wtorek, 30 września 2014

Inna rzeczywistość

- Weź sobie wszystkie ziemniaki - mówię do Młodszej - .... i... dopisz...
- Co mam dopisać? - dziwi się moje dziecko.
- A nie... - odpowiadam. - "Dopisz" należy do innej rzeczywistości.

poniedziałek, 29 września 2014

Chciałabym

Siedzę i pracuję. Szybko, dokładnie. Z satysfakcją, że wiem, z frustracją, że to jakoś za mało.
Z tęsknotą znowu za-nie-wiadomo-czym w żołądku.
Czy one zawsze lęgną się koło żołądka?
Żeby można je było zajadać?

Na przykład klopsiki.
Z mięsa, z posiekanymi w środku pieczarkami i w sosie pieczarkowym. Z pęczakiem.

I śliwki węgierki.
Młodsza mówi, że gorzkawe, ale to właśnie ten smak.
Przełamany, dobrze znany.

Chciałabym kupić obraz.
Znowu.

niedziela, 28 września 2014

Wrrrrrr

Zasnęłam po południu, nad papierami, prawie tego nie zauważywszy, snem głębokim i pełnym snów.
Obudziłam się zła.
Prawie wszystko mnie dziś denerwuje.
A w dodatku przycięłam sobie włosy krzesłem, odepchnąwszy się od biurka tak, że oparcie podjechało do szafy. A włosy uwięzły między szafą a oparciem tak, że nie mogłam się ruszyć.
Czy  może być coś bardziej głupiego?
Wrrr.
Może się napiję.

piątek, 26 września 2014

My, Ania

Wieczorem i nocą mogłabym przenosić co mniejsze góry.
A rano, cóż, rano jestem upiorna, rzekłabym, trawestując słowa piosenki.
Rozwiązanie jest - zaakceptować ten rytm i spokojnie zabrać się za te góry.
Ale jednak trochę szkoda mi porannego światła.

Po południu zaś w górskich dolinach łożą się mgły:


czwartek, 25 września 2014

każdego dnia

Czas się wjesienić.
Nie będę płakać za latem, ani czekać na zimę.
Wyjmę kolorowe chusty i szale.
I spróbuję potańczyć.
Każdego dnia.
Znajomy klon w podwórka szykuje najpiękniejszy żółty kolor.
Kiedy przyjdzie czas, będę patrzeć.

środa, 24 września 2014

Trzy na tratwie

Przespałyśmy razem noc: ja, Dzikulka i Lu. Kotka najwyraźniej przeniosła się do mnie. Niedawno było niewielkie spięcie między zwierzakami. Choć czasem rywalizacja i agresja budzi się, teraz znowu śpią razem.
To niezwykłe jest i ciągle jeszcze się dziwię i przyglądam tej scenie.

A co na festiwalu?

Spektakl.
Młody choreograf i tancerz Karol Tymiński pokazał zapasy w wykonaniu czterech postaci. Od łagodnego siłowania się w kompletnym ubraniu, do brutalnych starć w pełnej nagości.
Opowiadał o agresji i przemocy w kulturowym konstruowaniu ról płciowych. O desperackich próbach dezintegracji ciała/umysłu, być może po to, by uwolnić się z opresji. Pozostawiał widzów z pytaniem - czy to w ogóle możliwe?

wtorek, 23 września 2014

Z powodu niewyjścia

Musiałam dziś zostać w domu, bo nie zdążyłabym z pracą na jutro.
Ale przecież nie odbyło się bez prowokacji, a nawet bez niespodzianki.
Nie wiem, jak się to ma do dzisiejszego spektaklu, ale miało swoją choreografię, punkty kulminacyjne, a nawet elementy katharsis. Taniec międzygatunkowy na dwoje aktorów. Gwałtowna na początku interakcja zamieniła się w końcu w balet spojrzeń. Ale co będzie dalej? Czy coś zmieni to w naszym życiu?

Czy jeśli Kotce udało się dziś po raz pierwszy pokonać opór Lu, ominąć jej czujność i zaskoczyć faktem dokonanym, to będzie mogła od tej pory częściej przychodzić do mnie na tratwę, rozkładać się na wydrukach, dokonywać tam pielęgnacji futerka, mruczeć przytulona do mnie i odwracać się do góry miękkim brzuszkiem?

poniedziałek, 22 września 2014

Dziś obraz

Chciałabym zapamiętać.
Widziałam już wiele spektakli i to uczucie, że teraz wypełniają mnie, a kiedyś będą tylko echem, sprawia, że szybko zaczyna się tęsknić.

