środa, 30 września 2015

Wyraźnie

Trzydziesty września.
Chciałam jeszcze coś napisać we wrześniu.
Litery na białym tle.
Są wyraźne.



poniedziałek, 28 września 2015

Rambutan i inne okoliczności

W sobotę najpierw pomyłka. Mam na godzinę 19, a nie na 18. Ale to nic, wypiłam sok wyciskany z pomarańczy, poczytałam.
Performans bardzo ciekawy. Dużo nagości, przełamywania tożsamości płciowej i kwestionowania konwencji. Trzy godziny - można było wyjść i wrócić, legitymując się pieczęcią na nadgarstku. Usiąść naprzeciwko, ze słuchawkami na uszach, patrzeć na nagie, ucharakteryzowane postacie... Rozpoznaję jednego z performerów. To dawny znajomy mojej córki, bywał u nas w domu. Podajemy sobie koniuszki dłoni. Dziwne uczucie...
Wychodzę i dzwonię do córki. Zaprasza mnie do baru, idę na piechotę. Barman pyta, z czym chcę drinka. Ma być lekko słodki, trochę kwaskowaty, bez imbiru. Mam się zdać na jego inwencję; zdaję się.


Gadamy, gadamy. Z córką i jej przyjaciółką. Potem robi się za głośno.
Pierwszy raz widziałam rambutan.

W niedzielę dwa spektakle. Córka dzwoni, że nie przyjdzie. Potem - że jednak przyjdzie. W metrze spotykam znajome małżeństwo. Widzieliśmy się dwa razy i nie poznają mnie w pierwszej chwili, bo mam związane włosy. Lubię takie niespodziewane spotkania - przełamują zaprojektowany na dany dzień obraz świata. Rozsuwają przestrzeń, wkładając w nią coś nowego. A. mówi, że parę razy wybierała się na C/U, ale jeszcze nie udało jej się dotrzeć.

Przed drugim spektaklem zjawia się moja córka. Jest pięknie i bardzo tanecznie; to nieoczywiste w przypadku tego akurat festiwalu.
A gdy wychodzimy z teatru Studio, trafiamy wprost pod prowizoryczna scenę, na której orkiestra, soliści i chór wykonują Requiem Mozarta. Już wcześniej widziałam, jak wznoszono konstrukcję, ale mimo to daję się zaskoczyć. Daję się porwać żywym dźwiękom, w tłumie słuchających, z dziećmi, z psami. Dźwięczny bas zabiera mnie w kosmos. Pałac Kultury dopełnia nierealności.



Odejdźmy trochę, zapalę papierosa, mówi Córka. Szary wilkowaty pies też słucha. Macha ogonem, gdy głaszcze go przechodząca obok para.

Dziś robię pranie i pracuję nad nowym tomem do serii "Tangere".
Oraz rysuję. To też jest jakiś nowy świat. Rysunki wyłaniają się ze mnie, wysnuwają się, czasem zaskakują. Ale pozwalam im zostać; nie kłócę się, póki co, choć niektóre wyraźnie szukają zaczepki.


Czytam, czytam.
Czytam o korzeniach teatru i o performansie. Myślę, jak będę rozmawiać ze studentami. Co im powiem, co pokażę, i co oni mi powiedzą. Jakie światy się wtedy otworzą.
Rozgałęziam się. Jakbym wsiąkała w wilgotne powietrze, to bliżej mnie i to całkiem daleko. Rozsnuwam się na mokrym wietrze. Oraz wchłaniam, nasycam się, obcymi atomami.
Jeszcze nie wiem, co mi to robi.
Idę.

niedziela, 27 września 2015

Rozmówka

- Dlaczego zaczęłaś kroić chleb z tej strony!?
- A co to za różnica, przecież jest okrągły...
- Nieprawda, wybrałem taki o kształcie lekko elipsoidalnym. Ale ty myślisz tylko o sobie i ukroiłaś tak, żeby mieć większą piętkę...
- Ależ skąd! W ogóle nie myślałam, kiedy go kroiłam.
- No właśnie. W ogóle nie myślisz.
:)


Wizualizacja :)


sobota, 26 września 2015

I kaczuszka

Jak co roku, festiwal Ciało/Umysł. Dziś dwa spektakle, jutro jeden, w przyszłym tygodniu kolejne.
To jedna z dobrych stron jesieni.
A na dodatek - kaczuszka



czwartek, 24 września 2015

Impuls

Kupiłam czerwoną sukienkę.
Taki impuls.
Poczułam, że chcę mieć czerwoną sukienkę.

