czwartek, 31 stycznia 2013

Zapach



Wczoraj przyszedł Pan Weterynarz.
Obmacał kotkę i dokładnie obwąchał.
Na tej podstawie podejrzewa ją o początek kłopotów z nerkami.
Przyśle do nas swojego asystenta, który pobierze pacjentce krew i zawiezie do analizy.
Mamy nadzieję, że pomoże kotce zmiana karmy na specjalną weterynaryjną.

Kotka w odwecie za wykonane na niej zabiegi diagnostyczne nasikała w przedpokoju na parkiet zamiast do jednej z dwóch kuwet. Posprzatałam, ale pewnie za słabo. 

Pan Gospodarz domu, który jest zacny i dokładny, umył dziś klatkę schodową płynem konwaliowym.
Pachniało jeszcze, gdy po południu wracałam z wydawnictwa.

Dlatego szybko weszłam do mieszkania, by odetchnąć pełną piersią.

Tam jednak szybko się zorientowałam, że za słabe umycie podłogi (mydliłam tylko dwa razy) skłoniło mojego męża do zastosowania środków zaradczych. Popsikał bowiem parkiet w przedpokoju Glorią Vanderbilt. Gloria od wielu lat jest używana w naszym domu wyłącznie do tego celu. I wyłącznie przez męża, mimo perswazji - warto dodać. 

Skojarzona z kocim moczem przedstawia się nadzwyczaj interesująco.

Podłogę umyłam ponownie, dwa razy

Ale pewnie za słabo.

PS. Przedstawiona  wyżej piosenka nie ma nic wspólnego z kocim moczem ani z Glorią, ani chyba nawet z konwaliami...

Popatrz w śniegu blade liczko








środa, 30 stycznia 2013

Dziś o 18.12

Dziś o 18.12 przypomniało mi się,
że kiedyś miałam marzenie.

              ***

nasączanie

świat się sączy
większymi i mniejszymi kroplami.
bardziej i mniej słonymi.
wczoraj dwa razy weszłam w kałużę; myślałam, że to gładka powierzchnia rzeczy, a ona niespodziewanie miała swoją głębię.



wtorek, 29 stycznia 2013

grubymi nićmi

Zasnęłam dziś w dzień.
Czasem tak mam, że się zwijam - w kłębuszek, supełek
coraz ciaśniej, w coraz mniejszy punkt.
Świat widzę wtedy szyty grubymi nićmi i mogę przepłynąć między nimi
na drugą stronę czasu.
Za plecami mam wtedy nie wiem co
i jeszcze nie wiem
co będzie







Relaksacyjnie

A pod kotką - Młodsza...

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Kociowieści

Kotce zmniejszył się apetyt, mąż żąda wezwania weterynarza.
Pewnie tak zrobię, przy okazji obetnie psu pazurki.
Mamy bardzo fajnego weterynarza, zna się na rzeczy, wesoły, choć strasznie zabiegany.
Kicia ma czternaście i pół roku i w zasadzie nie wygląda na to, by miało jej coś dolegać. Straciła kiedyś kilka zębów, musiała mieć wyrwane. Może coś jej dolega w paszczce?

Kociak, którego kiedyś przygarnęła moja M., ma się dobrze, pozostał mu tylko lekki kręcz szyi. To wspaniały, piękny kocurek.

Koty na podwórku są najedzone jak bączki, a spać kładą się, tworząc jeden wielki grzaniec-przytulaniec. Domek koci w tym roku stoi na swoim miejscu.

Sąsiadka deklarująca, że nienawidzi kotów, wywiesiła ogłoszenie o sprzedaży mieszkania...

niedziela, 27 stycznia 2013

Sikoreczki

To, co mnie się jeszcze nie udało, udało się Tacie:

Kochana Aniu. Staje się pomalutku zwyczajem, że przesyłam Ci plony moich bezkrwawych łowów. Tym razem są to sikorki sfotografowane na parapecie okna mojego przyjaciela Stasia. Ta malutka z niebieskim łebkiem to sikorka modra a te większe to bogatki. My dokarmiamy sikorki na balkonie. Wykonałem nawet taki specjalny domek, ale nasze ptaszki są jakby bardziej płochliwe.

