Widzisz - miałam przerwę całe dwa miesiące. Coś musi być, że otwieram, patrzę, i idę sobie. Coś we mnie. A przedwczorajsza notka - zebrałam się i napisałam o jednej z najważniejszych rzeczy, które ostatnio zrobiłam. To znaczy wydawało mi się, że to ważne. i nie rozumiem. Roksanna i Olga kupiły tę charytatywną książkę i tylko One odezwały się w komentarzach. Chciałabym zrozumieć, co robię nie tak. Ludzie robią zbiórki na różne cele i udaje im się. Ja wydałam książkę, żeby zebrać pieniądze na pomoc stowarzyszeniu, które robi ogromną sprawę, pomaga uchodźczym rodzinom w trudnych sytuacjach, organizuje im pracę, miejsca do życia, reprezentuje przed sądami i robi inne potrzebne rzeczy. Przy tym pomagam wejść na polską scenę literacką ukraińskiemu poecie, który sam musiał ciekać z ogarniętego wojną Donbasu. I zostanę tymi książkami. I z poczuciem, że lepiej było po prostu wpłacić od razu na Dom Otwarty te pieniądze, które zapłaciłam drukarni. I nie, nie czekałam, aż zwrócą mi się pieniądze, bo one nie miały się zwrócić, każdą złotówkę przeznaczam na założony cel. Ale będzie tego mało. Czy to dlatego, że chodzi o uchodźców? Czy to ja robię coś nie tak? Jestem sfrustrowana. Po prostu czuję się głupia i słaba.
Nie, Anonimowo, nikt nie jest denny. A ja poważnie myślę, że po prostu jestem słaba w kwestii promocji, przekonywania. Albo już nie wiem, co. Mi też nie chodzi o to, żeby każdy zaraz kupował, wiesz. Potrzebuję reakcji odzewu, wsparcia.
Rozpisałam się w odpowiedzi dla v. Pod poprzednią notką potrzebowałam znaku, że to się liczy. Nie koniecznie od razu deklaracji wsparcia. Ale pamiętam różne akcje i blogowe poruszenie z ich powodu. Bardzo doceniam, że dziewczyny kupiły książki. Jestem wdzięczna. Innych serc nie poruszyłam, Widocznie nie umiem.
Aniu bardzo lubię czytać twoje ciekawe posty i podziwiałam ze chcesz być wydawca w tych trudnych czasach.Jest wiele osób takich jak ja czytających bez komentarzy.Zrobilas wspaniałą rzecz,i trzeba czasu na dotarcie do wielu ,a reklama i zachętą to bardzo trudna i dziwna sprawa.Nie możesz tak szybko tracić nadziei i brać do serca ze cos źle zrobilas bo tez większość zajęta była innymi wydarzeniami. Pozdrawiam serdecznie i proszę pisz dalej. Marta uk
Myślę, że nic nie robisz źle, tylko pandemia odebrała wielu ludziom dochody, niektórzy, właśnie Ci, którzy najwecej kupowali ksiażek, czasopism, że tak to ujmę, jadą na oparach, w tym i ja. Studiuję, nie dorabiam, bo państwo zamknięte, a oszczędności topnieją, nikt mnie nie zwolnił z opłat za studia, za materiały, nikt nie kupuje moich prac, nikt tego nie potrzebuje. Zwyczajnie trudny czas dotknął wiele osob. Nieznajomej literace zepsuł się komputer, po chwili okazało się, że przez to, przestała zarabiać, a że żyla z dnia na dzień, bez oszczędności, wpadła w tarapaty finansowe, wspólnie z przyjacióką, która zna osobiście dziewczynę postanowiłyśmy coś zrobić, ja nie mam kasy, ale mam co sprzedać i przeznaczyć te pieniądze na pomoc, by nie wydarzyło się nic złego, bo depresja różnie się kończy... i czuję jaki jest opór, jak trudno jest zmięczyć drugiego człowieka, by wyciągnął z portfela 5 zł by przeznaczył na drugiego człowieka, a jeszcze przed pandemią pomagałam zebierać pieniądze na podobny cel i poszło jak po maśle. Dzisiaj ludzie każde 5 zł obracją w palach kilka razy, zanim je wydadzą... domyślam się, że czujesz się rozczarowana, ale nie poddawaj się. Wierze, że to wszystko minie. Uściski