A to rysuneczek sprzed paru dni.



środa, 23 września 2015

Światło w szklance

Obok mnie herbata z cytryną.
Robię ostatnie korekty do almanachu UCZTY 2, czyli drugiej edycji Ursynowskiego Czasu z Twórczością Amatorską. Jestem jego wydawczynią, jak w zeszłym roku.
To fajna sprawa - coś się na Ursynowie dzieje, ludzie chcą się spotkać, czytać swoje wiersze, śpiewać, pokazać na wystawie obrazy, zdjęcia, rękodzieło. Ja tym razem postanowiłam pokazać swoje haftowane serwetko-obrazy, zrobione dość dawno, ale ciągle leżakujące w szafie. Ludzie będą nie tylko z Ursynowa, także z innych miast, parę osób nawet z zagranicy.



Jesień, jesień.
W tym roku nastraja mnie pozytywnie - widzę w niej obietnicę światła. Takiego, co bierze się z mlecznożółtych liści klonu na skwerze i żółtopomarańczowych owoców ognika przy domu obok.
I takiego z radości. Na przykład radości z tego, że tomik mój już całkiem niedługo, a będzie miał tytuł Czułość liter.
I że niedługo zaczyna się festiwal Ciało/Umysł, czyli święto teatru tańca.
I z cytryny w szklance :)

wtorek, 22 września 2015

Zaglądaliśmy do środka rzeczy

Miał rower, a do bagażnika przytroczony spory kosz. I jeszcze jeden z przodu, przy kierownicy.
Najpierw rzucał się w oczy przepalony prodiż, potem inne drobiazgi.
Starszy mężczyzna w szarych spodniach i niebieskiej koszuli zaglądał do wnętrza przedmiotów. Z plątaniny przewodów wyciągał te, co miały w środku obietnicę - metalowy drucik. Ostrym nożem zdejmował z nich starą historię.
Zupełnie więc nie zdziwiła go Ania M.


poniedziałek, 21 września 2015

W zapomnianym języku

Słowa gniotą się we mnie, pod skórą, pod żebrami, chcą i nie chcą się urodzić.
Coś w środku we mnie daje mi znaki świetlne, coś stuka, bardzo dalekim rytmem.
Sny są pierwotne, spod darni, na przykład taki, że odcinam sobie rękę, tuż poniżej łokcia, nożem-piłą. Nie czuję bólu, tylko dotyk. A potem nadal tę rękę mam, jakby odrośniętą i tę odciętą też, i już wiem, że to nie pierwszy raz. I dotykam jej takiej - jeszcze mojej, ale już obcej.
Szukam znaków - kim jestem. Chcę rozpoznać, o czym to do mnie mówi.
Widzę to jak ważną, grubą, zapisaną gęstym drukiem książkę, ale w nieznanym mi języku. Nie wiem, czy można się go nauczyć, czy to nie zapomniany język.
Może to mit, który - jak wszystkie - rozgrywa się wewnątrz nas. Jestem Prometeuszem, wykradam sobie ogień. Sama skazuję się na karę, przywiązuję się do skały, a potem zamieniam się w sępa, a on wiadomo... Czy to stąd się wzięło?
Co właściwie wykrada Prometeusz? Wiedzę skrytą w podświadomości, która dałaby nam wolność, byłaby ogniem? I dlaczego tak bardzo się jej boimy, że musimy go uwiązać i karać? A nawet wyrzucić go i udawać, że go nie znamy, że nie boli nas jego wątroba...
Mieć ogień i nie mieć go, panować nad nim i lękać się go. To może stała cecha ludzkiej kondycji.
Nie wiem. Tak tylko rozmyślam.