A oto i niepłochliwe modelki:




Chyba i ja wyłożę coś na parapet...

Przecież nie śpię

- Droga Aniu - powiedział do mnie mój Osobisty Mózg. - Teraz będę odpoczywał. Może nawet ze dwa dni.
Jak powiedział, tak właśnie robi.
Reszta Drogiej Ani wykonuje czynności niewymagające zbyt intensywnego udziału tegoż. Wystarczy by był w stanie czuwania.
Może przyniesie to Porządek Temu Domowi.
Albo chociaż czyste naczynia.

A na deser - śnieżny jeż.


sobota, 26 stycznia 2013

Skrzystość Ursynovii







Ot, dzień...

Wyszłam dziś z domu bez portfela - czyli bez pieniędzy, kart, w tym karty miejskiej.
Do metra wpełzłam więc pod barierką.
Po czym pojechałam nie w tę stronę, w którą chciałam.
Błąd ów powtórzyłabym niechybnie, gdyby nie znajoma, z którą w końcu spotkałam się tam, gdzie miałam się spotkać, by odebrać papiery, bynajmniej nie tajne.
- Twoje metro - zapytałam?
- Nie, Twoje.
W czasie dalszej podróży odebrałam telefon od świeżo zoperowanego męża, że właśnie wyszedł, trochę wcześniej, niż było planowane, i mam już po niego nie jechać, wróci sam autobusem.
Nie opuszczając peronu, przesiadłam się do metra jadącego w przeciwnym kierunku.
Dobrze, że były tylko dwa kierunki.
Po czym brawurowo przejechałam swoją stację.
Gdy dotarłam do domu, mąż już tam był.
Z powodu mrozu i słońca uznał, że warto mnie posłuchać, i przyjechał taksówką. A może po prostu po drodze przestały działać środki farmakologiczne zaaplikowane mu przed zabiegiem.

W moim pokoju stwierdziłam podejrzany zapach.
Tak, to mój piesek miał niestrawność.
W bardzo, ale to bardzo złej lokalizacji.

piątek, 25 stycznia 2013

Ciągle jednak jestem w górze od piżamy...

Czasem miewam odczucie, że składam się z niepołączonych ze sobą zbyt ciasno części. Dezintegracja nie całkiem pozytywna, powiedziałabym.
Położyłam się o czwartej nad ranem.
Rano obudził mnie telefon z prośbą o wykonanie pewnej pilnej czynności wydawniczej.
Pies nie lubi rano wstawać, więc spokojnie czekał, aż skończę.
Mąż w końcu stwierdził, że już sam kupi sobie papierosy.
Owszem, śniadanie, owszem, w końcu nawet psie sikanie (więc kup te papierosy, jak możesz, a jak wrócisz, wpuścisz mi krople do oka), ale powiedziałabym - z głową w chmurach, to znaczy w pracy. Moja głową, nie psią, oczywiście.
Nie, córeczko, nie wiem, gdzie jest twój pasek.
Kolejne czynności przechodzą płynnie jedna w drugą.
Nie nie wiem, gdzie jest rura od odkurzacza, skąd mam wiedzieć?
Że ona duża jest? Nie takie rzeczy można zgubić.
Odbieram telefon, dzwonię, odbieram, dzwonię.
Piesku zejdź z mojej nogi! Czy zawsze musisz to robić, gdy rozmawiam?
Jeszcze tylko to i tamto.
Ufff.
Włożę baterię do aparatu i idziemy.
Jaki ładny ptak, dlaczego nie chce pozować?
Buty mi jakoś przemokły i zimno, czy na pewno...
Co za ulga - nie mam na sobie spodni od piżamy.
Tak przywitaj się z Panią Basią, tylko jej nie przewróć.
Dosyć, ręce mi zmarzły.
Pewnie, że wysłałam.
Zapytam.
Tak piesku wiem, ze lubisz KFC, ale nie szczekaj na Pana, proszę.
Niech trochę ostygnie.
Dobrze, jutro je od pani odbiorę, jak będę jechać po męża, będzie po operacji zaćmy. Tak jeden dzień i do domu.
I piasek dla kota, koniecznie dzisiaj.



czwartek, 24 stycznia 2013

Sarny we mgle...

