wtorek, 17 lipca 2018

Różności

Dużo pracy, dużo się dzieje, ale zdołałam zrobić badanie dopplerowskie i tętnice szyjne okazały się drożne. A więc dostałam zielone światło do rehabilitacji. P. przybył w piątek (o P. pisałam w jednym z pierwszych wpisów w blogu, ponad sześć lat temu... a znamy się jeszcze dłużej. Po drodze urodziło mu się dwoje dzieci, jedno już ma 10 lat ;). Jestem jednak strasznie spięta, no i bałam się położyć na wysokim łóżku do masażu, żeby nie zmiótł mnie na podłogę nagły zawrót. Na początku trzymałam P. za palec, na koniec jednak udało mu się nawet trochę ponastawiać kręgi szyjne i następny dzień był chyba najlepszy pod względem samopoczucia mojego kręgosłupa od kilku tygodni. A jutro powtórka. I dobrze, bo dziś już boli.
A pojutrze na dwa dni do Bytomia - dwójka studentów ma egzamin magisterski, a ja jestem promotorem. Moi pierwsi wypromowani magistranci na tym Wydziale, to jest jednak coś. Wzruszam się.

W domu drobne armagedony.

Spędzam sporo czasu na zewnątrz, ale muszę wracać do psa. Odkryłam fajne przyrządy do kroplówek - ze złączkami, dzięki którym już nie trzeba robić zastrzyku z ornipuralu osobno, tylko się dostrzykuje do rurki. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Ale odkąd znam diagnozę Lu, nie przespałam całkiem spokojnie nocy. Ona śpi, nic jej nie boli, choć się oczywiście kręci i zmienia miejsce na materacu (czyli moim łóżku). A ja się budzę. A przecież nawet zasypiam spięta. Ciemne myśli, co będzie. Kocham ją. Ale wiem jedno - nigdy więcej żadnego innego zwierzęcia. Nie umiem o tym mówić, pisać, tłumię w sobie, ale to jest zbyt straszne. I ja się robię chwilami ciemna w środku i zła i nie chce niczego, a na pewno współczucia, zrozumienia itd. Chcę być na bezludnej wyspie, przez jakiś czas.

Na zdjęciach moja Lu z wczorajszego spaceru i kwiatki









11 komentarzy:

  1. Rzeczywiscie roznosci! Z jednej strony dobrze, bo czas szybciej biegnie. Ja przynajmniej tak wole.
    Tez byla'm dzis z kregami szyjnymi u fizjoterapeuty juz 4.raz. Odpukac, zawroty przeszly, choc pilnuje sie, zeby nie chodzic spieta. Jednak nie zawsze sie udaje, kiedy zycie stresujace, a domowe armagedony(jakie by nie byly)spac nie daja i zle wplywaja na stan naszego zdrowia
    Co do kolejnego pieska, mam takie samo zdanie-nie chce nastepnego, bo nie przezylabym kolejnej straty, nie dalabym rady... Wzrusza mnie widok Lu i jej oczu.
    No I gratuluje pierwszych magistrantow, oby wszystko poszlo dobrze:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo dobrego co dobre, a nieuniknione i tak nas spotyka. Każdy czuje inaczej a Ty szczególnie dotkliwie, więc Ci trudniej.
    Niech się studenci spiszą na obronie, abyś mogła być dumna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, niech się wszystko poukłada! Trzymam mocno kciuki!
    :**

    OdpowiedzUsuń
  4. masaz dla mnie teraz jak zbawienie. jak wrócę ... teraz nie mam czasu.
    Mój stary osiemnastoletni kot umarł kilka lat temu do dziś nie mogę o tym ani pisać ani mówić. mam też Erne, która kocham jak Ty Lu ...rozumiem. Trzymam palce za studentów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem przez co przechodzisz, pamiętam jak u mojego psa wykryli raka. Tak bardzo się o niego martwiłam :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech rehabilitacja pomoże, studenci pięknie się obronią, a Lu niech ma życie bez bólu u boku swej ukochanej i troskliwej Pani.
    Trzymajcie się obie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny pies. Pogłaskaj go ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymam kciuki żeby się wszystko udało

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu, mam nadzieję, że tu dziś zajrzysz... Wszystkiego najlepszego z okazji imienin, niech Ci się wiedzie i szczęści. Zdrowia (również dla Lu), radości, dalszych sukcesów wydawniczych i uczelnianych. Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzymam kciuki, powodzenia!

    OdpowiedzUsuń