piątek, 18 września 2015

W otuleniu

Takie wrześniowe dni nasycone i gęste.
Pogoda taka wyraźna, daje poczuć, że jest: rano już chłodzi bose stopy, w dzień sama otula ciepłem, za to w nocy przy otwartym oknie każe otulać się szczelnie kołdrą.
Ania M. pracuje, przygotowuje się do zajęć ze studentami, robi zdjęcia oraz rysuje. Sporo rysuje :)
No i podaje psu kroplówki. Lu czuje się dobrze, polubiła nową karmę.
A mój Tato ma dziś urodziny - skończył 72 lata. Ale mówi, że czuje się na 45.
Jesteśmy w teraz.

czwartek, 17 września 2015

W stronę spełniania marzeń

Dostałam dziś szczegółowy harmonogram zajęć, więc chyba mogę już to napisać.
Od października mam nauczać studentów na zamiejscowym wydziale krakowskiej PWST, czyli na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu. Będę uczyć o antropologii tańca, performansie i formach dramatycznych. Raz w tygodniu będę tam jeździć na dwa dni.
To ważny krok w stronę spełnienia moich marzeń.
Trzymajcie kciuki, żeby mi dobrze szło.

wtorek, 15 września 2015

Rysuję sobie

Taki kwiatuszek Ania sobie narysowała.
Między innymi





















Tak sobie Ania ćwiczy kreskę, czasem coś wstawia na fejsbuka.
I się cieszy jak dziecko :)

poniedziałek, 14 września 2015

Chora Lu

Zbadaliśmy Lu krew i wyszło, ze ma chorą wątrobę, wyniki mocno przekroczone.
Zmieniłam karmę, zaczynam podawać lek regenerujący, jutro lekarz przyjdzie i poda kroplówkę. Potem jeszcze parę razy, żeby szybciej oczyścić organizm. Pewnie kolejne kroplówki będę podawać sama, w końcu mam wprawę.
Choć wolałabym nie mieć.

czwartek, 10 września 2015

Jałowe (górne) drogi Ani M.

Wczoraj chciała do mnie przyjść Choroba, poznałam po termometrze.
Była już u mnie w tym roku trzy razy, za każdym razem została dość długo, więc tym razem mąż stwierdził, że to on mnie wyleczy.
Zarządził mianowicie dezynfekcję górnych dróg oddechowych (i pokarmowych, jak sądzę) za pomocą mikstury ze spirytusu i miodu.
Nie byłam przekonana.
Po pierwszym kieliszku zaś przez jakieś piętnaście minut wątpiłam, czy w ogóle posiadam jeszcze górne drogi oddechowe.
Druga dawka, późnym wieczorem, poszła łatwiej - widocznie byłam już znieczulona.
Chyba działa.

środa, 9 września 2015

Na przykład

Czasem przez przypadek.
Czasem nie.
Może być tak, że idziesz zwykłą ulicą i nagle za zakrętem widzisz coś, co każe ci się zatrzymać - i patrzeć. Albo słuchać, wąchać, smakować, dotykać.
Na przykład usłyszysz tę piosenkę.
Na przykład.
Dlatego warto.

wtorek, 8 września 2015

Sięgać

Mały i serdeczny.
W lewej ręce.
Jeszcze nie mogę ich położyć na strunach. Bo wtedy przestaję je czuć.
By rozciągnąć nerw, najpierw trzeba delikatnie odchylać dłoń za zewnątrz, w nadgarstku, serią po dziesięć, kilka razy dziennie. Potem można ją przy tym prostować; w końcu - próbować przeprostu w łokciu.
Chodzi o elastyczność. By swobodnie sięgać daleko na gryfie, ogarniać jak najwięcej barw dźwięku.

poniedziałek, 7 września 2015

Plan

Nie mogę grać na skrzypcach.
Chyba że rozciągnę operowany cztery lata temu nerw łokciowy. To jest wykonalne. By potem znowu zacząć ćwiczyć.

To jeden z punktów programu. Wcale nie najważniejszy.
Nie, nie jestem aż tak naiwna.
Ale wystarczająco.

niedziela, 6 września 2015

Ciąg dalszy tematu z wczoraj...