... kot w pralce.
Zdjęcia Taty.





No i co, że na tratwie?

Znacie ten dowcip? Statek pełnomorski płynie sobie i nagle widzi tratwę z dwoma obdartymi rozbitkami.
Kapitan woła: "Ej, wy tam, na tratwie!"
A oni na to wzruszają ramionami: "No i co, że na tratwie?!"

Fajny śnieg dzisiaj i droździk znowu był.
I udana "randka" z Panem Laryngologiem.
Tym razem dostarczyłam mu satysfakcji.
Moje ucho podobało mu się najbardziej ze wszystkich dotychczasowych spotkań. No, po prostu piękne ucho. Blade. Nie, że od zewnątrz, bo od zewnątrz to wiadomo, w dodatku zimą. Ale również w środku, w głębi swego uchatego jestestwa.
Mam dalej zapuszczać ekscentryczne kropelki i czekamy spokojnie na tomografię 8 lutego, by obejrzeć z bliska Powód czy też Przyczynę moich zapaleń.
Jeśli Pan Laryngolog uzna, że trzeba, to ją sobie wytnie. To znaczy mi wytnie.

Och, chyba ugotuję obiad.
Dla odmiany.

środa, 23 stycznia 2013

Na tratwie

Czuję się trochę tak, jakbym dryfowała na chwiejnej tratwie.
I sama jestem temu winna, bo zawsze chcę wszystkiemu podołać.
Sprawy książkowe na pierwszym planie.

Z całą prawie resztą - nie wyrabiam.
Dziś miałam głupią nadzieję, że zostanę w tym zrozumiana.
Ale może tego nie da się zrozumieć. Jestem po prostu bardzo, bardzo złą panią domu.
W tej dziedzinie nie doprowadzę się nigdy do dolnego progu akceptacji. Niczyjej, również mojej.

Może jak bałagan wzniesie się ponad moją głowę,
zamilknę.
I wyrzucę kompas za burtę.

Ptak

Widziałam dziś droździka, pierwszy raz tej zimy.
Jest niesamowity z tym swoim cudnym brzuszkiem.

wtorek, 22 stycznia 2013

Chcę codziennie

Dziś musiałam wstać dosyć wcześnie, więc na to konto położyłam się spać już koło północy.
Owszem, odpoczywałam w ten sposób, ale chyba tylko dlatego, że nie walczyłam desperacko o sen - który nieprzyzwyczajony jest gościć u mnie o tej porze.
Około pierwszej w nocy mąż przyszedł pobawić się z psem i zdziwił się zgaszonym światłem.
Rano za to pies zdziwił się moją aktywnością, spojrzał z wyrzutem, po czym na nowo zakopał się w kołdrze.

Śnieg jest przepiękny, nie mogę się nacieszyć.
A po południu stada sikorek śpiewały na samych czubkach drzew.
Świeża biel i śpiew ptaków zawsze dobrze mi robią.

Zbliżając się do ulicy Płockiej na Woli, myślałam zaś
Chcę codziennie
od nowa
od nowa
od nowa
zachwytów
złudzeń
całym sercem

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Wiadomości od Mazurskiego Korespondenta

Czyli kolejny list od Taty:

Kochana Aniu. Dzisiaj u nas prawdziwa zima. Taka jak to kiedyś bywało. Dużo śniegu, mróz solidny. Smutne jest to, że dzieci czy młodzież w ogóle z tego nie korzystają. Pewnie pamiętasz, jak to kiedyś było, każda górka była oblężona. A co się działo na naszej górce pałacowej (Feilhenberg). Gwar, krzyki, śmiechy. Jednym słowem życie. A tu nic pusto, cicho, smutno. Odbyliśmy z Mamą krótki (bardzo krótki) spacerek. A wyglądało to tak:





Na ostatnim zdjęciu
Mama pozdrawia Czytelników.

