Dawno temu w odległej galaktyce. Albo nie tak odległej. Tak czy owak układałam sobie bajkę, żeby przetrwać. Bajka zmieniała się, falowała, skracała, wracała do punktu wyjścia, zapominała się i przypominała. Aż w końcu postanowiłam ją zapisać, żeby nie zniknęła. Już ją kiedyś w blogu publikowałam, ale zaglądam do niej czasem i poprawiam. Niektóre słowa zaczynają mnie śmieszyć, albo wydają się puste.
Pomyślałam sobie teraz, że ją przypomnę:
Królewna w pancerzu
Pewnego razu
była sobie królewna.
Miała tatę
króla i mamę królową, którzy bardzo kochali swoją córeczkę i powtarzali jej
często, jaka jest śliczna i mądra.
I wszystko
było dobrze aż do dnia, kiedy dziewczynka przybiegła z płaczem z ogrodu, w
którym bawiła się z dziećmi. Wbiegła do królewskiej sieni, z niej do pokoju
królowej, by tam wpaść w ramiona mamy. Wtedy jednak zdarzyło się coś dziwnego:
królowa, przytulając królewnę, poczuła zimno, takie zimno, jakby dotykała
metalu na mrozie. Odsunęła się szybko, odchyliła bluzeczkę córki i zobaczyła...
zobaczyła coś, co bardzo przypominało metal.
- Co ty tu
masz? – krzyknęła?
- Nie wiem,
mamo! – zawołała dziewczynka.
Wtedy królowa
zrozumiała, że ciało jej córki od pasa do ramion pokrywa twardy pancerz z
materiału twardego jak metal i tak zimnego jak żelazo na mrozie. Nie dało się
go zdjąć, bo ręce bardzo marzły, poza tym pancerz był jakby przyrośnięty do skóry.
Królowa,
przerażona, zawołała swojego męża króla. Gdy królewna zobaczyła tatę, krzyknęła
– przytul mnie! – i podbiegła do niego. Po chwili jednak ojciec odsunął ją, bo
nie mógł znieść strasznego zimna.
- Przytul
mnie, przytul! – krzyczała królewna, ale nikt nie mógł wytrzymać przy niej
dłużej niż kilka sekund.
- Przytul
mnie! – wołała, płacząc do guwernantki.
- Przytul
mnie! – wołała do kucharek, lokajów, a nawet do dowódcy pałacowej straży.
- Przytul
mnie! – królewna stała na środku sali, a wokół niej robiło się coraz bardziej
pusto.
Mijały dni,
tygodnie, lata.
Królewscy
lekarze nie umieli nic poradzić na cierpienie królewny, również najtężsi
magowie byli bezradni.
Król i
królowa oraz cały królewski dwór nauczyli się żyć z tym, co się wydarzyło.
Nauczyła się
tego także królewna. Wiedziała, że nie może podchodzić do ludzi za blisko. Było
jej stale zimno i nawet jeśli ktoś objął ją na małą chwilę, pomagało to bardzo
niewiele. Robiła mniej więcej to samo co inne królewny w jej wieku – bawiła
się, uczyła , czytała książki. Tylko czasem, w nocy, budziła się, krzycząc – przytul mnie!
Gdy królewna
stała się młoda kobietą, zdesperowany król – wzorem królów w innych bajkach –
postanowił ogłosić wielki turniej.
- Temu
rycerzowi, który zdejmie zły czar z królewny, ofiaruje się rękę królewny i połowę
– dyktował królewskiemu pisarzowi – i połowę..., trzy czwarte...., nie! Całe
królestwo! Ten, kto uleczy moją córkę, dostanie całe królestwo!
Ogłoszenia
zawisły na murach i drzewach, a królewski trębacz objeżdżał wszystkie sąsiednie
krainy, odczytując głośno tekst.
Wyznaczonego
dnia przed zamkiem zebrało się sporo książąt i rycerzy; wszyscy byli gotowi
zmierzyć się z trudnym przeciwnikiem, jakim był zimny pancerz.
- Ja jestem
Książę Silny i Odważny – rzekł pierwszy młodzieniec. – Niczego się nie boję i rozerwę
pancerz własnymi rękami.
Jak
powiedział, tak... próbował zrobić. Nie minęła jednak minuta, gdy zawołał: -
Moje ręce! Moje ręce są prawie odmrożone. Jeszcze chwila, a już nigdy nie
mógłbym dokonywać wielkich czynów. Och, to straszne! Moje ręce!
Książę
odszedł, chwiejąc się na nogach i wpatrując w swoje dłonie, ale królewna miała
jeszcze nadzieję; wszak przybyło tylu śmiałków...