Wiem, Małgosiu, że tak jest, sytuacja jest trudna. Pomyślałam, że uchodźcom w tej sytuacji jest jeszcze trudniej i teraz w dodatku myślenie o nich zeszło na dalszy plan. Cieszę się, że wydałam tę książkę, ona jest wartością, która po tej akcji tak czy inaczej zostanie, Ołeksij zaistnieje na polskiej scenie poetyckiej, porozsyłam tom krytykom, pozgłaszam do nagród. Janusz Radwański ma kolejną książkę tłumaczeniową, Convivo kolejną książkę w serii tłumaczeń. Tylko akcję pomocową oceniam jako słabo przeze mnie zorganizowaną. Wiesz - ja włożyłam w nią ponad 1200 zł, to koszt druku. Kolejny koszt to wszystkie czynności dystrybutorsko promocyjne. Zakładałam od razu, że to wszystko mój wkład, skoro nie biorę dla siebie ze sprzedaży ani grosza. Wiele jednak wskazuje na to, że ze sprzedaży może nie zebrać się suma nawet 1000 złotych. Pragmatycznie patrząc, efektywniejsze byłoby, gdybym od razu wpłaciła 1200 zł na Dom Otwarty, a książkę wydała zwykłym trybem - przynajmniej z punktu widzenia Domu Otwartego tak by było. Teraz na plusie jest tylko drukarnia. Ale myślałam, że dzięki tej akcji pomoc dla Domu Otwartego będzie większa, że ze sprzedaży zbierze się suma o wiele większa od tych 1200 zł, które ja bym wpłaciła, że poruszą się serca, że przy okazji problem trudnego życia uchodźców wróci choć trochę do świadomości społecznej. I wiem, że takie akcje bywają skuteczne, obserwuję wiele z nich, w niektórych uczestniczę. Ludzie na ważne cele zbierają czasem kilkadziesiąt tysięcy w ciągu paru dni. Dlatego pomyślałam, że akurat ja nie umiem, że coś poszło nie tak.
nie znam się na promocji, może powinnaś kogoś takiego odszukać, co zajmuje sie tylko strategiami promocyjnymi, może podpowie, jak to robić, socjolodzy pijarowcy, jakoś te kampanie się ustawia...
Zasadniczo założyłam, że skoro będę co drugi dzień o tym pisać, że skoro akcja ma siedmiu patronów medialnych, z których każdy coś napisał, a w "Kontencie" nawet ukazała się recenzja, że skoro zrobiłam transmisję ze spotkania - to już jest coś :) Niedługo zrobię płatną reklamę na fb. jeszcze może coś się ruszyć, założyłam, że zbieram pieniądze do końca roku. Jeśli coś sprzeda się po tym czasie, przeznaczę to na zorganizowanie spotkań Ołeksija w Polsce. Taki był plan.
Media społecznościowe, to zasadniczo odrębna dziedzina marketingowa, u nas nawet możesz to studiować... i tak, jeżeli nie masz 5 tys znajomych i strona FP nie hula na poziomie 20k obserwujących, to niestety Aniu, maketing o jakim napisałaś nie zadziała. Dlatego dobrze jest strategocznie odszukać takich influencerów, którzy Twoją książkę wypromują na swoich tablicach, relacjach i instagramowych poleceniach. Tu masz przykład https://www.instagram.com/make_life_harder/
Nie zrobisz tego sama Aniu, potrzebujesz strategii, ludzi, którzy będą wspominać w swoich relacjach o Twojej akcji i będą polecać je swoim czyteknikom i odwiedzający. Marketingowo, 10% znajomych z mediów społecznościowych kupuje Twoją książkę, jeżeli więcej, to jesteś szczęściarą. Jeżeli medialni sponsorzy nie mają swoich influencerów, to zawsze będą to niszowe akcje. Nie wiem, jakie są stawki dla influencerów w Polsce, ale wszędzie to działa i wydawnictwa inwestują w takie akcje, sprzedaż nakładów zwraca im wszystkie koszty z nawiązką.
aaa i do prowadzenia spotkania na Zoomie bierzesz kogoś znanego, kto przyciągnie oglądająych, kto sam ma tylu znajomych, że te 10% będzie bułka z masłem... Tochman, Szczygieł, Sobolewska, Dehnel - znaczący ludzie, którym nie jest obojętny los uchodźców i literatury.
