Małe zbiegowisko, gdy podchodzę do schodów na peron. Facet chwieje się, "co pan brał" - pyta jakaś starsza kobieta. Ktoś podrzuca mu walizkę i plecak zapomniane na górze.
Coś się stało - pytam? Coś próbuje powiedzieć, jest jednak mocno pijany, choć ubrany przyzwoicie. - Chce pan jechać do Warszawy? Właściwie to do Ełku, ale w sumie przez Warszawę. Będzie pan musiał wejść na peron. Kiwa głową, niezbyt przytomny.
Czekam już na pociąg, ale jednak schodzę na dół. Stoi i kiwa się, coś sobie gestykuluje. Nie poradzi pan sobie, mówię. Niech pan pokaże bilet. Pokazuje. Ale wie pani, wszystko pomieszałem. Miałem na wcześniejszy, ale źle wsiadłem i musiałem wrócić.
Tak.
Musi pan wejść na górę i kupić nowy w pociągu.
Musimy powiedzieć konduktorowi, ale mogą nie chcieć pana wpuścić. Wejdzie pan ze mną, ja im powiem.
Zawalił mi się świat - mówi. Płacze. Potem się śmieje.
W pociągu usiłuje usiąść w przedziale konduktorskim.
Ten pan się napił, ale musi pojechać, mówię.
Niech siądzie gdzieś na wolnym, odpowiadają.
Wprowadzam go do przedziału i mówię, że przyjdę sprawdzić, jak się ma.
Idę do swojego wagonu, bezprzedziałowego, tak jak lubię.
Opieram głowę o szybę. Myślę - nie lubię pijanych. Denerwuję się. Siedzę tu - bezpieczna od cudzych pijanych łez i rozpaczliwego chichotu, zapachu wódki. Cudzej historii. Wyłączyć się, nie wiedzieć nic.
Wstaję.
W połowie wagonu spotykam ich, konduktor, za nim facet, z bagażami. Wyciąga rękę, łapię go za nią. Chodź, mówię, prowadzę, sadzam koło mnie. Jak się nazywasz. A ty? Spieprzyłem sobie życie.
Dwie godziny.
Skąd się wzięłaś. Czemu mi pomagasz.
Nie wiem.
Płacze i śmieje się. Szczątki historii, zacięta płyta, zapach wódki.
Konduktorka wypisuje bilet, młoda przyjazna, rozbawiona. Pani płaci? Nie - zrywa się, wyciąga z kieszeni zwitek banknotów.
Skąd się wzięłaś.
Jak będę rozrabiał to... - tak, dam ci po łbie. Daj mi po łbie.
Teraz może pośpij - mówię. Muszę popracować.
Zasypia. Siedzę wygięta w bok, cierpnie mi kark, ramię. Nie ruszam się, izoluję się bezruchem, patrzę na mijające minuty. Nie znoszę pijanych, znam ten mechanizm, chcę zaczarować przestrzeń i czas, uciec.
Pierwszy raz wysiądę na Zachodnim, przystanek wcześniej niż zwykle.
Budzę go. - zaraz wysiądziesz, na następnym przystanku. Będziesz musiał poczekać i się przesiądziesz. Nie zapomnij walizki, nie zapomnisz?
Niczego nie zapomnę.
Jesteś niesamowita!!!
OdpowiedzUsuńNie Olgo. Zastanawiam się, co byłoby większym dyskomfortem, pomóc mu, czy zostawić i mieć wyrzuty sumienia.
UsuńJa do pijanych mam jakiś taki pobłażliwy stosunek.....nie wiem, czemu, bo przemoc i tak dalej.
OdpowiedzUsuńTo wszystko zależy od człowieka, każdy jest inny.
UsuńBardzo to sugestywnie opisałaś, jakbym Ciebie tam widziała.
OdpowiedzUsuńTo wyczerpując doświadczenie było. Ale może czegoś dowiedziałam się o sobie. Zdecydowałam, że nie ucieknę...
UsuńBardzo mnie ta historia wzruszyła... po prostu
OdpowiedzUsuńKim jesteś?
UsuńOj, to ja :) sąsiadka z dołu :)
UsuńO! :)))
UsuńDziękuję za piękny prezent... Jest mi strasznie miło, że o mnie pomyślałaś..
Usuń:)
UsuńKochana Ty moja. Taka właśnie jesteś. Chciałabyś pomóc całemu światowi. I pomogłaś. Ten człowiek dla siebie jest całym światem.
OdpowiedzUsuńI tu też chciałabym wiedzieć, kto pisze :)
UsuńNo!
UsuńTyle razy mówiłam, Tato, że masz się podpisywać :)