Dzisiaj tancerze-perfromerzy prowadzili nas za sobą po teatrze: po foyer, schodach, korytarzach. Po drodze obdarzając emocjami - od wzruszenia, dojmującego smutku, bólu, po zdziwienie i rozbawienie.

To jedno z tych wydarzeń, których dotknięcie chciałabym zachować.

Dzisiaj obraz.
Zaczęło się tak:


A tak się zakończyło:


niedziela, 21 września 2014

Sens nierozumienia

Rozumiem.
Rozumiesz mnie.
Staramy się zrozumieć.

Nie musimy być na ty - głosi hasło przewodnie tegorocznej edycji festiwalu Ciało Umysł.

Dzisiejszy spektakl zaczął się od dziwnych mechanicznych dźwięków, szmerów, odgłosów spięcia we wzmacniaczach.
A potem rozpoczął się wiedeński walc tańczony przez... kurtyny. Cztery wysokie zasłony, utrzymywane w pionie przez sześć szarosrebrnych balonów każda, przesuwały się w rytm, kiwały, dygały, zwijały się i kłaniały. Było w nich coś niepokojąco ludzkiego i nieludzkiego zarazem. Po dłuższym czasie zaczęły się spoza nich wyłaniać ludzkie postacie, ale jakby niechcący, jakby zawiódł jakiś mechanizm. Kurtyny pochylały się nad nimi obejmowały je, owijały. W końcu zostały odprowadzone ku widowni i pozostawione na jej skraju.

Ludzie zaś wrócili na scenę.

Ale nie zaczęli tańczyć - poruszali się mechanicznie, sztywno, dziwnie. W końcu światło zgasło, a gdy zapaliło się znowu, unieruchomiło ich w pozach, w jakich ich zastało. I tak trwało to kilka minut, światło zapalało się i gasło, chwytając ludzi w coraz to innych miejscach. Światło. Rytm światła uruchamiał ich i zatrzymywał, aż w końcu ruszył się ostatni rząd kurtyn i chwycił, przykrył ich potężną falą. Potem w prawie całkowitej ciemności  zaczęła unosić się i falować podłoga, a tak naprawdę przykrywająca ją materia, jak wzburzone morze. Megakurtyna podeszła do brzegu sceny, a na niej wyświetliły się zarysy postaci, jak kontury gwiazdozbiorów z planetarium.

Kurtyna przepłynęła nad widzami.

Wydawało się, że to koniec, aż w ciemności pojawiła się kula światła. Po jakimś czasie dołączyła do niej druga i trzecia, potem napływały kolejne. Białe rozświetlone balony o metrowej średnicy poruszały się w powietrzu, krążąc nad widzami, szepcząc, wzdychając, oddychając. Taniec światła trwał jeszcze, gdy otwarto drzwi.

Potajemne nieludzkie nieżycie.

Nie zostałam na rozmowie z autorami spektaklu.
Nie chciałam, by jakiekolwiek słowa zakłóciły mi moje nierozumienie.
Nie chciałam zakłócać go żadnym sensem.
Niczym.

Nie musimy być na ty -
Pani Kurtyno,
Pani Podłogo,
Panie Dźwięku,
Panie Światło.

sobota, 20 września 2014

Niespodziewanie

Trzy lata temu powstał spektakl.
Choreografię stworzył Thierry Verger, z zespołem Caro Dance z Siedlec i gościnnym udziałem
kilkorga tancerzy z zewnątrz - między innymi mojej Starszej.
Pamiętam, jak jechaliśmy na premierę, i wiele, wiele wspaniałych emocji. I moją córkę na scenie, między innymi w przepięknym duecie.
Niestety - "okoliczności" sprawiły, że spektaklu więcej nie pokazano. A tak chciałam go zobaczyć po raz drugi.

Elementem przedstawienia było krótki film wideo wyświetlany na ścianie. Pomyślałam wtedy, że chciałabym go mieć.
Aż wczoraj ----
Thierry udostępnił filmik na facebooku.
Nie wiem, czy jest w całości, jak trzy lata temu, ale...

możecie w nim odnaleźć pewną ciemnowłosą dziewczynę.





piątek, 19 września 2014

Performans staje się

Na stronie festiwalu o dzisiejszym spektaklu napisano tak:

