Znajomy przysłał mi w środę późnym wieczorem link. Otworzyłam i przeczytałam.
Nie wiem, co poczułam najpierw, chyba po prostu wzruszenie.
W długim, bardzo ciekawym artykule na łamach internetowego pisma Mały Format Jakub Skurtys podsumowuje poetycki rok 2018: całość tu, naprawdę polecam!
Kilka razy pojawia się w tekście nazwa mojego wydawnictwa, co mnie cieszy, i nazwiska autorów, których książki wydałam (Janusz Radwański, Grzegorz Wróblewski - głównie o poezji, ale i o wydanych u mnie "Miejscach styku"). A w części dotyczącej poetów i poetek urodzonych w latach '60.- niespodzianka, którą się dzielę wklejając poniżej. Tak pisze Jakub Skurtys o tomach autorów średniego pokolenia:
"Zacznijmy od najciekawszych. Tom Anny Matysiak „Tyle nieznanych ryb” (Convivo) trudno czytać w kategoriach współczesnych, widmowych sytuacji komunikacyjnych i poststrukturalnej gry. To poezja konkretnego doświadczenia, osadzona w konkretnej biografii, autobiograficzna nawet, bo toczy się w niej – trochę jak u Dyckiego, choć formalnie w niczym go nie przypomina – rozprawa z przodkami, ich przywoływanie i wyklinanie. Matysiak to bowiem, jak informuje nas biogram, wnuczka Lisy i Fritza, zapewne hitlerowców, jeśli rekonstruować mazurskie pochodzenie i czasy sprzed II wojny. Fritz w każdym razie zginął gdzieś na wschodnim froncie, a powikłane losy rodziny stają się teraz tematem, z którym zmaga się poetka, tworząc coś w rodzaju postpamięciowego świadectwa o własnych dziadkach jako podstawie tożsamości. Całość opowiadana jest z perspektywy Ani, córki Anny, wnuczki Lisy. O ile jednak babka rzeczywiście umiera, a jej pogrzeb zdaje się być jednym z rytuałów przejścia dla dziewczynki (czy też dla świadomości podmiotu, który z nią identyfikujemy), to Fritz z kolei pozostaje fantomem, wyrzutem sumienia, zagadką, rodzajem brzemienia, które się dźwiga, ale które fascynuje i naznacza (aż do ostatniego wiersza na skrzydełku). To nie jest sentymentalna gadanina, pełna rodzinnych wspomnień, jak w dobrym albumie (bardziej przypomina to zeszłoroczne „Kamienie” Elżbiety Lipińskiej). Matysiak pisze w sposób różewiczowsko wręcz oszczędny, choć z wysokim stopniem metaforyzacji, wydestylowany z emocji, a w tle odbywa się schodzenie do piwnic, w głąb pamięci, w niechlubne dziedzictwo: „pod warstwą śpiącej ciszy/ środki zdań występują przeciwko/ końcówkom wyrazów// pod niemówieniem rośnie gadanina dni poprzednich/ gwiżdżą do ucha piwnice dziadków i wujków ze strony ciotecznych babek/ słowa z piasku/ z krypty/ z kopców ziemniaków z łętami do obrywania/ z łuskania grochu mieszania ciasta […]” („przez przypadki”). Coś sprawia, że w tych wierszach czuć ciężar Historii, że ulegają one sedymentacji, jak szkielety ryb na dnie morza. „Tyle nieznanych ryb” to jedno z moich prywatnych zaskoczeń, bo takiego ciosu z warmińsko-mazurskiego tygla tożsamościowego zupełnie się nie spodziewałem".
Aniu, rozumiem bardziej emocje niż treść recenzji, bardzo ciekawa, bardzo, podziwiam Cie i gratuluję mój Matysiaku!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Rybeńku mój :) To dla mnie wszystko ważne, bo poezja to działanie z którym się najbardziej utożsamiam jako ja, więc chciałoby się czuć, że jest jakoś udane. ja przynajmniej potrzebuję potwierdzenia.
UsuńŚwietna recenzja! Gratuluję serdecznie i cieszę się tak zwyczajnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję! To dla mnie ważne i wspierające!
UsuńJestem pod wrażeniem i serdecznie gratuluję!
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki!
UsuńTak właśnie czuję Twoje wiersze, chociaż nie potrafię o nich tak mówić.
OdpowiedzUsuńCieszę się, Hano, że je czytałaś, to ważne dla mnie.
UsuńGratuluję jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńTeraz z innej beczki. Prosiłaś żebym powiedziała coś o książce Anny Grochowskiej "Wszystkie drogi prowadzą na Krupniczą".
To historia domu, przez który od roku 1946 przewinęła się cała plejada polskich pisarzy i poetów. Znalazłam w niej nazwisko Jerzego Kronholda, który do roku 1968 uczestniczył w zebraniach Koła Młodych właśnie tam. Sam nie był mieszkańcem domu. Książka mi się podobała, to było niezwykłe uczucie czytać o ludziach, którzy tam mieszkali w czasie moich studiów, widuję przecież tę kamienicę wystarczająco często. Szkoda, że nie ma na niej nawet tablicy upamiętniającej czym było przez lata to miejsce.
A wiesz, że wczoraj byłam niedaleko? I słuchałam opowieści o tym miejscu od Kogoś, kto się tam urodził.
UsuńSyn Adama Polewki, Jan mieszka tam do dzisiaj.
UsuńAniu, serdeczne gratulacje! Cieszę się razem z Tobą! :)
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że mogłam przeczytać wszystkie te wiersze. Siedzą we mnie głęboko. A recenzja świetna i bardzo ciekawa. Nazwała to, co czułam, ale sama nie do końca nazwać potrafiłam.
Dzięki! bardzo cieszy mnie, że książka ma tyle recenzji i że wszystkie są pozytywne, że trafia do odbiorców z różnych środowisk i pokoleń.
UsuńFantastycznie, Aniu. Twoje wiersze są niezwykłe, więc tym bardziej się cieszę.
OdpowiedzUsuńDzięki, Julito. Następna książka planowana jest na ten rok, ale tym razem już nie w moim wydawnictwie :)
UsuńAniu jaka radosc i duma!!!Recenzja rzeczywiscie chyba bardzo trafiajaca w sens Twojej poezji...sciskam mocno
OdpowiedzUsuńByło kilka recenzji, każda zauważyła trochę inny aspekt i mimo to każda w coś trafiała. Cieszy mnie to :)
Usuńtrafnie napisane i sama prawda )) gratulacje wielkie
OdpowiedzUsuńDzięki! Pisze się "dla" siebie, ale "do" zewnętrznego odbiorcy. taka jest prawda, dlatego cieszy mnie rezonans.
UsuńSzacun!
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńAniu! Wydaje mi się, że nic piękniejszego dla poety nad fakt, że kogoś
OdpowiedzUsuńdotknęło jego słowo.....
Mietek
Tak, to ważne jest.
UsuńGratulacje.
OdpowiedzUsuńChyba jednak należałoby przeczytać ten tom. Recenzja brzmi niesłychanie ciekawie.
No, byłabym zaszczycona :)
Usuń