Dzikie ptaki

Chciałabym mieć precyzję laserowego skalpela,
i aby średnica moich zwierciadeł była większa niż w teleskopie na pustyni w Namibii.
Mieć połysk stali i szkła.

Ale jeszcze
nie wypuścić dzikich ptaków
spomiędzy żeber.

Jest 2.58

Kończę pracę na dziś,
bo czas jest dziki nadzwyczaj,
bo dziś jest płynne i jeszcze
nie zastygło w jutro.

A mój blog w dodatku
pokazuje czas z Tucson.
Czas przymruża leniwie
jedno oko.

niedziela, 20 stycznia 2013

Dzikość czasu

Jestem zmęczona.
Sterty papierów.
Bez okularów nawet duże litery tańczą.

W lodówce resztki.
Wokół jeży się bałagan.

A w nocy
byłam w ciemnym lesie.
Budynek ze stali i szkła zdziczał wśród gałęzi i lian.
Coś się skończyło
nic się nie zaczęło.
Ostry krzyk ptaka
i obce żółte oko w gęstwinie.

sobota, 19 stycznia 2013

Kontakt

Pada śnieg.
Figlarna i infantylna, patrzę szeroko otwartymi oczami.
Mam ochotę podskakiwać, rozpuszczać płatki na języku i śmiać się w głos.

Śnieg podjął zabawę -
 napadał mi do torebki
na bardzo ważne papiery...

piątek, 18 stycznia 2013

Odpuścić

Dziś wieczorem idę na spotkanie z przyjaciółmi.
Pierwszy raz kołacze mi się po głowie, że nie należy mi się.
Powinnam siedzieć i pracować.
I poza tym, czy moja obecność przyda się komuś, skoro nastrój mam oklapnięty?

Wiem, że to nie są dobre myśli.

Muszę odpuścić.
Pójść
i poddać się ciepłu.

Gdybym mogła

A teraz - ostatni przegląd kolejnej książki przed oddaniem do druku.
Gdybym mogła, wzięłabym mikroskop i zajrzała,
czy nie ma drzazg pod farbą liter.

czwartek, 17 stycznia 2013

Jak to możliwe?

Chciałabym robić pewne rzeczy idealnie, a nie zawsze wychodzi.
Uczę się, że świat mimo wszystko się nie rozpada, a nawet ja sama dalej istnieję we w miarę takiej samej postaci.

Przyjaciółka-redaktorka znalazła w tekście parę niedoskonałości, które ja przegapiłam.
Chwilę później musiała wyławiać mnie z dna rozpaczy.
Bo jak to możliwe, no JAK?

Czy powinnam przekwalifikować się na konserwatorkę nawierzchni płaskich?
Ale kto da mi gwarancję, że będę w tym dobra?

PS. Tekst na szczęście PRZED oddaniem do druku.

środa, 16 stycznia 2013

W środku

Środek stycznia. Środek zimy.
Lubię być w środku.

Śnieg na trawnikach biały,
przy ścieżkach
przegryza się z garstką soli.

Nie tęsknię za tym, co było; nie czekam na to, co będzie.
Moszczę się w teraz.

wtorek, 15 stycznia 2013

Słowo

Słowo przytula się do słowa,
kładzie głowę na ramieniu słowa.

Czasem
pęka za wcześnie.
Biegają po skórze
mrówki liter.

Czasem
bywa twardą kulką
- noszę ją w dłoni,
by nie odlecieć.


poniedziałek, 14 stycznia 2013

Pan Laryngolog zapewnia mi nowe wrażenia

Dostałam nowe kropelki.
Wiecie, jak buzuje woda utleniona polana na ranę?
W moich kroplach nie ma wody utlenionej, ale pienią się i szumią podobnie. Oraz trzeszczą i syczą.
W dodatku robią to bezpośrednio na mojej błonie bębenkowej.
I nie dość, że hałasują, to jeszcze łaskoczą.
A więc jest wesoło.

