Się pozmieniało. Nie wiem, czy tak zostanie, nie podejrzewam, ale w którą stronę się przekolebie i jak? Kładę się po czwartej rano, zasypiam między piątą a szóstą i z pewnym trudem, próbując stłumić roztańczone myśli, jakieś drobne lęki i większe niepokoje: co będzie? Jakieś wizje z nocnego lustra, w którym jestem starą kobietą, gdy pozwalam twarzy wykrzywić się, i młodą dziewczyną, gdy się uśmiecham i gdy wkładam ten uśmiech w oczy; coś takiego się w nich robi, jakiś skurcz mięśni za gałkami, że energia wydostaje się później razem z patrzeniem. Pozwalam sobie na wywołanie duchów: stara - młoda, stara - młoda, jakby to się odbywało na grani: po jednej i drugiej stronie jakieś strome łąki. Powrót do łóżka, żeby zasnąć, opowiadam sobie jakąś mocną narrację, nie zawsze optymistyczną, ale takie właśnie wprowadzają mnie w sen. Rano, czyli gdy się na dobre budzę, jest koło 11 albo później i to jest w zasadzie mój czas nocny, gdy mogłabym jeszcze mocno spać, ale wstaję, bo coś trzeba załatwiać, gdzieś dzwonić, coś wysłać, w czasie pracy urzędów i instytucji. Czuję trochę bólu z tego powodu, że znowu i że znowu z trudem. Siadam do pracy, ale do tej łatwej, jakiejś korekty, chodzę chwiejna, ciągle jakby nie w dobrej fazie. Około 19-20 coś się przestawia i przychodzą siły. Przychodzi apetyt. Rozkręca się metabolizm, praca, trochę różnych nadziei. Włączam nawet muzykę. Po 22 jest dobrze, a północy wyśmienicie. Jestem spokojna i silna. Między porcjami najtrudniejszych prac załatwiam logitykę, korespondencję, pakuję wysyłki. Myślę, że będzie dobrze, naprawdę znowu tak myślę, chcę, żeby tak samo było od rana, i wtedy się kładę, po czwartej.
Nocny Marek z ciebie Aniu. I wszystko by było dobrze, gdyby nie te urzędy,,,
OdpowiedzUsuńPoczty też.
UsuńNie lubię rannego wstawania, lepiej funkcjonuję wieczorem. Niestety, nie zawsze można prowadzić nocny tryb życia. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńDorota
To prawda. I włączają się w środku wyrzuty sumienia, że dzień, to ma być praca, a nie sen.
UsuńBo zostaje w nas wdzięk. I może zostanie na wieki. Moja mama mówi, że od pewnego czasu widzi w lustrze Nadieżdę Krupską. Ale i ona ma sporo wdzięku :)
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nie widziałam Nadieżdy.
UsuńNadieżda nie była brzydka za młodu. Twarz miała raczej chmurną, nie bez powodu, jak wierzę. Ja nie dostrzegam podobieństwa. Ale widzę rozświetlenie twarzy i energię uśmiechu, o której piszesz, u mojej starej mamy. Pozdrawiam Cię i kładę się, bo choć noc jest czasem skupienia, to muszę zerwać się rano do pracy.
UsuńJeśli chodzi o meritum, to bardzo się cieszę, ze nie jestem z tym jedyna - bo mamy podobnie, choć nie az tak ekstremalnie. Mimo wszystko ide spac w nocy. No ale ja nie mam wydawnictwa i już tyle nie muszę ;))) O dziesiątej to mogę ewentualnie poprasować, mózg włącza mi się dopiero o osiemnastej i przestałam z tym walczyć. Pozdrawiam najserdeczniej i przesyłam nieustajace wyrazy poparcia i podziwu dla wszystkich form działalności! Łada
OdpowiedzUsuńŁado, bardzo dziękuję! I ja Cię serdecznie pozdrawiam!
UsuńFajnie opowiadasz ;)
OdpowiedzUsuńCzy Ania M. gdzieś tam jest, w tym rozległym wszechświecie?
OdpowiedzUsuńJestem. Postaram się ogarnąć i coś napisać wkrótce :)
UsuńA to fajnie.
UsuńNo, ja czekam:).
OdpowiedzUsuń