      "Spektakl jest choreograficzną medytacją nad upływem czasu oraz refleksją nad zręcznym manipulowaniem      przedmiotami: żonglerką. Wytrwała praktyka, reguły, dyscyplina, zaangażowanie i skupienie to podstawowe elementy tej sztuki. Zmuszają one jej wykonawców do zanurzenia się w chwili obecnej i bezustannego zaczynania od nowa. O kunszcie żonglera świadczy zdolność wykonania poszczególnych tricków. Jest ich nieskończenie wiele. Żonglować można solo i w grupie. Dwie, trzy, dziesięć a nawet dwadzieścia osób może żonglować między sobą różnymi przedmiotami, bawiąc się rytmem i tempem. Wszystko po to, aby stworzyć tymczasową choreograficzną wspólnotę, wyrażającą swoją jedność ruchem. Nie przyjmując żadnej konkretnej tożsamości, obrazowałaby ona złożoność relacji międzyludzkich".

To wszystko prawda.
Specjalnie jednak nie czytałam tego przed obejrzeniem przedstawienia, żeby jak najmniej było miedzy mną a nim.
I poczułam jeszcze coś, o czym nie napisano.

Kiedy patrzyłam na żonglerów, na ich wzrok skupiony na punkcie zawieszonym w powietrzu,
kiedy powtarzali dany ruch ciągle i ciągle,
kiedy maczugi wirowały wokół nich przypominając ręce wiatraka lub wskazówki zegara,
kiedy długo każdy z nich pozostawał samotny i dopiero pod koniec zaczęła się silniejsza interakcja
pomyślałam - gdzie kończy się władza nad przedmiotami, a zaczyna władza przedmiotów nad nami.

To oczywiście może dotyczyć wielu aktywności wymagających zaangażowania i treningu.
Oraz ambicji i dążenia do doskonałości.
Kiedy pojmuje nas ono w swoje ramiona, zaprzęga do kołowrotu, czyni narzędziem mechanizmu, a nie jego panem.

Dopytałam się o to na spotkaniu z artystami.
I nie, takie przesłanie nie było ich zamiarem.
Ale to nic.
Tak często bywa, że dzieło, jeśli jest dobre, pokazuje więcej. Ma potencjał do interpretacji, sięga bowiem do archetypów. Performans staje się - w kontakcie z publicznością.

I całe szczęście - że przedmiot czasem wypada żonglerowi z rąk.

czwartek, 18 września 2014

Dziś był pierwszy spektakl

W festiwalu Ciało Umysł lubię to, że nigdy do końca nie wiadomo, co się zobaczy.
Ciało Umysł - zamiast tego można powiedzieć: Człowiek. Życie. Świat.
Albo nawet nic nie trzeba mówić.

Zanim zacznę patrzeć i słuchać, otwieram siebie. Tak, żeby jak najmniej było pomiędzy mną a tym, co na scenie. Czekam, jestem ciekawa.
I potem odpadają kolejne sprawy, metodologie, teorie i kody. Nie od razu, ale prawie zawsze w pewnej chwili to się dzieje: słucham, patrzę - ciałem.

wtorek, 16 września 2014

Tresowanie personelu

- Maaaauuu, Maaauuuu - dobiega mnie regularnie, przerywane skrabaniem w drzwi.
Jest po piątej rano, półprzytomna wstaję, sięgam do lodówki po napoczętą saszetkę.
Siadam po turecku na zimnej podłodze, nakładam jedzenie do miseczki.
Nie je. Patrzy na mnie. Trąca mnie łepkiem.
Głaszczę więc. Drapię za uszkami, całuję w czółko.

- Miętol, ją miętol, ucz ją tego - słyszę zabarwiony przyganą głos męża, który wybiera się w podróż i dlatego wstał rano. - Przecież już ją nakarmiłem. Myślisz, że po co ona cię budzi? Żebyś ją miętoliła...

niedziela, 14 września 2014

Wielozmysłowo


Niedziela w papierze.
Ostatnie szlify i poprawki do dwóch dużych książek. Każda ponad pięćset stron, podstawa i nowy wydruk, a więc dwa tysiące. W tym połowa na A3.
Oczywiście, że nie mieści się to wszystko na biurku, uprawiam więc taniec z wymachami przez prawe biodro i lewy bark, rozmieszczając białe płachty. Jak wygląda pokój, łatwo zwizualizować :)

Obie książki ciekawe.

Z jedną wyjeżdżam daleko w przeszłość, między innymi do Puław i Świątyni Sybilli Izabeli Czartoryskiej. Autorka pisze tak, że zanurzam się w drobiazgach: obiadach, rozmowach, pokojach i sieniach; to niezwykłe w książkach naukowych, choć są takie i ja je bardzo lubię. Czytając, czujesz nawet zapach, a jednocześnie, w tle, wyłania się synteza, mechanizm, machina historii. Smaczne bardzo.

