknięcie

Mając czternaście lat, zaczęłam pisać pamiętnik - prowadziłam go mniej więcej przez rok, w pierwszej klasie liceum. Mieszkałam wtedy w internacie, bo liceum było w pobliskim mieście i nie chciałam dojeżdżać codziennie rano. Było mi tam dobrze, w domu byłam w każdy weekend i nie zdążyłam zatęsknić.
Jeszcze pod koniec pierwszej klasy pamiętnik wydał mi się strasznie głupi - zniszczyłam go więc.
Nie pamiętam z niego nic, zupełnie nic oprócz paru kartek z początku, gdzie miałam wklejone zdjęcia z filmu Wejście smoka z Bruce'em Lee - byłam na tym siedem razy, co wkrótce wydało mi się wyjątkowo żałosne.
A więc nie zostało ani słowa. Ani litery.
Pewnie między czternastym i piętnastym rokiem życia jakoś się zmieniłam i ta pisanina wydała mi się szczególnie nieadekwatna. Może też miał coś do rzeczy fakt, że do zeszytu zajrzała koleżanka z pokoju, a ja się zorientowałam.
A więc zniknęło.
Zniknęły też drzwi do pokoju, gdzie żyła ta dziwna poczwarka, w którą nie chciałam wierzyć.

czwartek, 5 lutego 2015

Zachłanność protoplanktonu

Odpowiednia odległość od macierzystej gwiazdy,
należyte proporcje pierwiastków gazowych.
I już można nasłuchiwać.

środa, 4 lutego 2015

A może...

Chciałabym pisać, pisać, ale chyba jeszcze nie wynalazłam alfabetu.
Dopiero nauczyłam się rozpalać ogień.
Palce miałam brudne od sadzy, więc narysowałam te bawoły i jelenie na ścianach.
No i muchy nie lezą do jaskini, zawsze to jakiś pożytek.

wtorek, 3 lutego 2015

Czułość morskiej burzy

Czasem nie znam siebie bardziej niż zwykle.
Możliwe, że chodzi o morskie burze i śpiew pradawnych stworzeń.
Tratwa jest wtedy większa i sen chowa się między pniami balsy.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Ślady

Gdy przed laty umarł Helmut, byłam w domu sama. Po powrocie z kliniki, na końcówce adrenaliny zaczęłam sprzątać klatkę, potem sama poszłam go pochować, na leśnym zboczu skarpy. Właściwie nie wiem, jak dałam radę.
Została klatka z zawieszonym w niej poidełkiem. I tego nie mogłam już ruszyć. Chyba przez miesiąc resztka wody w plastikowym pojemniczku była jak gwarancja jakiejś trwałości świata.

Po śmierci Dzikuni po powrocie z kliniki zaczęliśmy z mężem nerwowo sprzątać, obok siebie, bez słowa. Kuwety do czysta, ręczniki do pralki, jedzenie oddać kotom Mirki.

Dziś minął miesiąc.

Mam na nadgarstku ślad fizycznej obecności Mojej Kotki. Na wpół świadomie nie chcę pozwolić, by zagoiła się ranka po zadrapaniu.

Młodsza prowadzi mnie przed lustro. - Pamiętasz?
Tak, piętnaście lat temu. Córka siedziała na krześle, a kotka, czymś nagle przestraszona, wskakując na szafę, odbiła się tylną nogą od jej policzka.
- Musi być jasno i trzeba spojrzeć pod światło - moje dorosłe dziecko pokazuje mi porcelanowo gładką skórę. - Widzisz?

Jeśli ktoś nie wie, nie zobaczy.

niedziela, 1 lutego 2015

W środku czasu

Luty otworzył się wielkim słońcem.
Ziemia jest miękka, a z topoli spadają paćki topniejącego śniegu.
To jest środek zimy, chcę o tym pamiętać. Zimy otwartej z obu stron, jak szeroka droga.
Zawsze być w środku czasu.