Być może moje skróty myślowe są zbyt krótkie. Może czasem zaciemniają treść, którą chcę przekazać.
Wczorajszy post może był właśnie taki.
Zabrzmiał może sentymentalnie - i doczekałam się zjadliwie sarkastycznego komentarza. Odpowiedziałam nań i mam nadzieję, że trochę wyjaśniłam. Między innymi tak:

Nie do końca mnie zrozumiałaś. Pisząc o szamance, czarownicy itd, nie odwoływałam się do instancji, która miałaby bronić kogokolwiek, także mnie. Chodzi o to, że mamy w sobie ciemność, której często zaprzeczamy, którą z siebie wypieramy. Szamanka i czarownica to być może nic dobrego. Może to zabobon, zazdrość, zawiść, chęć podporządkowania sobie świata. 
"Obcego" mamy w sobie. Dla kogo produkuje się miliony filmów pornograficznych, w których na ogół kobiety są poniżane, traktowane jak obiekt i w dodatku same tego chcą i są zawsze chętne? Czy nie dla kulturalnych panów Europejczyków? I skoro przemysł pornograficzny dobrze się ma - to kto to ogląda? I kto potem - lub przedtem ślini się na widok dziewczyny w mini, choć tylko niektórzy zawołają za nią "e, lala". Muzułmanie po prostu mają na wierzchu to, do czego szlachetny europejczyk nie chce się przyznać, spycha to w głąb siebie, udaje że tego nie ma. "Ja taki nie jestem!". Ale to nie zniknie, nie chce się zmieścić, więc trzeba to wynieść poza siebie. Najlepiej się do tego nadaje obcy, inny kulturowo, o innej karnacji. Ten, o którym Pantera pisze: "dzicz, motłoch, hołota". Są naszym najgorszym snem o nas samych. Więc trzeba ich spalić, spalić naprawdę - żeby samych siebie symbolicznie oczyścić.
Gdyby nie było uchodźców w Europie, trzeba by ich wymyślić.
Chciałam jednak jeszcze powiedzieć coś tutaj.
Chodziło mi wczoraj o pewne mechanizmy wykluczenia, jakie ludzka psychika stosuje wobec innych ludzi jakoś nam obcych, przerzucając na nich pewne nasze własne cechy czy instynkty - te, których nie akceptujemy i z którymi się w sobie nie godzimy. Symbolicznie nazwałam je szamanką, czarownicą, wilkiem. Pewnie to zabrzmiało zbyt patetycznie. Pewnie jestem w tym trochę śmieszna. Ale to mój wybór. Godzę się na śmieszność.

Dodatkowo chcę powiedzieć, że nikogo nie oceniam. Oczywiście prywatnie mam swój system wartości, ale wolę go odnosić do siebie, w tym sensie, że postępuję zgodnie z nim. Nie mogę oceniać nikogo innego.
Każda postawa społeczna ma swoje uzasadnienie i skoro się wykształciła, to znaczy, że czemuś służy. 
Zamknięcie we własnej społeczności, odgrodzenie od obcych i wszelkie mechanizmy przerzucania na nich wyobrażeń zła, którego nie możemy znieść w sobie samych, odgrywało olbrzymią rolę w sytuacjach, gdy nie było na podorędziu praw człowieka, psychologów i terapeutów, a obce plemię stanowiło w każdej chwili śmiertelne zagrożenie. Agresora trzeba było pokonać, zabić, a łatwiej zabić wcielenie zła niż bliźniego. Z niebezpiecznymi popędami i pragnieniami łatwiej radzić sobie przez ich eksterioryzowanie.
Ale jak jest teraz?
Można by - z jednej strony - pomyśleć, że jest inaczej. Jesteśmy cały wiek niemal po Freudzie i wiemy, że nie składamy się z jednego wymiaru. Że to, co obce, co niesamowite, to wszystko jest w nas. Żyjemy w czasach, gdy na co dzień po prostu nie możemy obcego plemienia uznać za wcielenie zła, bo świat jest na to za ciasny: obcy często jest sąsiadem, kolegą z pracy, mężem albo żoną. No i szczycimy się wiekami filozofii i rozwoju oświeceniowej i pooświeceniowej wiary, że człowiek to coś więcej, i że umiemy wznieść się ponad podziały narodowe, religijne, kulturowe, a może nawet gatunkowe. Inaczej rozwiązujemy konflikty, jesteśmy pełni zrozumienia.
Ale czy na pewno jesteśmy tacy nowocześni? Bruno Latour twierdził, że nigdy nie byliśmy, i ja akurat przyznaję mu rację. Ciągle jest w nas magiczne przeżywanie świata i wiele pierwotnych potrzeb. I być może mocno nie nadążamy za rozwojem różnych technologii, zwłaszcza komunikacyjnych. Chcę powiedzieć, że niechęć do obcych jest w pewien sposób naturalna. Może nie jesteśmy w stanie się jej pozbyć i spełnia ona ciągle jakąś psychologiczną i społeczną rolę.
Zastanawiam się czy jedno wyklucza drugie? Czy można pogodzić oba ludzkie dążenia: do odcinania się od obcych i do wznoszenia się ponad te uwarunkowania, do przekraczania ich. 
Są w nas stare, pierwotne miejsca. To tam mieszka szamanka, czarownica. W pewien sposób jest symbolem mroku we mnie. Ale zgoda na tę ciemność paradoksalnie daje rodzaj jasności, tak czuję. Oraz ulgę. Ta sfera, zaakceptowana, daje siłę, pozwala na rozwój, poszerza świadomość. A jednocześnie, skoro wiem, że jest, mogę poddać ją refleksji. Tak widzę istotę bycia człowiekiem dzisiaj. 