- Ja jestem
rycerz romantyczny – rzekł cicho młodzieniec o smutnym obliczu. – Niosę ze sobą
wielką moc, a jest to moc moich łez. One są takie gorące, że roztopią każdy
lód, zniszczą najtwardszą stal.
Usiadł obok
królewny, pochylił nad nią głowę, a jego łzy jak srebrne perły gęstym strumieniem
spadały na pancerz. Jednak każda łza, odbijając się od pancerza, zamieniała się
w grudkę lodu. Rycerz płakał i płakał, aż w końcu dłużej nie mógł.
- Jak to? –
zawołał z rozpaczą w głosie. – Moje łzy! Zmarnowałem moje łzy! Wypłakałem wszystkie
i nie mam więcej! Jak teraz będę użalał się nad księżniczkami uwięzionymi w
wieżach, jak będę opłakiwał nieszczęśliwych i biednych? No jak? Co zrobiłaś ze
mną królewno?
Rycerz
odbiegł, zawodząc ,i chciał zapłakać nad swoim smutnym położeniem, chwilowo
okazało się to jednak niemożliwe. Królewna zaś patrzyła zatroskana, jak tłumek
mężnych przed zamkiem przerzedza się, jak coraz mniej pewni siebie książęta i
rycerze wycofują się chyłkiem, nie chcąc ryzykować, nawet za cenę całego
królestwa.
- Jestem
Książę Celnie Strzelający – powiedział spokojnie jeden z tych, którzy zostali
na placu. W tym kołczanie mam zaczarowane strzały, które nie chybiają celu i
potrafią skruszyć wszystko, w co trafią.
Księżniczka
zafrasowała się nieco. „Co będzie, to będzie”, pomyślała jednak, choć na
wszelki wypadek postanowiła zamknąć oczy.
I
rzeczywiście – Książę Celnie Strzelający strzelił celnie. Zaczarowana strzała
nie skruszyła wszak pancerza, lecz ześliznęła się z niego, raniąc królewnę w
ramię.
- Au... –
powiedziała królewna.
- To nic, to
nic – odrzekł książę. – Powtórzymy to. – Książę wypuścił drugą strzałę.
- Auu! –
powiedziała królewna trochę głośniej.
- Co jest? –
zirytował się lekko Książę Celnie Strzelający i zamierzył się po raz trzeci.
- Nie! –
powiedziała królewna całkiem głośno. – Wystarczy! To się nie uda! Po prostu nie
ma na to sposobu. Koniec turnieju!
A potem odwróciła
się i odeszła do swojego królewskiego pokoju.
- Hej! –
zawołał nagle ktoś zza okna. – A może Mądry Książę coś poradzi.
Królewna wychyliła
się przez parapet i zobaczyła maleńką staruszkę.
- Nie było
tu nikogo takiego! – zawołała. – A ty kim jesteś? – zapytała.
- Chyba
widać, że jestem wróżką, prawda? – zniecierpliwiła się kobieta.
- Jacy wy
wszyscy jesteście dzisiaj nerwowi – westchnęła dziewczyna. – A więc co z tym
księciem?
- Do Mądrego
Księcia to ty musisz się wybrać. On nie jeździ po turniejach. Jest na to za
mądry. Poza tym mieszka w Odległej Krainie, a to przecież kawał drogi. Ale
polecam, polecam. Warto. – Ostatnie słowa wypowiedziawszy z naciskiem, wróżka
oddaliła się, lekko utykając.
Król i
królowa gotowi byli wiele zrobić dla swej córki, tak więc już następnego dnia
królewna wraz z królewskim orszakiem ruszyła w drogę. Odległa Kraina była
rzeczywiście dość daleko, ale w końcu królewna dotarła do zamku Mądrego
Księcia, gdzie... dostała numerek i
stanęła w długiej kolejce.
Gdy dotarła
przed oblicze księcia i przedstawiła mu swój problem, ten powiedział:
- Oczywiście,
mogę ci pomóc królewno, ale główną część pracy musisz wykonać sama. Musisz udać
się w Daleką Drogę i nikt nie może tam pójść z tobą. Będziesz szła, aż
znajdziesz zaczarowane źródło i tego samego dnia musisz patrzeć w nie aż do
zachodu słońca. Musisz być bardzo uważna i ani na chwilę nie odwracać oczu, bo w
którymś momencie w odbiciu zobaczysz szczelinę w pancerzu. Wtedy włożysz w nią
magiczną pestkę i poczekasz na to, co stanie się dalej. – Mądry Książę podał
królewnie mały woreczek na sznurku.
- A skąd mam
wiedzieć, w którą stronę iść? – zapytała królewna.
- I na to
jest sposób. Woreczek z pestką zawieś sobie na szyi, tak by znajdował się na
wysokości serca. Każdego ranka obróć się kolejno na wszystkie strony świata.