Małgosiu, oczywiście masz rację, ja natomiast nie mogę już w nic inwestować. Wydawnictwo przynosi straty na poziomie 1000 zł miesięcznie. Żeby żyć i wydawać pracuję jako redaktorka dla innych wydawnictw - mam to szczęście, że zleceń mam dużo. Oprócz tego po rozwodzie wynajmuję mieszkanie, mam kredyt, ZUS i inne rzeczy. Co do wydawania książek - to albo nadal będę traktowała to jako dość kosztowne hobby, albo będę musiała to zamknąć. Tzw. dotacje ministerialne są tak skonstruowane, że o ile nie prowadzi się tzw. kreatywnej księgowości, to taka mała firma jak ja wyszłaby na nich na minus, a ja tego robić nie będę, nie chcę i nie potrafię. Dotacji kierowanych przez Instytut Literatury nie przyjmę z zasady, choć oczywiście IL był chętny dać. Zostają nieliczne dofinansowania z urzędów miast i czasem zagranicznych instytucji dla tłumaczeń. Mimo wszystko cały czas mam tę miesięczna stratę, o której pisałam wyżej. Robię to, bo sprawia mi to przyjemność taką jak innym np. nurkowanie na Karaibach czy narty w Alpach. Trochę po wariacku.
Dlatego nie zamykaj bloga, masz w nas wierne czytelniczki i czytelników. Przemyśl tylko, czego oczekujesz od swojego wydawnictwa. Masz świetne recenzje, nie zostawiaj tego.
Dobry pomysł.Jeśli to ma nas ograniczać . wprowadzać dyskomfort. Prostytucja jaką jest w wielkiej części , pisanie bloga , nie jest dla każdego. To jest modne-gdzie się tylko da promowana jest prostytucja z tym ,że tylko najlepiej ulokowane mają z tego zysk-reszta tylko traci.
Nie!!!!
OdpowiedzUsuńAniu, proszę, nie!
Tu jest tyle wspaniałych myśli i słów.
Często wracam do nich. Są tak ważne! Bardzo ważne!
Olgo - może nie zamknę, ale skończę pisać.
UsuńJesteś zawsze blisko, wiem :*
To jest błędna myśl.
OdpowiedzUsuńdam tej myśli płynąć, zobaczymy, co wymyśli.
UsuńNapisałam Ci maila.
Usuńłaj??
OdpowiedzUsuńWidzisz - miałam przerwę całe dwa miesiące. Coś musi być, że otwieram, patrzę, i idę sobie. Coś we mnie.
UsuńA przedwczorajsza notka - zebrałam się i napisałam o jednej z najważniejszych rzeczy, które ostatnio zrobiłam. To znaczy wydawało mi się, że to ważne. i nie rozumiem. Roksanna i Olga kupiły tę charytatywną książkę i tylko One odezwały się w komentarzach.
Chciałabym zrozumieć, co robię nie tak. Ludzie robią zbiórki na różne cele i udaje im się. Ja wydałam książkę, żeby zebrać pieniądze na pomoc stowarzyszeniu, które robi ogromną sprawę, pomaga uchodźczym rodzinom w trudnych sytuacjach, organizuje im pracę, miejsca do życia, reprezentuje przed sądami i robi inne potrzebne rzeczy. Przy tym pomagam wejść na polską scenę literacką ukraińskiemu poecie, który sam musiał ciekać z ogarniętego wojną Donbasu.
I zostanę tymi książkami. I z poczuciem, że lepiej było po prostu wpłacić od razu na Dom Otwarty te pieniądze, które zapłaciłam drukarni. I nie, nie czekałam, aż zwrócą mi się pieniądze, bo one nie miały się zwrócić, każdą złotówkę przeznaczam na założony cel. Ale będzie tego mało.
Czy to dlatego, że chodzi o uchodźców?
Czy to ja robię coś nie tak?
Jestem sfrustrowana. Po prostu czuję się głupia i słaba.
Ania, to nie Ty jesteś głupia i słaba. To, my ludzie, jesteśmy denni.
UsuńNie, Anonimowo, nikt nie jest denny.
UsuńA ja poważnie myślę, że po prostu jestem słaba w kwestii promocji, przekonywania. Albo już nie wiem, co.
Mi też nie chodzi o to, żeby każdy zaraz kupował, wiesz. Potrzebuję reakcji odzewu, wsparcia.
Nie trać wiary Aniu! ♥️
UsuńAniu, wszystko robisz pięknie i dobrze❤️
UsuńAniu proszę, nie!
OdpowiedzUsuńDorota
Napisałam w odpowiedzi dla V.
UsuńDoroto, źle się z tym wszystkim czuję.
Nie rób tego.
OdpowiedzUsuńRozpisałam się w odpowiedzi dla v.
UsuńPod poprzednią notką potrzebowałam znaku, że to się liczy. Nie koniecznie od razu deklaracji wsparcia.
Ale pamiętam różne akcje i blogowe poruszenie z ich powodu.
