sobota, 2 lutego 2019

Wzruszenie, które trwa

Znajomy przysłał mi w środę późnym wieczorem link. Otworzyłam i przeczytałam.
Nie wiem, co poczułam najpierw, chyba po prostu wzruszenie.
W długim, bardzo ciekawym artykule na łamach internetowego pisma Mały Format Jakub Skurtys podsumowuje poetycki rok 2018: całość tu, naprawdę polecam! 
Kilka razy pojawia się w tekście nazwa mojego wydawnictwa, co mnie cieszy, i nazwiska autorów, których książki wydałam (Janusz Radwański, Grzegorz Wróblewski - głównie o poezji, ale i o wydanych u mnie "Miejscach styku"). A w części dotyczącej poetów i poetek urodzonych w latach '60.- niespodzianka, którą się dzielę wklejając poniżej. Tak pisze Jakub Skurtys o tomach autorów średniego pokolenia:
"Zacznijmy od najciekawszych. Tom Anny Matysiak „Tyle nieznanych ryb” (Convivo) trudno czytać w kategoriach współczesnych, widmowych sytuacji komunikacyjnych i poststrukturalnej gry. To poezja konkretnego doświadczenia, osadzona w konkretnej biografii, autobiograficzna nawet, bo toczy się w niej – trochę jak u Dyckiego, choć formalnie w niczym go nie przypomina – rozprawa z przodkami, ich przywoływanie i wyklinanie. Matysiak to bowiem, jak informuje nas biogram, wnuczka Lisy i Fritza, zapewne hitlerowców, jeśli rekonstruować mazurskie pochodzenie i czasy sprzed II wojny. Fritz w każdym razie zginął gdzieś na wschodnim froncie, a powikłane losy rodziny stają się teraz tematem, z którym zmaga się poetka, tworząc coś w rodzaju postpamięciowego świadectwa o własnych dziadkach jako podstawie tożsamości. Całość opowiadana jest z perspektywy Ani, córki Anny, wnuczki Lisy. O ile jednak babka rzeczywiście umiera, a jej pogrzeb zdaje się być jednym z rytuałów przejścia dla dziewczynki (czy też dla świadomości podmiotu, który z nią identyfikujemy), to Fritz z kolei pozostaje fantomem, wyrzutem sumienia, zagadką, rodzajem brzemienia, które się dźwiga, ale które fascynuje i naznacza (aż do ostatniego wiersza na skrzydełku). To nie jest sentymentalna gadanina, pełna rodzinnych wspomnień, jak w dobrym albumie (bardziej przypomina to zeszłoroczne „Kamienie” Elżbiety Lipińskiej). Matysiak pisze w sposób różewiczowsko wręcz oszczędny, choć z wysokim stopniem metaforyzacji, wydestylowany z emocji, a w tle odbywa się schodzenie do piwnic, w głąb pamięci, w niechlubne dziedzictwo: „pod warstwą śpiącej ciszy/ środki zdań występują przeciwko/ końcówkom wyrazów// pod niemówieniem rośnie gadanina dni poprzednich/ gwiżdżą do ucha piwnice dziadków i wujków ze strony ciotecznych babek/ słowa z piasku/ z krypty/ z kopców ziemniaków z łętami do obrywania/ z łuskania grochu mieszania ciasta […]” („przez przypadki”). Coś sprawia, że w tych wierszach czuć ciężar Historii, że ulegają one sedymentacji, jak szkielety ryb na dnie morza. „Tyle nieznanych ryb” to jedno z moich prywatnych zaskoczeń, bo takiego ciosu z warmińsko-mazurskiego tygla tożsamościowego zupełnie się nie spodziewałem".

25 komentarzy:

  1. Aniu, rozumiem bardziej emocje niż treść recenzji, bardzo ciekawa, bardzo, podziwiam Cie i gratuluję mój Matysiaku!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Rybeńku mój :) To dla mnie wszystko ważne, bo poezja to działanie z którym się najbardziej utożsamiam jako ja, więc chciałoby się czuć, że jest jakoś udane. ja przynajmniej potrzebuję potwierdzenia.

      Usuń
  2. Świetna recenzja! Gratuluję serdecznie i cieszę się tak zwyczajnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! To dla mnie ważne i wspierające!

      Usuń
  3. Jestem pod wrażeniem i serdecznie gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak właśnie czuję Twoje wiersze, chociaż nie potrafię o nich tak mówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Hano, że je czytałaś, to ważne dla mnie.

      Usuń
  5. Gratuluję jeszcze raz.
    Teraz z innej beczki. Prosiłaś żebym powiedziała coś o książce Anny Grochowskiej "Wszystkie drogi prowadzą na Krupniczą".
    To historia domu, przez który od roku 1946 przewinęła się cała plejada polskich pisarzy i poetów. Znalazłam w niej nazwisko Jerzego Kronholda, który do roku 1968 uczestniczył w zebraniach Koła Młodych właśnie tam. Sam nie był mieszkańcem domu. Książka mi się podobała, to było niezwykłe uczucie czytać o ludziach, którzy tam mieszkali w czasie moich studiów, widuję przecież tę kamienicę wystarczająco często. Szkoda, że nie ma na niej nawet tablicy upamiętniającej czym było przez lata to miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że wczoraj byłam niedaleko? I słuchałam opowieści o tym miejscu od Kogoś, kto się tam urodził.

      Usuń
    2. Syn Adama Polewki, Jan mieszka tam do dzisiaj.

      Usuń
  6. Aniu, serdeczne gratulacje! Cieszę się razem z Tobą! :)
    I cieszę się, że mogłam przeczytać wszystkie te wiersze. Siedzą we mnie głęboko. A recenzja świetna i bardzo ciekawa. Nazwała to, co czułam, ale sama nie do końca nazwać potrafiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! bardzo cieszy mnie, że książka ma tyle recenzji i że wszystkie są pozytywne, że trafia do odbiorców z różnych środowisk i pokoleń.

      Usuń
  7. Fantastycznie, Aniu. Twoje wiersze są niezwykłe, więc tym bardziej się cieszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Julito. Następna książka planowana jest na ten rok, ale tym razem już nie w moim wydawnictwie :)

      Usuń
  8. Aniu jaka radosc i duma!!!Recenzja rzeczywiscie chyba bardzo trafiajaca w sens Twojej poezji...sciskam mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było kilka recenzji, każda zauważyła trochę inny aspekt i mimo to każda w coś trafiała. Cieszy mnie to :)

      Usuń
  9. trafnie napisane i sama prawda )) gratulacje wielkie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Pisze się "dla" siebie, ale "do" zewnętrznego odbiorcy. taka jest prawda, dlatego cieszy mnie rezonans.

      Usuń
  10. Aniu! Wydaje mi się, że nic piękniejszego dla poety nad fakt, że kogoś
    dotknęło jego słowo.....
    Mietek

    OdpowiedzUsuń
  11. Gratulacje.
    Chyba jednak należałoby przeczytać ten tom. Recenzja brzmi niesłychanie ciekawie.

    OdpowiedzUsuń