Gdy poczujesz, że boli, idź przed siebie.
- Dziękuję Mądry
Książę – powiedziała królewna. – Możesz teraz dostać całe królestwo mojego ojca
króla oraz na dodatek moją rękę.
- Królestwo?
– zamyślił się książę. – Taaak, przyda mi się. Ale za rękę dziękuję. Jestem
przecież Mądry, czyż nie?
Królewna
również zamyśliła się i pozostała zamyślona przez dłuższą chwilę.
A potem –
ruszyła w drogę.
Droga była
naprawdę długa. I w dodatku trudna. Wiodła przez lasy, góry, strumienie i rwące
rzeki. Przez kłujące krzaki i gorące pustynie, a także przez śniegi i skute
lodem jeziora.
W końcu
jednak królewna dotarła do zaczarowanego źródła. Była bosa, w poszarpanej
sukience, w której trudno było dopatrzeć się śladów królewskiej szaty. Jej
twarz, włosy ręce – poszarzały od piasku niesionego przez wiatr.
Królewna
podeszła do brzegu źródła, opadła na kolana i zaczęła przyglądać się swemu
odbiciu. Słońce zniżało się powoli.
-Pomóż mi –
usłyszała nagle głos.
- Co się
stało? Kto tu jest? – krzyknęła zaniepokojona.
- Pomóż mi.
Jestem wędrowcem. Umieram z pragnienia. Proszę, daj mi wody.
- Ale ja nie
mogę stąd odejść. Tak długo tu szłam! Za chwilę zajdzie słońce, a przedtem
pojawi się szczelina w moim pancerzu. Po tym wszystkim przyniosę ci wody.
- Wtedy
będzie za późno – wyszeptał człowiek. – Teraz, teraz właśnie jest ostatni
moment, żeby mi pomóc, a ja nie mam już siły wstać.
Królewna
westchnęła głębiej niż zwykle.
Czy miała
pozwolić wędrowcowi umrzeć?
A może on po
prostu kłamie, bo chce odwrócić jej uwagę od zadania, które ma wypełnić? Tak
długo szła i teraz w ostatnich minutach wszystko ma przepaść, a ona zostanie na
zawsze uwięziona w zimnym pancerzu?
Ale czy
mogła pozwolić....
Wstała. Zaczerpnęła
wodę w dłonie, podeszła do wędrowca i dała mu pić. Potem jeszcze raz.
Trudno. Pozostanie
przez resztę życia w pancerzu. – To nieważne.
Trudno. Być
może dała się oszukać. – To nieważne.
W tym
momencie zaszło słońce.
- Dziękuję –
powiedział wędrowiec i podał jej kubek. Był w pełni sił i królewna nie wiedziała,
czy pomogła mu woda z zaczarowanego źródła, czy raczej wszystko było oszustwem.
Jednak spojrzała mu w oczy koloru wody z jeziora i wtedy zobaczyła, że odbija
się w nich jej pancerz, w którym otwiera się szczelina. Spokojnie wyjęła pestkę
z szarego woreczka i wcisnęła ją w szczelinę.
Na początku
nic się nie działo.
A potem
pancerz po prostu pękł.
Naga skóra,
pozbawiona nagle zbroi, była delikatna jak ciało ledwo wyklutego pisklęcia i czuła
dotkliwie każdy podmuch wiatru.
Królewna
spojrzała w dal, na horyzont, gdzie w ciemności zapalały się światła wielkiego
miasta.
Zupełnie nie
wiedziała, co będzie dalej.
Piekna bajka. Naprawde czytalam z opadnieta szczeka, dziekuje Aniu:**
OdpowiedzUsuńTak to jest czesto w zyciu, ze aby samemu uzyskac pomoc musimy pomoc innym, szkoda, ze tak niewielu o tym wie.
Zobaczyć drugiego człowieka, usłyszeć. To może dać moment dystansu od własnej traumy, a tym samym jakieś pole manewru.
UsuńPiękna i wzruszająca!
OdpowiedzUsuń:**
Dziękuję!
UsuńPiękna bajka, a najbardziej podoba mi się zakończenie. Obiecuje dalszy ciąg, bo przecież może być bajka o tym jak się żyło Królewnie bez pancerza...
OdpowiedzUsuńOczywiście nie jest powiedziane, że nie odrośnie. O to jest łatwo dosyć, zwłaszcza jak się ma słabe doświadczenie w życiu bez. Ale szansę zawsze warto sobie dawać, zawsze.
UsuńAniu!! swietnie sie czyta, piekna bajka, moze zaczniesz pisac takze bajki, beda wzruszac doroslych i dzieci, a jeszcze potrafisz robic ilustracje wiec do roboty...
OdpowiedzUsuńa to zdjecie to na pewno to z przystanku autobusowego.