Pan Laryngoglog jest też człowiekiem ciekawskim.
Nie wystarczy mu już eksploracja kanałów słuchowych dostępnych od zewnątrz.
Intuicja odkrywcy kazała mu sięgnąć tam, gdzie wzrok ludzki nie sięga
i dlatego zaordynował mi tomografię.

Zapisałam się.
Na razie mam słuchać hałaśliwych kropelek i w czwartek znowu pokazać się w szpitalu.
Pan Laryngolog najwyraźniej jest uzależniony.

A u mnie dzisiaj brak internetu.
Piszę od mojej M.
Psy zagladają mi przez ramię.
Pod stolikiem kot, który postanowił póki co być znowu niewidzialny.

niedziela, 13 stycznia 2013

Brzydka mina

Komputer robi do mnie minę.
Taki grymas w okienku.
I mówi, że strona, na której jestem, nie odpowiada.
Dzieje się tak, gdy wchodzę na zaprzyjaźnione blogi, więc mnie tam przeważnie wszystko odpowiada. Ale maszyna bardziej wybredna widać jest.
A że nie odpowiada jej, to zaczynają się szykany. Nie mogę bowiem nic.
Jak próbuję zamknąć okienko z brzydką miną, ono po chwili otwiera się znowu i wysuwa pretensje.
Posuwa się nawet do tego, że aby zrobić cokolwiek, muszę zamknąć wszystkie strony, które mam otwarte, a czasem w ogóle zamknąć komputer.
Dlatego rzadko udaje mi się skomentować.

Czasem nawet mojemu komputerowi nie odpowiada mój własny blog.
Perfidnie informuje mnie o tym, gdy jestem w trakcie pisania nowej notki.
Ot, wybredny...

Moja kochana praca

Jak zwykle, gdy mam szczególnie dużo pracy, dodajmy - mojej kochanej pracy,
jestem skąpana w endorfinach
z praktycznym dodatkiem adrenaliny.

A świat piękny jest.

sobota, 12 stycznia 2013

W świetle

Wróciłam ze spotkania z przyjaciółką.
Widujemy się co parę miesięcy.
Chciałoby się częściej, ale te kilometry liczone na tysiące...
A może jednak oswoję samolot?
Zajrzę mu w oczy, pogłaszczę po ogonie.
Powiem, żeby się nie bał - wszak lecę razem z nim.

Wracałam po ciemku.
Świat  zrobił się biały.
Lubię śnieg w świetle latarń.
Migoczące kryształki -
gdy stoję w miejscu, patrzą mi prosto w oczy,
gdy idę, mrugają do mnie.

piątek, 11 stycznia 2013

Zimowe słońce

Gdy jest ciemno i wieje,
i deszcz pada prawie poziomo,
i po cichu zamienia się w śnieg z deszczem,

zjadam słodką pomarańczę
albo dwie.

Ania M. obudziła się przed północą

W sam raz, by zrobić wpis.
Bo sobie założyłam, że codziennie - przez rok. Potem zobaczymy.

Organizm mój zasnął więc około godziny 21. Że niby on przeprasza bardzo, ale właśnie wycisza niektóre funkcje, na przykład świadomą percepcję znaków oraz poruszanie dłońmi na klawiaturze.
A już byłam bliska  podejrzeń, że indeksy do książek mogę wykonywać nie tylko w stanie czuwania, bijąc na głowę rzymskich legionistów maszerujących podobno przez sen.

Kiedyś zresztą, lata temu, a nawet dawniej, miałam podobny myk z opowiadaniem dzieciom bajek przed zaśnięciem, a czasem wręcz po zaśnięciu.
To znaczy po moim zaśnięciu.
Wychodziło podobno trochę gorzej niż tradycyjną metodą i dlatego byłam zwykle szybko budzona przez słuchaczy pełnym wyrzutu "mamo, no co ty mówisz!"

