Wczoraj wieczorem starsze dziecko zabrało mnie na urodzinowe wyjście - poszłyśmy do kina na Bohemian Rhapsody. Bardzo dobry wieczór był to :)
Film znowu z kategorii tych, co to jak wiesz, na co idziesz, to będziesz zadowolona. Jak się lubi Queen, a ja lubię, to jest fajnie. I powzruszać się można w odpowiednio przewidzianych chwilach. No to się powzruszałam, choć chciałam bardziej :)
Jest to jednak zlepek epizodów; gdyby ktoś nieznający zespołu obejrzał, to nie złapałby przejść między nimi, nie wiedziałby, "co jest czym czego", że nagle jest na przykład trzy lata później, albo że coś się między postaciami musiało wydarzyć istotnego po drodze, ale nie wiemy zupełnie, co. Możemy się domyślać, na zasadzie właśnie znajomości klisz i wiedzy tak zwanej życiowej. Rami Malek w roli Freddiego niemal zawsze z tą samą miną, dość nieprzeniknioną, co ma sugerować, że w głowie niezwykłego artysty nieustannie rodzi się wielka muzyka na przemian z ekstrawaganckimi pomysłami na życie w takim natężeniu, że nie ma co szukać w jego oczach odbicia zwykłych emocji. Grana przez niego postać jest jednowymiarowa. Brakowało mi prawdopodobieństwa psychologicznego, tego "rodzenia się" czegoś w chłopcu z marzeniami, jakiegoś narastania napięcia, odbicia przemyśleń czy przełomów. Jeśli nawet jakaś scena ma potencjał, żeby to pokazać, to jest za szybka, jakby przewinięta, miałam czasem wrażenie, że z nakręconego materiału wybrano losowo co którąś klatkę.
Całość przyjemna, relaksująca, a dla mnie i córki dodatkowo wiąże się z ważną chwilą - jednym z pierwszych świadomych wspomnień mojego starszego dziecka. Jechaliśmy chyba właśnie rodzinnie na Mazury, gdy w radio powiedzieli o śmierci Freddiego. "Umarł Freddie Mercury, człowiek, który kochał koty". Tak to brzmiało. Nie jestem na sto procent pewna, czy to był 1991 rok, czy może pierwsza rocznica jego śmierci w 1992. Ale ten moment obie pamiętamy.
Jednak Bohemian rapsody! Ważne, że wieczór był miły i spędziłaś go z córką, to w końcu nie takie częste (w życiu każdej mamy dorosłego dziecka, wiadomo). Sądzę, że na takie filmy idzie się dla muzyki, chociaż przy okazji byłoby miło, gdyby film był dobry:)
OdpowiedzUsuńBył dostatecznie dobry, choć nie wybitny moim zdaniem. To wszystko się filtruje przez nasze oczekiwania i zapotrzebowania. A wieczór z córką super!
UsuńA mi sie podobało
OdpowiedzUsuńwielu szczegółów o życiu Freddiego nie znałam a to co myslałam, ze wiem, okazało sie tyroche inne
uświadomiłam sobie też, jak bardzo AIDS się przez te lata zmieniło, z choroby smiertelnej na przewlekłą, i w ogóle
Wiele szczegółów w filmie zostało "przesuniętych", żeby zrobić lepsze dramaturgiczne wrażenie, fakty i daty zostały ponaginane, np. Freddie dowiedział się o swojej chorobie o wiele później, ale to dramaturgicznie pasowało, żeby wstawić to przed koncertem Live Aid. No, ale w sumie taki film ma robić wrażenie i wzruszać, to nie ma być źródło do badań :)
UsuńMnie też w sumie się podobał, bo nie spodziewałam się fajerwerków, wiedziałam, na jaki gatunek kina się wybieram :)
naprawdę dowiedział się później?
Usuńhmmmm
to niedobrze
Tak, w sumie niedobrze, dla ewentualnych partnerów z tego czasu również.
Usuńto jeden z niewielu filmów, które dzwiekowo mi w multikinie nie przeszkadzały )))))))
OdpowiedzUsuńja usiadłam chyba pod samym głośnikiem, więc musiałam założyć sobie chustkę na uszy, ale to kwestia mojej nadwrażliwości dźwiękowej :)
UsuńWe mnie ten film tez zostawil niedosyt czy rozczarowanie i moze nie przez niescislosci faktow tylko splycony obraz Freddiego - trafnie okreslilas ze byl w filmie jednowymiarowy.
OdpowiedzUsuńPozniej gleboko sie zastanawialam czy dobrze zrobilam idac na niego bo od tego czasu mniej slucham Queen.
A wczoraj ogladalam nowa wersje "Papillon" w ktorej jednym z dwoch glownych bohaterow jest Rami Malek i jego felerny zgryz - gral bardzo poprawnie ale nie wzbudzil we mnie zachwytu.
Nieścisłość faktów nie jest aż tak istotna, służyła podkręceniu dramaturgii; bez tego mogłoby się okazać, że mimo wielkości muzyki zespołu i różnych ekstrawagancji nie ma tam nic specjalnie poruszającego :)
UsuńI ja pamiętam, jak umarł. Jakiś czas temu mi się przyśnił. Obudziłam się i pomyślałam: "Kurczę, Freddie mi się przyśnił":)))
OdpowiedzUsuńMuszę obejrzeć ten film!
Sny chodzą dziwnymi ścieżkami :)
UsuńNie słyszałam o tym filmie, może się wybiorę :)
OdpowiedzUsuńpłakałam na tym
OdpowiedzUsuńNo zaciekawiłam się
OdpowiedzUsuń