sobota, 31 października 2015

Mrówka

Mrówka zamieszkała pod moją skórą. W górnej części łopatki, prawie na ramieniu, wyczułam nieduże zgrubienie. Jak odwróciłam głowę, mogłam je nawet zobaczyć.
Pewnego dnia wysunęła przez dziurkę w skórze małą czarną nogę. Wtedy byłam już pewna.
Lekarz w przychodni powiedział mi, że zmyślam. Kolejny patrzył na mnie z niepokojem. Poprosiłam jednak, żeby poczekał, i wtedy mrówka pokazała nóżkę i poruszyła nią.
- O! rzeczywiście! - powiedział.
- Stop! - powstrzymałam jego rękę. - Delikatnie. Proszę nie ciągnąć, urwie pan ją.
- Fakt - stropił się. - Ale chyba trzeba ją wyjąć.
- Trzeba - potwierdziłam. - Weźmie pan skalpel i przetnie skórę. Tylko ostrożnie.
Lekarz sięgnął po strzykawkę z lidokainą.
- Nie, nie - zaprotestowałam. - To ją przecież sparaliżuje i nie będzie mogła oddychać. Bez znieczulenia poproszę.
Malutki skalpel zbliżył się do mojej skóry.

I wtedy chyba się obudziłam.
Tak sądzę.

piątek, 30 października 2015

Piszę z telefonu....

... bo zepsulam monitor. Przycisk  do wlaczania migal, a jak naacisnelam mocniej, cos w nim w srodku chyba peklo, bo monitor go zjadl. Manipulacje ostrym narzedziem nic nie daly, chyba nawet wrecz naprzeciwko. I teraz zieje w monitorze czarna dziura. W sam raz na haloween. W dodatku opcje polskich czcinek stosuja sie w okiAlenku tytulu, dalej juz nie. Niezle nabazgralam, ale za to ide na spektakl :)

czwartek, 29 października 2015

Zwiedzam wszechświat

Być może przebłysk rozumienia,
że do innych światów można się zbliżyć, ale nie da się w nich zamieszkać.
Może to, czego nie sięgam,
nie sięgam,
nie dosięgam,
to negatyw mojego piekła.








proszę się częstować

A jak by ktoś na przykład chciał przeczytać, jakiś wierszyk czy coś, to całkiem nowe, napisane w pendolino relacji Katowice - Warszawa Wschodnia. Proszę: kawałeczki Ani M., luźno rozrzucone, niedbale wyzbierane.
Bo

Nie wiem, czy w ogóle
jest ktoś inny,
może to tylko własną skórę
rozpoznaję,
na własny krzyk odpowiadam
zduszonym słowem.

I jeszcze jeden, co się będziemy ograniczać, Ania M. i tak rozsypana po polach i lasach, wzdłuż podkładów kolejowych, porozsnuwana na elektrycznych trakcjach.

Klatka
Pozwalam sobie być
badam od środka
mam blisko
kiedy nabieram powietrza
wypełniam

kiedyś może
uważnie
obejrzę od zewnątrz
wstrzymując oddech
wstrzymany oddech
zbadam

środa, 28 października 2015

Swan lake

Jak by ktoś chciał obejrzeć Jezioro łabędzie w choreografii Matthew Bourne'a - zapraszam. Pewnie mało kto ma czas, bo to długie jest. Tu dałam pierwszą część, powinna się po niej sama włączyć druga, razem jakieś dwie godziny.
Ale warto. Bourne wybija na pierwszy plan treści uniwersalne. O potrzebie i poszukiwaniu ciepła, akceptacji, miłości.
Studenci oglądali pierwszy raz, ja - chyba po raz piąty. Chyba nigdy mi się nie znudzi.

wtorek, 27 października 2015

Płaszcz

W miejsce czapki niewidki mam płaszcz samotnik. To może być moja wina. Nie w tym sensie, że coś robię źle, ale że nie umiem go zdjąć. Wokół cisza, słyszę ją, odzywa się w muzyce zza ściany, w milczącym telefonie, w echu od pustych ścian. Nie boję się już bólu, wysiłku, nawet samego strachu. Boję się, że kiedyś ktoś znajdzie pusty płaszcz, z ciszą od środka.

poniedziałek, 26 października 2015

Far

Flesh in the Age of Reason. Nie zgadłabym, że od tytułu tej książki pochodzi tytuł przedstawienia.
Raczej pomyślałabym, że chodzi o DALEKO.
Ale przecież nie omyliłabym się aż tak bardzo..