A teraz do pracy Aniu, do pracy!
Pięknie jest.
I deszczowo, i wietrznie, i w sam raz.
Kończę, bo zaczynam gonić w piętkę, jak to mówią nie całkiem najstarsi mieszkańcy Wyżyny Sępopolskiej na północy Mazur.  

środa, 9 stycznia 2013

Ania M. w prac rwącym nurcie

Nie lubię planować, bo jakbym zaplanowała wszystko, co mam do zrobienia, to by się okazało, że nie mogę zdążyć, a tak nie wiem o tym wcale i dlatego zdążam.
A w ramach szybkiego resetu byłam z przyjaciółką na sushi i jeszcze kupiłam kotu nową miskę, ceramiczną, ręcznie malowaną w środku
i z uszami.

wtorek, 8 stycznia 2013

Spotkania

Kiedyś pisałam o rampie , o związanych z nią wspomnieniach z dzieciństwa.
Potem był list mojego Taty i jego zdjęcia.
A całkiem niedawno Mar poprosiła o fotografię tego miejsca.

Dlatego ponownie oddaję głos Tacie.

Kochana Aniu, spełniając Twoją prośbę, wykonałem kilka zdjęć owej rampy wojskowej. Niewiele już z niej zostało. Z chwilą przemian ustrojowych przestała być potrzebna. Była bowiem instalacją Układu Warszawskiego na wypadek wojny. Na szczęście nigdy z niej korzystano. Teraz szyny kolejowe i podkłady, które istniały z każdej strony rampy, zostały rozebrane. Obecnie rosną tam jakieś chaszcze. Są bardzo pożyteczne, ponieważ stanowią ostoję dla zwierzyny. Jakaś korzyść z tej instalacji więc jest. 



Więc tak to wygląda teraz.
Nie wiedziałam.
Nie wiedziałam, że nie ma już pociągów.

Miałem jednak fajną przygodę. Gdy już skończyłem fotografować, złożyłem sprzęt do samochodu wtedy zza pagórka pojawiła się wataha 12 dorodnych dzików. Byłem w odległości około 10 metrów. Zanim jednak rozpakowałem sprzęt dziki już się nieco oddaliły. Na dodatek akurat w tym momencie wyczerpały się baterie w aparacie. Tak, że mogłem zrobić zaledwie jedno zdjęcie i to niezbyt wyraźne.


Może i niewyraźne, ale dwanaście dzików widać.
Może i dobrze, że nie były zbyt blisko...

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Trąbka - reaktywacja

Onegdaj przy kąpieli nalałam sobie do ucha wody.
Nie, nie z premedytacją.
Nieumyślnie.

Trąbka jednak okazała się bardzo drażliwa.
I teraz - cóż mam zatkane lewe ucho.
A prawe... prawe nie.
Prawe za to boli.
Dla odmiany i dla towarzystwa.

W czwartek zaprowadzam towarzystwo do znajomego już Pana Laryngologa.
Mam urozmaicone życie towarzyskie.

niedziela, 6 stycznia 2013

Refleks

Musisz chyba zmienić kalendarz na ścianie, skończył się - mówię.
Tak, rok temu - odpowiada spokojnie Młodsza.

Rzecz o indeksie

Dajmy na to - Didymos.
Indeks mówi, że występuje.
Występuje na stronach.
Strony składają się z papieru i farby drukarskiej.

Ale Didymos występuje też w bibliotece. Codziennie gderliwy bibliotekarz wyciąga dla niego dziesiątki zwojów, wspinając się na wysoki stołek, czasem budząc drobinki kurzu, które potem jeszcze kilka minut wirują w smudze światła.

Obok upadają dynastie, Kleopatra romansuje z rzymskimi dyktatorami, wojny pustoszą miasta, a rzemieślnicy odbudowują swoje warsztaty.