A jutro?

Myślę, że nie zatrzymamy uchodźców. Możemy tylko trochę opóźnić proces, który jest następstwem wielowiekowych krzywd. Świat się jakoś zmieni - tak jak zawsze się zmieniał. Będziemy musieli jakoś z tym żyć.

sobota, 5 września 2015

Między innymi o Uchodźcach

A czy jeśli ktoś obok mnie tonie, a ja mogę go uratować, to czy zawaham się, podając mu rękę?
Czy w wahaniu tym będę się zastanawiać, kim jest, i czy kiedyś nie stanie się dla mnie zagrożeniem?

Im bardziej boję się siebie, tym bardziej boję się Innego. Bo Inny to także ja sama. Ja dla siebie samej i ja dla Drugiego.

Być może sięgnę ręką do ukrytej we mnie Szamanki, Czarownicy szepczącej zaklęcia, Dzikiego Dziecka Bez Słów, Wilczycy na dnie oka.

Nie wiem, kto jeszcze tam jest, ale zaryzykuję.

piątek, 4 września 2015

Pani magister

Moje starsze dziecko od dziś jest magistrem.
Praca została oceniona jako świetna, a sam egzamin miał nietypowy przebieg, przynajmniej w pierwszej części, kiedy Ania z koleżanką demonstrowały ćwiczenie "repetition" z techniki Meisnera . Samo w sobie było to już wzruszające, niepowtarzalne przeżycie - także dla obserwatora.
Jestem dumna!
Przypomniał mi się mój własny egzamin magisterski, chyba dwadzieścia dwa lata temu.
Tuz przed nadejściem komisji dostałam ataku histerycznego śmiechu i myślałam, że się nie uspokoję.
Moja córka była jednak o wiele bardziej opanowana.

*

Dziś postanowiłam, że nie będę więcej pisać w blogu Tutaj. Nie zamykam go, ale napisałam dziś wiersz, który ma być w nim ostatni. Jeśli będę miała potrzebę poezji, dam ją tutaj.
Tak, chcę, by tutaj było tutaj.

środa, 2 września 2015

Źrebię Heraklita

Myślałam, że czas płynie do przodu,
korzysta z naturalnych wąwozów wyżłobionych przez dawne rzeki.
A przecież
delikatne wiry, miniaturowe tornada rozdzielają lustro wody,
strumień unosi pysk źrebięcia,
parska,
przeskakując grań.

wtorek, 1 września 2015

Pan Pazur

- Mam mały problem - powiedziałam do ratownika/instruktora na basenie. - A więc kluczyk od szafki wpadł mi pomiędzy deski... Nie włożę tam palca, nie zmieści się.
- Czy go widać - nastąpiło pierwsze rzeczowe pytanie.
- Widać.
- Ma kółeczko?
- Ma.
- To damy radę.
- Oooo! - zdziwiłam się.
A zdziwiłam się, bo coś zobaczyłam. Chwyciłam to w dłoń. Delikatnie nadałam palcami odpowiedni kształt i....
Widocznie takie rzeczy już się tu zdarzały.
- To jest Pan Pazur - rzekł dumnie młody człowiek.
Kawałek dobrze wygiętego drutu.
Podaruj sobie odrobinę luksusu :)