Oświeceniowe poszukiwania istoty jaźni w ciele...
McGregor pokazuje zaś, jak mocno nasza wiedza jest ciałem.
Tancerze ruszają się tak, jakby każde przemieszczenie, każde wychylenie, odgięcie i uniesienie było naładowane pytaniem, zdziwieniem, odkryciem. Jakby widzieli siebie w ruchu po raz pierwszy i próbowali odkryć w tym esencję siebie samych. I w kontakcie z innym.
Niesamowite, niepokojące wrażenie połączenia lekkości i mocy. Jakby każdym ruchu, w każdej sekundzie zawierał się cały ładunek bycia.
A dla mnie...
nieodparte poczucie, że to odbywa się pod moją skórą, w całym ciele.
Coś tak blisko.
Coś tak daleko.

Po spektaklu

W kawałku kamienia rzeźba już jest,
wystarczy zdjąć z niego to, co ją przykrywa,
a jeśli szukasz tańca,
wystarczy zdjąć z ciała pozór bezruchu.
I nie chodzi tylko o mitochondria,
włoski, co się jeżą na samą myśl, i skurcz głębokich mięśni.
Tylko zapomnij o czasie,
zobaczysz wtedy, jak piersi nabierają mleka, a potem opadają,
jak na brzuchu robi się fałdka luźnej skóry,
i tylko zapomnij o miejscu,
zobaczysz wtedy wyraźną mapę pod oczami.
Jeśli weźmiesz mnie za rękę, zobaczysz, jak tańczę.

niedziela, 25 października 2015

Co tam piszę

Łosoś pieczony z koperkiem, zamarynowany uprzednio. Podany z ziemniakami i brokułem. To będzie dziś. Ania M. doznaje bowiem zmasowanych napadów kulinarno-pralniczo-sprzątaczych.
- Chodź, coś zobaczysz - powiedział mimo to mąż, prezentując sześć skarpetek pozbawionych swej pary.
- Jesteś małostkowy - odparłam. - Te dwie spokojnie możesz zakładać razem, są bardzo podobne.

Opracowuję też bardzo szczegółowo zajęcia z wiedzy o performansie, z licznymi filmami, bo w środę czeka mnie w sumie od sześciu do ośmiu godzin lekcyjnych tego przedmiotu, zależnie od wytrzymałości mojej i studentów. Czwarty rok przygotowuje dyplom, będzie miał mało czasu później, więc pracujemy na zapas. Poza tym tego dnia rano jeszcze formy dramatyczne z rokiem trzecim. A we wtorek antropologia tańca z drugim, a potem też rok czwarty: cztery godziny form dramatycznych, bo za mało zrobili w zeszłym roku, oraz teoria widowiska teatralnego. Czyli maraton. Dlatego wrócę w czwartek rano dopiero.

- Co ty tam piszesz - zajrzał do pokoju mąż.
- Teraz właśnie o twoich skarpetkach - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Ale tak w ogóle to zapraszam do lektury, ponad tysiąc czterysta notek, można czytać na wyrywki, chronologicznie albo wstecz. To w razie nagłego głodu słowa pisanego...
Złośliwa Ania M.

A poza tym tak mi jakoś lekko. Idę dziś bowiem do teatru. Wielkiego. Na Far Company Wayne McGregor. Dlatego mój portfel prezentuje teraz minimal art albo raczej szlachetną Sztukę Czystej Formy, z naciskiem na Czystej.

Na obiad właśnie zapowiedziała się starsza córka. Wraca ze zdjęć do pewnego charytatywnego kalendarza, gdzie wystąpiła w roli Królewny Śnieżki.
Życie to bajka? Czasami.














zdjęcie Ani z fb

sobota, 24 października 2015

Z bytomskich zajęć

Formy dramatyczne - tak nazywa się przedmiot na trzecim roku.
Klasyczny spektakl teatralny, opera, balet, różne rodzaje performansu...

Oglądamy fragmenty różnych adaptacji Święta wiosny Niżyńskiego. Urywki i zdjęcia premiery z 1913 roku, która została przerwana przez publiczność Paryża, tak była dla niej skandaliczna i nowa. A jednak okazała się punktem zwrotnym, a nawet kontrapunktem, wobec którego musiał opowiedzieć się niemal każdy późniejszy choreograf.
Choćby Maurice Béjart, Pina Bausch... Całe zastępy badaczy próbowały zrekonstruować myśl choreograficzną Niżyńskiego, która była tak nowa. Mogła zrewolucjonizować taniec sceniczny i częściowo to zrobiła, ale jednak nie ma całościowych zapisów, regularnej wykładni. W dziennikach artysty myśl o tańcu miesza się coraz bardziej z słowami narastającego szaleństwa.
Oglądamy fragment rekonstrukcji z końca lat osiemdziesiątych. Kostiumy, ruch. Może to tak było, ale przecież do końca nie wiadomo.
Kolejne adaptacje to coraz częściej przetworzenia - interpretacje, reinterpretacje, kontrinterpretacje, a pewnie nawet metainterpretacje. Z mocnymi performansami Xaviera Le Roy i Katarzyny Kozyry.