Grażyno, piszę bajki :) Kilka wydrukowano mi w czasopismach dla dzieci, potem wędrowały w wielu antologiach. Ta akurat nie, raczej takie krótsze :)
UsuńBardzo mi sie spodobala!
UsuńBardzo się cieszę! A zdjęcie oczywiście z przystanku :)
UsuńAniu, napisałam parę słow u Star dla Ciebie, ale i tu powtórzę: wzruszasz mnie( a to niebyleco:p), nie umiem dobrać słów komentarza, ale czytam, patrze, podziwiam.
OdpowiedzUsuńNigdy nie myślałam, że pisze jakoś... niedostępnie.
UsuńCzasem myślę, że może jestem za smutna.
Choć przecież w życiu dużo się śmieję :)
Dziękuję Ci za Twoje słowa!
Nie piszesz niedostepnie
UsuńAle dotykasz rejonów, które nie każdy chce ujawnić, że ma
Ja zwykle udaję twardą
A ciebie mi się inne poty otwierają:)
pory:))))0
UsuńJakoś taka jestem. Chyba nawet nie wiem, że to takie na ogół skrywane rejony...
UsuńPodpisuje sie pod Repo, mam ten sam problem:))) czyli wlasnie, to nie jest problem, ale nie zawsze czlowiek potrafi ubrac w slowa to co czuje w danym momencie.
UsuńDobrze, że jesteś. Że jesteście.
UsuńJa w tej samej paczce co Repo i Star
UsuńI ja tu dolacze. I powtorze to, co kiedys juz napisalam: potrafisz wzruszyc/poruszyc do głębi i piszesz, Aniu, o tym, co siedzi w nas gleboko. Czasami latwiej to wyrazić poezja, ale Ty i proza potrafisz tego dokonać:)
UsuńIzo - dziękuję!
UsuńEvo - cieszę się, że Cie u mnie widzę!
tak, zobaczyć drugiego człowieka
OdpowiedzUsuńdopóki się nie zobaczy, to nie można iść dalej, nie można stać się człowiekiem samemu
Chyba nie można.
UsuńPamiętam tę bajkę. Znowu mnie zachwyciła:)
OdpowiedzUsuńJest odrobinę zmieniona w paru miejscach. To drobiazgi, ale mam nadzieję, ze dobrze jej to zrobiło.
UsuńAniu! Bajka piękna! I prawdziwa...
OdpowiedzUsuńDziekuję!
UsuńPiękna bajka i świetnie napisana:)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie :)
UsuńNie czytałam pierwszej wersji. A ta tutaj jest doskonała. Równie dobrze mógł ją napisać Brat Grimm, Andersen, czy też Niezgłębiona Mądrość Ludowa. Dzięki!
OdpowiedzUsuńAgniecho, dziękuję, zarumieniłam się aż :)
Usuńach te bajki... piękne, mądre i mają uczynić z nas lepszych ludzi...a tymczasem ?? co się dzieje??
OdpowiedzUsuńNie uczyniały i uczyniać nie będą:)
UsuńRaczej mają symbolicznie tłumaczyć różne trudności i zaszłości.
A poza tym - nie wiadomo, co było dalej ;)))
Co było dalej, wie tylko Ania M. :-)
UsuńMialam nadzieję, że bajka skończy się inaczej. Ze wędrówka, to droga do siebie samej. Ze moral bedzie inny. Wychowano mnie i wpajano, ze każdy jest ważniejszy ode mnie, że żyje się dla kogoś, czyjes potrzeby ponad moje. Dlugo sie spod tego schematu wyczołgiwałam. Zapowiadało się zupełnie inne przesłanie. My kobiety wciąż myślimy o innych, nie trzeba nas tego uczyć.
OdpowiedzUsuńWidzisz, a mnie tak nie wychowywano, więc nie mam zupełnie takich skojarzeń...
UsuńRaczej chodzi mi o możliwość komunikacji, zobaczenie Kogoś Drugiego. I rozmowę dzięki temu, bo - zauważ - królewna i tak zobaczyła w końcu siebie. Że jesteśmy systemem luster. I wcale nie mówię, że to wszystko dobrze. Przecież nie wiadomo, co będzie dalej.
Przeczytałam jeszcze raz. Można interpretować na wiele sposobow, bo Twoja bajka tez jest lustrem, w ktorym każdy widzi to, co go uwiera:).
OdpowiedzUsuńI w ogóle ciesze się, że wpadłaś do mnie :)
UsuńJa też, dziękuję :)
UsuńPamiętałam bajkę i nadal podoba mi się zakończenie. Tylko dzisiaj zastanawiam się czy królewna nie zatęskni za pancerzem.
OdpowiedzUsuń