Bardzo doceniam, że dziewczyny kupiły książki. Jestem wdzięczna.
Innych serc nie poruszyłam, Widocznie nie umiem.
Ania, wysłałam maila. Zajrzyj, proszę.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńZaraz napiszę.
To może ja też?
OdpowiedzUsuńco też?
Usuńzamkniesz blog?
U Ciebie jest inaczej, wytworzyłaś wokół siebie społeczność. To jest ogromna wartość.
A tam społeczność...
UsuńChoć kocham te moje dziewczyny
Aniu bardzo lubię czytać twoje ciekawe posty i podziwiałam ze chcesz być wydawca w tych trudnych czasach.Jest wiele osób takich jak ja czytających bez komentarzy.Zrobilas wspaniałą rzecz,i trzeba czasu na dotarcie do wielu ,a reklama i zachętą to bardzo trudna i dziwna sprawa.Nie możesz tak szybko tracić nadziei i brać do serca ze cos źle zrobilas bo tez większość zajęta była innymi wydarzeniami. Pozdrawiam serdecznie i proszę pisz dalej. Marta uk
OdpowiedzUsuń
UsuńDziękuję, za Twoje słowa! To dla mnie ważne.
Cały czas będę się starać, akcja jeszcze trwa i będę wypróbowywać różne strategie. Pozdrawiam.
Myślę, że nic nie robisz źle, tylko pandemia odebrała wielu ludziom dochody, niektórzy, właśnie Ci, którzy najwecej kupowali ksiażek, czasopism, że tak to ujmę, jadą na oparach, w tym i ja. Studiuję, nie dorabiam, bo państwo zamknięte, a oszczędności topnieją, nikt mnie nie zwolnił z opłat za studia, za materiały, nikt nie kupuje moich prac, nikt tego nie potrzebuje. Zwyczajnie trudny czas dotknął wiele osob. Nieznajomej literace zepsuł się komputer, po chwili okazało się, że przez to, przestała zarabiać, a że żyla z dnia na dzień, bez oszczędności, wpadła w tarapaty finansowe, wspólnie z przyjacióką, która zna osobiście dziewczynę postanowiłyśmy coś zrobić, ja nie mam kasy, ale mam co sprzedać i przeznaczyć te pieniądze na pomoc, by nie wydarzyło się nic złego, bo depresja różnie się kończy... i czuję jaki jest opór, jak trudno jest zmięczyć drugiego człowieka, by wyciągnął z portfela 5 zł by przeznaczył na drugiego człowieka, a jeszcze przed pandemią pomagałam zebierać pieniądze na podobny cel i poszło jak po maśle. Dzisiaj ludzie każde 5 zł obracją w palach kilka razy, zanim je wydadzą... domyślam się, że czujesz się rozczarowana, ale nie poddawaj się. Wierze, że to wszystko minie. Uściski
OdpowiedzUsuńWiem, Małgosiu, że tak jest, sytuacja jest trudna. Pomyślałam, że uchodźcom w tej sytuacji jest jeszcze trudniej i teraz w dodatku myślenie o nich zeszło na dalszy plan. Cieszę się, że wydałam tę książkę, ona jest wartością, która po tej akcji tak czy inaczej zostanie, Ołeksij zaistnieje na polskiej scenie poetyckiej, porozsyłam tom krytykom, pozgłaszam do nagród. Janusz Radwański ma kolejną książkę tłumaczeniową, Convivo kolejną książkę w serii tłumaczeń.
UsuńTylko akcję pomocową oceniam jako słabo przeze mnie zorganizowaną.
Wiesz - ja włożyłam w nią ponad 1200 zł, to koszt druku. Kolejny koszt to wszystkie czynności dystrybutorsko promocyjne. Zakładałam od razu, że to wszystko mój wkład, skoro nie biorę dla siebie ze sprzedaży ani grosza. Wiele jednak wskazuje na to, że ze sprzedaży może nie zebrać się suma nawet 1000 złotych. Pragmatycznie patrząc, efektywniejsze byłoby, gdybym od razu wpłaciła 1200 zł na Dom Otwarty, a książkę wydała zwykłym trybem - przynajmniej z punktu widzenia Domu Otwartego tak by było. Teraz na plusie jest tylko drukarnia.
Ale myślałam, że dzięki tej akcji pomoc dla Domu Otwartego będzie większa, że ze sprzedaży zbierze się suma o wiele większa od tych 1200 zł, które ja bym wpłaciła, że poruszą się serca, że przy okazji problem trudnego życia uchodźców wróci choć trochę do świadomości społecznej.