Druga pyszna także, ale wychylona niejako w przyszłość - to antologia polskiego rapu.
A ja mam zwyczaj, że jak o czymś czytam, to chcę w to zanurkować choć trochę. Tak więc słucham rapu.
Jako ilustracja - jakże by inaczej - teledysk. Ten Typ Mes - Detoks.

Wyostrzcie wzrok od 45 sekundy, może zobaczycie kogoś znajomego :)



Dziś jest dziś

Kto wymyślił, że festiwal tańca współczesnego Ciało Umysł, musi pokrywać się czasowo z Warszawską Jesienią? Taniec ma u mnie priorytet, ale posłuchać też bym chciała i muszę dokonać gimnastyki logistycznej.
Planowanie na ogół jest mi obce, więc tu dodatkowo ma posmak przygody. No, normalnie jak nie zgubię kartki, to będę miała tabelkę!
Cieszę się planowaniem, jak egzotycznym owocem. Soczystym.

I jeszcze wybieram się do rodziców na Mazury, na urodziny Taty.
I będę mogła zobaczyć kury na własne oczy, Pulę, Colę i osiem Brązowych - och!

I sprawa siłowni i basenu ma swoją wagę i smak.

Kota bez kroplówek - mamy za tydzień-dwa zbadać krew, by sprawdzić, jak daje sobie radę. Tu mam obawy - ale i nadzieję. Kota czuje się dobrze. Piesa ma stan zapalny w uchu, więc wdrożyłam procedury czyszcząco-lecznicze, w związku z czym patrzy się na mnie z wyrzutem i nie ufa się mi. Brat mojej piesy ma to samo, ale w obu uszach, chadzam więc do Mirki i zakraplam, bo do obsługi Czarlika trzeba co najmniej czterech rąk. Wracam zaś ze świeżym musem jabłkowym, a on ma swoją wagę i smak. Tym razem i dosłownie, i metaforycznie. Zjadłam dziś dwie miseczki.

Wcześniej usmażyłam omlet z cukinią i suszonymi pomidorami. Mała żółta cukinia z ogrodu rodziców.

I jeszcze pracy mam dużo dużo.
I kilka sympatycznych endorfin dla równowagi.

Dziś mówię wprost, odpychając stopą kręcące się pod biurkiem metafory i lekceważąc hiperbole pęczniejące w kubku po herbacie.
Dziś jest dziś.



sobota, 13 września 2014

Konsystencja

Rzeczy mają różną gęstość. Niektóre czuję mocniej, tłusto i zawiesiście. Inne rozpierają się pod skórą, że zaledwie zostaje miejsce na słowa.
Takie wyspy.
A pomiędzy nimi niesie mnie wiatr.


piątek, 12 września 2014

Wieści

Młodsza zdała dziś egzamin licencjacki.
Pierwszy etap studiów za nią, teraz dwa lata magisterskich.
Jestem dumna!

Starsza na planie w "Klanie" :)
Gra dziewczynę o imieniu Ramona, jakby ktoś chciał zajrzeć.

A mamuśka uprawia ruch.
Ćwiczę i pływam.

Co to się porobiło!

wtorek, 9 września 2014

Na przykład ciało

Starsza dała mi w prezencie zaproszenie do klubu fitness. Na trzy miesiące - w pakiecie siłownia, basen, zajęcia grupowe typu aerobik, aquaaerobik i wiele innych. Bez ograniczeń.
Między innymi uwagi Córki, że zaproszenie za chwilę się zmarnuje, skłoniły mnie, by wybrać się tam. Karnet na szczęście jest ważny od momentu rejestracji.
Mam za sobą drugi już trening personalny.
Wiem, że chcę.
Nie zastygnąć
w pozycji siedzącej.

poniedziałek, 8 września 2014

Są rzeczy...

Starsza mówi, że moja tratwa ma specjalne niewidzialne przyssawki - jak się człowiek położy, to mógłby spać i spać.
A może to po prostu u nas rodzinne, że w zasadzie nie ma takiej pory dnia, o której nie mogłybyśmy zasnąć.
Ale przecież wstaję.
I z tratwy
i od biurka.
Są rzeczy, które zależą ode mnie.

niedziela, 7 września 2014

Trzy wersy o dialektyce centrum i peryferii

Moja tratwa jest centrum.
Tratwa umacnia mnie w ciele, w strukturze kości, między protonami w komórkach i na orbitach elektronów.
Tratwa jest opowieścią, która się budzi.