Didymos czyta o greckich klasykach. Setki, tysiące tekstów napisanych przez wcześniejszych badaczy, skrupulatnych uczonych analizujących losy bohaterów, powiązania między nimi, ale też składnię, leksykę, najdrobniejsze szczegóły.

Seneka gardzi Didymosem. Po co ci, o, nędzny, wiedza o drobiazgach, o tym, czy Anakreont był bardziej rozpustnikiem czy pijakiem i jak prowadziła się Safona? Co za upadek! Upadek nauki, upadek obyczajów. Wszystko, co wielkie, napisano tak dawno, a teraz - brak wielkich idei, brak rozeznania, co się liczy, a co mniej.

Didymos ociera czoło wierzchem dłoni. Kropelka potu spływa na rząd liter, rozmazując ogonek sigmy.

sobota, 5 stycznia 2013

piątek, 4 stycznia 2013

Odkacałka

Zrobiłam sobie dzisiaj przerwę na wypad go galerii.
Kalendarz kupiłam, taki, jak chciałam:)
Perfumek na które miałam ochotę, nie było, ale za to...
w sklepie z fikuśnym wyposażeniem domu zakupiłam pudełka.
Pudełka mają przeznaczenie romantyczne, albowiem służyć będą trzymaniu się par razem.
Będą cementować związki.

Mam dzięki nim cichą nadzieję, że rzadziej występować będę w dwóch różniących się nieco skarpetkach.

Oraz kupiłam odkacałkę. Sprzęt w moim domu bardzo użyteczny i często używany. Prawa autorskie do nazwy posiada Młodsza.
Kto wie, co to?

czwartek, 3 stycznia 2013

Flow

Po przepracowanej nocy położyłam się nad ranem.
Dzisiaj też aktywnie
i co?
Gdzie się  nie obrócę, deszcz paruje z sykiem.
Lubię nosić ze sobą taką adrenalinkę
czasem.

Autobus ochlapał mi spodnie i -
rozśmieszył mnie tylko.
Latarnie o zmierzchu
chichotały cicho

środa, 2 stycznia 2013

Raport

Siedzę zapracowana i nawet nie zauważyłam, jak zrobił się późny wieczór.
Ale to nic, noc przede mną, również pracowita.
Papiery wokół i pliki w komputerze to inna część królestwa.
Bezpieczny Labirynt z rozpoznanymi ścieżkami.
Z parą skrzydeł opartych o biurko,
gdybym jednak zapomniała drogi do wyjścia...

wtorek, 1 stycznia 2013

Specjalna porcja moich wzruszeń


Tak. Albowiem autorem tej notki jest mój Tato.
[Wszystkie jej treści zostały zamieszczone za zgodą oraz entuzjazmem Autora]

Kochana Aniu. Dzisiaj wybrałem się na polowanie..... z aparatem fotograficznym. Doszedłem tą starą rampą wojskową prawie do Kolwin i nie spotkałem żadnego zwierzątka. Brak kondycji jednak robi swoje. Polowanie to jednak sztuka cierpliwości. Na rampie spodobał mi się taki kwiatuszek, coś w rodzaju kaktusa w ciekawym otoczeniu. Te dwa drzewa to były na grobie z I wojny światowej. Wyobraź sobie, jak wyglądała ta droga przed odwilżą...






Królestwo

Sylwestra spędziłam w łazience.
Nie, że całego, ale owszem, kulminacyjne chwile.
Pies bowiem się trząsł wszędzie poza łazienką.
Kot siedział obok, zarzuciwszy na ten czas (Natenczas kot....) waśnie i swary międzygatunkowe.
Mąż przybył w odpowiedniej chwili, by wspólnie spełnić toast. Na małej dosyć przestrzeni cztery osoby, w trzech (co najmniej) gatunkach królestwa zwierząt. Nasze królestwo!
Jak by nie było - fanfary i fajerwerki.

Oraz kilka zdjęć z wczorajszego fotospaceru.






Więcej obrazków w Pąk-story.