Za ścianą, w sąsiedniej sali, leżała bardzo stara kobieta, miała na pewno dużo ponad 90 lat. maleńka i wychudzona. Nie wstawała. Już pierwszego dnia uprzedzono mnie, że krzyczy, prawie cały czas. Ratunku, pomocy - to najczęściej, ale zawsze okazywało się, że chodzi o drobiazg, a właściwie chyba o kontakt, o poczucie, że ktoś ją słyszy, że ktoś jest. Ratunku, a pomiędzy wołaniem o ratunek jakieś imiona, czasem inne, trudne do zrozumienia słowa.
I tylko raz, bardzo wyraźnie: "Nie ma porozumienia!".
Nie było.
Krzyk miarowy, niepowiązany już w końcu z nadzieją, że ktoś przyjdzie i uratuje. W dzień i w nocy. Choć przecież co jakiś czas ktoś przychodził. Krzyk z coraz bardziej schrypniętego gardła. Wśród słów echa dawnych spraw, słowa zadziwiająco czasem precyzyjne, związane chyba z pracą. Czasem zdawało mi się, że dobrze ją rozumiem, że jak się przestanie uparcie krzyczeć, wtedy zgubi się ostatnią nitkę, tę zwierzęcą.
Przez trzy ostatnie noce do krzyku dołączono kardiomonitor i słyszałam, tuż za ścianą, bardzo głośne bicie jej serca. Trochę za szybkie, czasem rwane, czasem przystające. Wtedy wstrzymywałam oddech i puszczałam go dopiero, gdy padało kolejne uderzenie. Zasypiałam i budziłam się w tym rytmie.
Przez pierwsze dwie noce w domu nadal go słyszałam, jakby z daleka.
Trudne przeżycia:(
OdpowiedzUsuńDziwne.
UsuńNapisałaś o tym przejmująco. A może tylko ja tak to odebrałam? Moja Mama tak krzyczała. Teraz to już inny etap. Nie wiem, który jest gorszy.
OdpowiedzUsuńTa pani jeszcze chyba nie miała demencji. Gdy toś do niej przychodził, rozmawiała sensownie, z pielęgniarkami w zasadzie też. Ale na pewno psychiką była już zmieniona. Obawiam się, że o to nietrudno. Wyobrażam sobie taki poziom lęku i samotności.
UsuńStrasznie smutne.
OdpowiedzUsuńTak.
UsuńTeż słyszałam w szpitalu taki krzyk, ta pani leżała w tej samej sali. Najgorsze z tego były reakcje pielęgniarek. Mówienie na ty i wyśmiewanie za plecami.
OdpowiedzUsuńTeż miałam w tej samej sali podobną panią. I też niestety, jak u Ewy reakcja personelu była nieludzka. Często używałam swojego dzwonka, żeby przywołać pielęgniarki. W pewnym momencie okazało się, że pani ma potężne, bolesne odparzenia pod dużymi, ciężkimi piersiami, następnej nocy mój alarm uruchomił akcję ratowania jej życia. To było 16 lat temu, a jej krzyk i wołanie o pomoc tkwi we mnie do dziś.
UsuńDobrze Cię rozumiem Aniu...
I nieustannie życzę Ci zdrowia i sił! <3
Tu personel raczej był w porządku, ale widziałam, że czasem ledwo trzymali nerwy na wodzy. Oni też nie mogli nic zrobić. Nie chcieli pewnie, a może nie powinni dawać jej silnych leków uspokajających. Wyobrażałam sobie, że powinna mieć kogoś, kto siedziałby przy niej cały czas i do niej mówił. Ale to raczej niemożliwe.
UsuńMiałam taką krzyczącą kobietę gdy leżałem po operacji piersi
OdpowiedzUsuńAleż mnie to przerażało bo myślałem że ma taka i krzyczy z bólu
A ona po prostu się bała, bo nic nie rozumiała
Ból fizyczny może da się uśmierzyć. Psychiczny... może też? Nie wiem.
UsuńStarosć w szpitalu, w samotnosci jest straszna. Współczuję ogromnie tej kobiecie.
OdpowiedzUsuńTak, to było straszne.
UsuńPrzerażające. Kupie sobie fiolkę i rozgryzę w odpowiednim czasie...
OdpowiedzUsuńŻyć się chyba zawsze chce...
Usuńpodobno...mnie się zdarza niechcieć...mam takie momenty coraz częściej i chciałbym być w stanie niechcenia w tym wieku, żeby już nie chcieć.
Usuń