Najpierw włączam komputer, to pierwsza rzecz. Stara maszyna dość długo się budzi, ale gdy siadam przed nią z kanapką i kawą, mogę już zacząć coś redagować. Najlepiej, jak mam co najmniej dwa teksty, takie pole manewru daje poczucie bezpieczeństwa. Wchodzę od razu w pracę, niosąc rodzaj bezdechu pomiędzy łóżkiem a klawiaturą. Skurcz w żołądku, depresyjny ból pojawi się tylko na chwilę. Kiedyś ta faza była dłuższa i trudniejsza, teraz zahacza mnie tylko natrętnym dziobnięciem: "nie dajesz sobie rady, jesteś nie taka, jak trzeba, czego tu szukasz?". Teraz wyparowuje po drodze do kubka z kawą. Zostaje tylko echo - że nie wiesz, kim jesteś, ale możesz być przecież sumą czynności, które wykonujesz, przy tym, tamtym i jeszcze tamtym tekście. Zestawem skreśleń na kartce ze sprawami do odhaczenia. Ale i tak trochę się boisz, dlatego gubisz kartki, przeciąg goni je po podłodze, a ty myślisz: potem, kiedyś podniosę, trzymasz je między pamięcią i niepamięcią, aż w końcu już tylko wiesz, że coś było. Niesiesz to wszystko w sprasowanym miejscu, które wydaje się dwuwymiarowe, jak kartka. Jak stara mapa, pod którą upycha się opowieść, a potem pod papierem jest tylko blat biurka.
Miejsca gdzie coś jest, było albo będzie, czasem lepsza kartka.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy lepsza - inna. Chodzi mi o dwuwymiarowość jako zapominanie. Zostaje tylko taki ślad, do którego nie da się przedrzeć, ale on jest i działa, czasem boleśnie.
UsuńAniu w tak cudny sposób potrafisz opisać swoje emocje, obawy, strachy...też bym tak chciała.
OdpowiedzUsuńDorota
Złapanie tego w słowa jest czasem sposobem na jakieś oswojenie, choć bywa, że to oswojenie trochę złudne. Myślę sobie - wiem, to jest jakoś tak, a potem to i tak ucieka.
UsuńAle cieszę się, że podoba Ci się moje pisanie :)
Pięknie napisane! ♥️
OdpowiedzUsuńDziękuję Olgo. Ostatnio jestem tak spracowana, że dziś już nie mogłam, a bezczynność powoduje, że wyłażą takie ciemne sprawy. Nie umiem odpoczywać, wydaje mi się, że każdy dzień pogłębi tę wyrwę rzeczy niezrobionych i już nigdy tego nie nadgonię i pochłonie mnie to.
UsuńA pod blatem przestrzeń albo coś nowego. Ulga, owarcie. Dobrze Ci w tym mieszkaniu, mimo chwilowych skurczy, to czuć. Uściski
OdpowiedzUsuńGdyby nie ten zapach formaldehydu, byłoby chyba całkiem dobrze - a tak daję radę tylko w przeciągu. Ale kto wie, może znalazłabym coś innego. Jestem jakoś tak przystosowana do funkcjonowania w nerwicy lękowej, że może przenoszenie poczucia zagrożenia na zewnątrz paradoksalnie jakoś mnie ratuje? (mądrzę się, a może jestem przeterapeutyzowana już) :)
Usuń... trzymasz między pamięcią a niepamięcią... Oj, jak ja by chciałam umieć tak pisać! Tak pięknie...
OdpowiedzUsuńJulito - chciałabym umieć żyć, a nie tylko jakoś dawać radę. Ale dzięki :)
Usuńa potem, już za chwilę powiesz w tamtym życiu ...
Usuńa potem ...
nie wiem, v.
UsuńAniu, siedzę przed komputerem i redaguję teksty. Ostatni był katastrofą, więc zrobiłam sobie przerwę i weszłam do Ciebie.
OdpowiedzUsuńTak bardzo bliskie jest mi to, co napisałaś. Wszystko. Dziękuję Ci.
Nie wiem, czy to Cię pocieszy, pewnie nie, ale napiszę: nie jesteś sama w żadnym momencie tego, co czujesz.
Ot, choćby ja jestem z Tobą. W tym samym.
Kalino, to ja dziękuję. Dobrze wiedzieć, że nie jest się samo, choć to nie jest dobrze, że bywa źle. I nie pokazuje się tego, zawsze trzeba trzymać fason itd. A tak często czuję, że jestem na jakiejś granicy, że zaraz i tak wszyscy się przekonają, jak a jestem beznadziejna i że już dłużej nie dam rady ukrywać tego przed sobą.
UsuńAle przecież nie jest tak źle, tak obiektywnie? Bo kim tak bardzo chcę być, że to, jaka jestem, tak bardzo mnie samą zawodzi?