Ze zdań, które przeczytałam wczoraj na temat spektaklu „Anda,
Diana” (Idź, Diano) najważniejsze wydały mi się słowa artystki: „Przestałam
szukać swego ciała w przestrzeni innego, a znalazłam siebie jako innego”. Ale
to już było po tym, gdy obejrzałam ten performans, bo celowo chciałam go odebrać
na czysto, zobaczyć, czy i jak odezwie się we mnie sam – przeważnie tak właśnie
robię na festiwalu Ciało/Umysł, odkąd ponad dwadzieścia lat temu zaczęłam jako
widz brać w nim udział.
„Anda, Diana” opowiada o mierzeniu się z niepełnosprawnością,
ale temat podany jest tak uniwersalnie i jednocześnie dyskretnie, że dopiero
mniej więcej w połowie orientujemy się, że artystka Diana Niepce rzeczywiście
jest osobą niepełnosprawną [uległa wypadkowi na trapezie, walczy z porażeniem
czterokończynowym]. Jej opowieść możemy odczytać jako dotyczącą różnych rzeczy,
które stanowią naszą słabość, zależność, opresję. Przez pierwszych kilkanaście
minut ruch, który obserwujemy na scenie, jest jakby dwuwymiarowy, płaski –
odbywa się w całości „na ścianie”, swego rodzaju ciemnej tablicy, po której
dwaj muskularni mężczyźni przesuwają delikatne, kruche, półnagie ciało głównej
bohaterki, podnoszą je i opuszczają, obracają nim, jak gdyby było wskazówkami dziwnego
zegara, jakby tylko odbijała mechanizm działający dzięki przyłożonej z zewnątrz
sile. Ale już na tym etapie działania dokonują się próby rozszczelniania takiej
wizji – tancerze niejako wymieniają się w ten sposób, że gdy jeden „operuje”
ciałem dziewczyny, drugi podmienia go, wsuwając się między tego pierwszego a
planszę i rozpycha obraz; widzimy, jak trzeci wymiar włącza się, a to włączanie
ma charakter procesualny, przebiega pulsacyjnie, dynamicznie i obarczone jest ryzykiem.
Stopniowo akcja przenosi się na środek sceny i potem już tam
się dzieje, plastyczna, wielowymiarowa. Silnie oddziałująca wydała mi się
sekwencja, gdy mężczyźni na zmianę podnosili z podłogi dziewczynę, przyjmując
pozę przypominającą antycznego dyskobola i tak, nie zmieniając układu rąk, robili
z nich rodzaj mechanizmu do podnoszenia, wkładając zgięte ramię pod jej ramiona,
stając się subtelnym kołem zamachowym, powoli konsekwentnie udzielającym rozpędu.
Jej ruch jest wtedy jeszcze pasywny, ale wyraźnie staje się przestrzenią
doświadczania. To scena, w której ciało dziewczyny z jednej strony wpisuje się
w narzucony kulturowo schemat udzielania siły, a z drugiej – bada ten rodzaj
przeżycia, wykorzystuje jako motor, silnik kodów, który będzie mogła wkrótce w
sobie uruchomić. I to właśnie dalej się dzieje.
Ruch sceniczny będzie już dalej stale obrazował wzajemne udzielanie
sobie przez tancerzy siły i impulsów, dynamikę działającą między poczuciem mocy
a zapadaniem się w zależność, słabość, przy czym coraz bardziej nieoczywiste
staje się, czy atletyczne ciała mężczyzn, animujące niejako ciało dziewczyny,
są nadal czymś zewnętrznym, czy zaczynają oznaczać jej wewnętrzną moc.
Spektakl stawia (moim zdaniem) pytania: czy jesteśmy tylko formatowani
przez siły zewnętrzne, czy także możemy z nich czerpać, przekształcając je i wykorzystując
dla własnej zmiany. Czy właściwie da się to rozdzielić – zewnętrze od wnętrza? Na
ile nasze wewnętrzne siły są zinternalizowanymi wzorcami działań, wyrobionymi
torami reakcji? Czy możemy je obserwować, pracować z nimi? Czy słabość, niepełnosprawność
– może stać się punktem wyjścia do nowego spojrzenia na relacje? Ciało niepełnosprawnej
artystki poddane jest ruchowi, a od pewnego momentu aktywnie uczestniczy w bardzo
plastycznie przedstawionych procesach wyginania, zwijania się, przekręcania –
czy taka giętkość, elastyczność, miękkość może być tu odczytana jako metafora
pewnej drogi, w której doświadczanie giętkości i plastyczności ruchu może udzielić
swych jakości modelowi – myślenia?
Spektakl „Anda, Diana”, pod kierownictwem artystycznym Diany
Niepce, artyści: Diana Niepce, Bartosz Ostrowski,
Joãozinho
da Costa, na festiwalu Ciało/Umysł, Międzynarodowy Festiwal Tańca i Peformansu.
Przede wszystkim jesteś Aniu mistrzem w opisywaniu detalu, łańcucha następujących po sobie sekwencji.Nie widziałam spektaklu,ale wyobrażam sobie, że to proces oswajania swojego kalectwa najpierw samej ze sobą,póżniej wobec świata.
OdpowiedzUsuńPo pierwszym szoku w kąciku,pod ścianą,w pewnym upokorzeniu wydania swojego ciała,kobiecości,intymności na zależność od innego,na jego takt,wrażliwość,kulturę osobistą..Później na środku sceny w buncie przeciw schematycznym postrzeganiu ułomności przez społeczeństwo.
Samo ciało nie wystarczy, potrzeba tego co nazywasz wewnętrzną mocą, ja siłą ducha.Bez tej motywacji ani rusz.Oba światy wewnętrzny i zewnętrzny przenikają się wzajemnie, są w ciągłym ruchu,podlegają zmianom i oddziaływują na siebie.Tak to czuję.
Najgorsza jest zależność od łaski drugiego. Ostatnio oglądałam wywiad z obrońcą Mariupola,wstrząsające jak ruscy traktowali jeńców.Odwieczne zło.
Jak dasz radę odsłuchaj:
https://www.youtube.com/watch?v=YBpKF9i_3jA
Cieszę się, że tak to odebrałaś, Hanno. Myślę, że sam spektakl spodobałby ci się. I dziękuję za dobre słowa!
UsuńSpektaklu nie widziałam
OdpowiedzUsuńAle ta recenzja to sztos!
Dziękuję, Rybeńko! Spektakl nie jest nigdzie w stałym repertuarze, to było w ramach festiwalu, więc tylko jako jednorazowe wydarzenie.
UsuńCię się, jasnym tam była i to widziała
UsuńW wolnym tłumaczeniu
UsuńCzuję się, jakbym tam była i to widziała;)
Od razu tak przeczytałam:)
Usuń