I wiem, że takie akcje bywają skuteczne, obserwuję wiele z nich, w niektórych uczestniczę. Ludzie na ważne cele zbierają czasem kilkadziesiąt tysięcy w ciągu paru dni. Dlatego pomyślałam, że akurat ja nie umiem, że coś poszło nie tak.
nie znam się na promocji, może powinnaś kogoś takiego odszukać, co zajmuje sie tylko strategiami promocyjnymi, może podpowie, jak to robić, socjolodzy pijarowcy, jakoś te kampanie się ustawia...
UsuńZasadniczo założyłam, że skoro będę co drugi dzień o tym pisać, że skoro akcja ma siedmiu patronów medialnych, z których każdy coś napisał, a w "Kontencie" nawet ukazała się recenzja, że skoro zrobiłam transmisję ze spotkania - to już jest coś :) Niedługo zrobię płatną reklamę na fb. jeszcze może coś się ruszyć, założyłam, że zbieram pieniądze do końca roku. Jeśli coś sprzeda się po tym czasie, przeznaczę to na zorganizowanie spotkań Ołeksija w Polsce. Taki był plan.
UsuńMedia społecznościowe, to zasadniczo odrębna dziedzina marketingowa, u nas nawet możesz to studiować... i tak, jeżeli nie masz 5 tys znajomych i strona FP nie hula na poziomie 20k obserwujących, to niestety Aniu, maketing o jakim napisałaś nie zadziała. Dlatego dobrze jest strategocznie odszukać takich influencerów, którzy Twoją książkę wypromują na swoich tablicach, relacjach i instagramowych poleceniach. Tu masz przykład https://www.instagram.com/make_life_harder/
UsuńNie zrobisz tego sama Aniu, potrzebujesz strategii, ludzi, którzy będą wspominać w swoich relacjach o Twojej akcji i będą polecać je swoim czyteknikom i odwiedzający. Marketingowo, 10% znajomych z mediów społecznościowych kupuje Twoją książkę, jeżeli więcej, to jesteś szczęściarą. Jeżeli medialni sponsorzy nie mają swoich influencerów, to zawsze będą to niszowe akcje. Nie wiem, jakie są stawki dla influencerów w Polsce, ale wszędzie to działa i wydawnictwa inwestują w takie akcje, sprzedaż nakładów zwraca im wszystkie koszty z nawiązką.
aaa i do prowadzenia spotkania na Zoomie bierzesz kogoś znanego, kto przyciągnie oglądająych, kto sam ma tylu znajomych, że te 10% będzie bułka z masłem... Tochman, Szczygieł, Sobolewska, Dehnel - znaczący ludzie, którym nie jest obojętny los uchodźców i literatury.
UsuńMałgosiu, oczywiście masz rację, ja natomiast nie mogę już w nic inwestować. Wydawnictwo przynosi straty na poziomie 1000 zł miesięcznie. Żeby żyć i wydawać pracuję jako redaktorka dla innych wydawnictw - mam to szczęście, że zleceń mam dużo. Oprócz tego po rozwodzie wynajmuję mieszkanie, mam kredyt, ZUS i inne rzeczy. Co do wydawania książek - to albo nadal będę traktowała to jako dość kosztowne hobby, albo będę musiała to zamknąć. Tzw. dotacje ministerialne są tak skonstruowane, że o ile nie prowadzi się tzw. kreatywnej księgowości, to taka mała firma jak ja wyszłaby na nich na minus, a ja tego robić nie będę, nie chcę i nie potrafię. Dotacji kierowanych przez Instytut Literatury nie przyjmę z zasady, choć oczywiście IL był chętny dać. Zostają nieliczne dofinansowania z urzędów miast i czasem zagranicznych instytucji dla tłumaczeń. Mimo wszystko cały czas mam tę miesięczna stratę, o której pisałam wyżej. Robię to, bo sprawia mi to przyjemność taką jak innym np. nurkowanie na Karaibach czy narty w Alpach. Trochę po wariacku.
UsuńDlatego nie zamykaj bloga, masz w nas wierne czytelniczki i czytelników. Przemyśl tylko, czego oczekujesz od swojego wydawnictwa. Masz świetne recenzje, nie zostawiaj tego.
UsuńDobry pomysł.Jeśli to ma nas ograniczać . wprowadzać dyskomfort. Prostytucja jaką jest w wielkiej części , pisanie bloga , nie jest dla każdego. To jest modne-gdzie się tylko da promowana jest prostytucja z tym ,że tylko najlepiej ulokowane mają z tego zysk-reszta tylko traci.
OdpowiedzUsuń