Najnowszy spektakl z tych, które obejrzeliśmy w mniejszych czy większych fragmentach, to solo Tomasza Wygody. Tu tylko mały kawałek:



Byłam na tym najpierw dwa lata temu, a po roku poszłam jeszcze raz. I chętnie obejrzałabym po raz trzeci.
Przedstawienie oparte jest na Święcie wiosny, Popołudniu fauna i na dziennikach Niżyńskiego. Tu tego nie widać, ale w pewnej chwili tancerz zaczyna mówić do publiczności: "Kocham cię, kocham cię, i ciebie też..., i ciebie..." Mówi: "Jestem bogiem, jesteś bogiem...". I opowiada o teatrze swoich marzeń. Można powiedzieć, że słychać w tym szaleństwo, coraz silniejsze, ogarniające, w końcu śmiertelne.

Można by zapytać, jak i dlaczego mówi do nas przedstawienie, które w oryginale przeznaczone było dla zespołu tancerzy, tutaj - wykonywane solo.
Wiejska społeczność wybiera najpiękniejszą dziewczynę na ofiarę, by ta tańczyła aż do śmierci, aby potem mogła zacząć się wiosna.
Bardzo mocny, ważny archetyp. Rytuał ofiarowania jest po to, by świat mógł dalej istnieć. By społeczność mogła przetrwać - dalej i dalej, po tym jednym, dorocznym gwałtownym akcie wrócić na dawne tory normalnego, spójnego życia. Zostaje przywrócona normalność, świat wraca na stare tory...

Ale tutaj?
Czy można to przesunąć na poziom jednostki?
Wydaje mi się, że tak.
Człowiek, złożona, skomplikowana całość. Być może, aby przetrwać, musi oddalić od siebie to, co najbardziej ekstremalne, szalone. Może to, co najpiękniejsze, co najbardziej czyni go twórczym. Musi tę cząstkę siebie złożyć w ofierze, by zachować spójność, "normalność".

Tomasz Wygoda, wcielając się niejako w Niżyńskiego, bada tę cząstkę. W słowach, ruchem, mimiką. Próbuje siebie, tak jak próbujemy może siebie przed lustrem, w snach, w najbardziej intymnych marzeniach. Wychodzi z nią, podaje na dłoni, "wystawia się", z rodzajem drżącego bezwstydu i nadziei. I opowiada się za nią, do końca.

Pozostawia nas z pytaniem: co złożyć w ofierze? Jaką część siebie porzucić?

czwartek, 22 października 2015

Ślad

Sen z najgłębszej głębi. Sen ratujący mnie. Kiedy się już prawie nie da...
Mam w sobie takie miejsce. Najgłębszego śnienia. Gdzie nic już się nie musi liczyć, cała zewnętrzna zewnętrzność i cała wewnętrzna zewnętrzność. To miejsce rzadko się odzywa.
Sen przychodzi stamtąd.
Nie chcę o nim pisać, ale nie chcę go zapomnieć.
Dlatego zostawiam ślad.

środa, 21 października 2015

Czuję

Dużo dobrych zdarzeń i dobrych emocji zawierał ostatni tydzień.
I mimo zmęczenia dobrze prowadziło mi się zajęcia ze studentami. Wczoraj sześć godzin zegarowych, dzisiaj cztery. Stres rozrzedza się i czuję, jak zaczyna mi to sprawiać przyjemność. Przyjemność, którą przeczuwałam i na którą czekałam.

Na moim sercu siedzą jednak różne ciężkości.
Staram się oddychać głęboko mimo to.

poniedziałek, 19 października 2015

Dziś dyniowa

Miałam ochotę.
I mnóstwo spraw do załatwienia.
Oraz dynię.
Z ogrodu rodziców.


Następnego dnia

Następnego dnia pojechaliśmy z tatą do domu rodziców.
A po południu poszliśmy do lasu.
Przez kilkanaście lat wiele ścieżek całkiem zarosło. Kiedyś były to szerokie, wygodne trakty, często wykorzystywane do spacerów. Urządzano tam nawet biegi przełajowe. Czy teraz nikt nie chodzi do lasu?
Robiłam dużo zdjęć. Przedstawiam niektóre z nich, po kolei, jak były robione. Przy wiatrowisku, na bobrowych żeremiach, przy bukach, nad leśnym jeziorkiem, które stało się moim azymutem, bo prawie zabłądziliśmy. Na szczęście czułam tę wodę, podświadomie wiedziałam, gdzie iść. Zresztą, gdybym nie wiedziała - wystarczyło iść jakieś pół godziny w jednym kierunku i gdzieś by się wyszło. To nie jest bardzo duży las.
Potem stare magazyny i jeszcze staw.
I pomosty wędkarskie, kruche, rozpadające się, ale w sam raz do tych miejsc.
I już zaczął się wieczór.






























niedziela, 18 października 2015

Czule

Było po prostu cudownie. I czule.
Byłam otoczona czułością.
Zjawili się przyjaciele, również dawno niewidziani, oraz znajomi. A także nieznajomi, którzy stali się znajomymi.
Zdjęcia się podobały, wiersze też.
Joasia, która opowiedziała zebranym o mnie, zrobiła to tak, że bardzo się wzruszyłam. Zdołałam potem nawet sama coś powiedzieć. Długo trwały rozmowy, w większych i mniejszych grupach, przy stolikach i przy zdjęciach - chyba prawie do północy. To również zasługa miejsca, które żyje, ma klimat i jest kreatywne. A jedzenie - och! Mój tata był zachwycony sumem podanym na plinzach (takie placki ziemniaczane). Zresztą wszystkie potrawy są ekologiczne, od lokalnych producentów. Bardzo polecam Spiżarnię Warmińską w Olsztynie i nie dlatego, że wiszą tam moje zdjęcia, ale tak po prostu - bo lubię!

Tyle wzruszeń na jedną Anię M.
Czy to zmieszczę?

Czy dam sobie radę?
Czy uwierzę, że mam siłę? A może muszę nieść ze sobą tę słabość?
Wierząc, że to tylko mała cząstka mnie.

sobota, 17 października 2015

czwartek, 15 października 2015

Przed wyjazdem

Pakuję się. Zabieram książki i zdjęcia, składam ciuchy i buty. Niektóre są nawet uprasowane.
W sumie będę miała cztery sztuki bagażu - dobrze, że najcięższa może toczyć się na kółkach :)
I jeszcze trochę książek, żeby w pociągu czytać, przygotowując się do zajęć w Bytomiu. I jeszcze praca dla CSW, też trzeba będzie znaleźć trochę czasu.
Na wernisaż przyjedzie tata, nocujemy w hotelu, a rano razem jedziemy do domu rodziców. Wracać planuję w niedzielę. A we wtorek - wiadomo.
Taki gęsty czas.

A dziś jeszcze u fryzjera byłam.
Zażyczyłam sobie krócej niż zwykle.
Sama jeszcze nie wiem, czy mi się podoba.


Kuchenność magiczna krakowska

Zatrzymałam się w Krakowie, wczoraj, na parę godzin.
W wydawnictwie zakupiłam kolejne trzydzieści egzemplarzy Czułości liter.
A u przyjaciółki odpoczęłam;
zostało nakarmione
moje ciało
i moje oczy.
Robiąc zdjęcia, zawieszam się w czasie, łączę z czymś pierwotnym w sobie, regeneruję.















wtorek, 13 października 2015

Jadę

Wczoraj dzień mocno intensywny. Wydawnictwo, spotkania, zakupy do domu.
I zdjęcia już wywołane na wystawę, sztuk 22.
Późnym wieczorem zrobiłam jeszcze obiad dla rodziny na dwa dni. Może foch będzie mniejszy ;)
Dziś stres już nie tak duży jak tydzień temu.
Oswajam. Się. Świat.

niedziela, 11 października 2015

Ocieplacze

Upał zelżał - powiedziała mi wczoraj znajoma z osiedla.
Dłonie muszą się przyzwyczaić, palce trzymające aparat. Potem już się wdrożą - w zeszłą zimę ani razu nie założyłam rękawic, najwyżej chroniłam się w rozciągniętych rękawach swetra, jak trzeba było.
Przypomniało mi się, jak Ania była w szkole baletowej; trzeba było dbać, żeby rozgrzane po ćwiczeniach ciało nie wychłodziło się w czasie przerwy. Kupowało się ocieplacze - jeden zamówiłyśmy nawet ze Szwajcarii, z różowej włóczki, sięgał od stóp do ramion. I koniecznie na stopy, niektórzy mieli nawet puchowe, nadziewane gęsim pierzem. Ten cały mikroświat ocieplania przypomniał mi się w Bytomiu, gdy zobaczyłam dziewczyny w ciepłych paputkach na stopach...

Rzadko jest mi zimno, ale się zdarza.
W środku, nie na skórze.
Dziś niech będzie słonecznie: