środa, 31 października 2012

Bajka o pewnym razie


Pewnego razu był sobie Świat.
Świat zamieszkany przez Istoty.
Istoty było bardzo, bardzo duże. Tak bardzo, że same nie miały o tym pojęcia.
Miały za to, oczywiście, różne inne pojęcia – jak to Istoty.

Istotom żyło się czasem dobrze, czasem gorzej, a czasem w ogóle im się nie żyło.
Dlaczego?
To właśnie w wielu przypadkach pozostawało Tajemnicą, albowiem przyczyny takiego stanu rzeczy w ogóle nie było widać.

Aż pewnego dnia jedna z Istot wynalazła coś, co nazwała Maszyną Do Oglądania Małych Rzeczy. Maszyna, nazwana niebawem MDOMR-em, okazała się bardzo przydatna, bo można było z jej pomocą zobaczyć rzeczy, których wcześniej nie dało się dojrzeć. Prace nad MDOMR-ami trwały w najlepsze, udoskonalano je z każdym pulsem grawitacji.

Wtedy w końcu ktoś wpadł na pomysł, aby sprawdzić, co takiego szkodzi Istotom, sprawiając, że te żyją gorzej, albo wcale.
Prześledzono z bliska wszystkie wklęśnięcia, szczeliny, system sterujący wraz z odwłokiem logicznym i wypustką teologiczną.
I już niebawem można było ogłosić odkrycie:
To Multigromady Megagalaktyk – krążą, wypełniając sobą każdą wolną przestrzeń, a niektóre z nich są jadowite.
Rychło opracowano całą ich systematykę, zestawy przeglądowe i, co najważniejsze, środki zaradcze. Czasem wystarczyło przetarcie środkiem galaktykobójczym, czasem trzeba było aplikować go wielokrotnie do wklęśnięć i szczelin, ale na ogół w końcu Multigromady Megagalaktyk zapadały się w sobie, kurczyły, szarzały, a potem znikały bez śladu.

Czegóż chcieć więcej?

A jednak byli tacy, którzy z czystej żądzy wiedzy chcieli dowiadywać się ciągle czegoś nowego. Nowe modele MDOMR-ów były coraz doskonalsze i już niebawem można było zajrzeć głębiej. Okazało się, że Multigromady Megagalaktyk składają się z jeszcze mniejszych cząstek, które nazwano Gromadami Megagalaktyk. 
Prawdziwa sensacja obiegła jednak wszystkie kanały informacyjne, gdy odkryto kolejne, niesłychanie wprost małe elementy tworzące Gromady – czyli Megagalaktyki, niektóre zresztą szczególnie jadowite. W najbardziej strzeżonych laboratoriach dokonywano na nich eksperymentów i manipulacji i wiele sobie po tym obiecywano!

Znaleźli się jednak tacy śmiałkowie, tacy niedowiarkowie, którzy nie wierzyli, że to już koniec podróży ku najmniejszej cząstce.
Po latach badań jedna z Istot wzniosła w końcu odwłok logiczny w geście triumfu.
Tak, mamy ją!
Cząstkę absolutnie podstawową, nierozkładalną, jednolitą i zupełnie najmniejszą. Ziarno wszechświata, pragrudkę materii, coś co z niczego się już nie składa, a z której składa się wszystko.

To Galaktyka.

wtorek, 30 października 2012

Proch i pył

Kiedyś, kilkanaście miesięcy temu, zajrzałam do internetowego sklepiku.
Nazywał się "Kanciapa" i został założony przez Joannę znaną powszechnie jako Chustka.
O razu wpadły mi oko dwie szamotowe gąski - wiedziałam, że nie należy ich rozdzielać, i dlatego zamówiłam obie.
Figurki w rzeczywistości okazały się jeszcze ładniejsze niż na zdjęciu.
Oto one.




A pustka - myślę - jest jak kamyk. Jak grudka gliny, którą obracamy w dłoniach, coś najbardziej obcego z obcych, jak proch i pył.

Warto może nosić ją przy sobie, by pamiętać, że ogromnej większości świata nigdy nie poznamy, że nie znajdziemy słów, by go opisać, i myśli, by pomyśleć.

I jeszcze warto pamiętać, że najdalszy obcy mieszka
w nas samych.

poniedziałek, 29 października 2012

...a co zrobić z pustką?



There was nothing to fear and nothing to doubt 
There was nothing to fear and nothing to doubt

Zamiast

Tak szybko robi się ciemno.
Nie lubię ciemności.
Nie lubię przytłumionych świateł, kolorowych abażurów, nastrojowych lampek i świec.

- Dlaczego nie gasisz za sobą światła?
- Czy ktoś jest w łazience, że ciągle się świeci?
- Czy musisz włączać wszystkie żarówki?

Muszę. Najchętniej wszystkie światła w całym domu. Zimą lubię nawet galerie handlowe ze względu na dzienne światło. Więcej światła!


Jutro idę sprawdzić, co takiego płynie w moich żyłach. Mam nadzieję, że mniej więcej to samo co zwykle.
Dowiem się też może, czy coś skolonizowało moje uszy.
Jakaś cywilizacja?
Dziś za to pan laryngolog stwierdził, że nic tam nie widzi.
No, ba - takie cywilizacje są zwykle niewielkie.

Nie żebym afirmowała podmiotowość pojedynczego drobnoustroju. I to nie przez rozmiar, tempo życia czy ekosystem. Czas i przestrzeń, rzecz tak względna.
Myślę jednak czasem, co mają zamiast. Zamiast czasoprzestrzeni.
Coś, czego nie umiemy nazwać.
Ani pomyśleć.

niedziela, 28 października 2012

sobota, 27 października 2012

Jasno

Przypomniała mi się noc sprzed paru lat, gdy pies oznajmił, że jeszcze chciałby wyjść na dwór.
Było przed pierwszą.
Wyszłyśmy i...
 czekała nas niespodzianka, albowiem właśnie spadł śnieg.
Na placyku przed szkołą otworzyła się przed nami białą, nieskalana niczyją nogą przestrzeń.

Oczy psa zrobiły się ogromne, a po chwili ruszył w zwariowany taniec, biegając, tarzając się, podskakując, ryjąc nosem i piszcząc przy tym z radością. Trwało to chyba z pół godziny.
Taka organiczna, niezakłócona, cudowna radość.
To był chyba pierwszy śnieg, jaki mój pies zobaczył w swoim życiu.

Dziś już rano nieco się zdziwiła, jak zawsze, gdy pierwszy raz w roku ma się wysikać na biały puch.

A po południu, przed samymi drzwiami, czekało nas to:




A potem moja na ogół zdystansowana psina jak zwykle radośnie powitała to fajne białe, co niespodziewanie spadło.



Jej radość zdecydowanie poprawiła mi humor.
A poza tym, gdy jest śnieg, robi się jaśniej,
Światło odbija się w kryształkach i wypełnia powietrze.




Dobrze że jest światło,
słońce,
gdzieś,
zawsze.

piątek, 26 października 2012

Słabe to

Słaby ten dzień.
Trochę pracuję, trochę przysypiam i marudzę o moim stawie żuchwowo-skroniowym.
Jęczę, drepcę i się boję.

Słabe to. Słabe.

czwartek, 25 października 2012

Ciepły las

Lubię mieć dużo pracy.

Książki w różnych fazach przygotowania do druku.
Część na etapie pliku, do którego wchodzę, jak do ciepłego lasu. Kolejne przygotowują się do transformacji, by przyjąć kształt kodeksu*, choć na razie wirtualnie, na ekranie. Wracają potem do mnie na wydrukach, na setkach kartek, bym mogła je wygłaskać, dopieścić.

Niektóre w ogóle przychodzą tylko na chwilę, by poddać się zindeksowaniu, wpadają z lekkim "hallo", cmoknięciem w policzek, by potem, po paru czasem miesiącach, już gotowe, zawołać: "Poznajesz mnie?"

Te co były i te co będą.

Przyjazne tłumy, dobre duchy.


*czyli po prostu książki, w odróżnieniu od zwoju...

środa, 24 października 2012

Trąbka?

- Naprawdę jest pan laryngologiem? - zapytałam nieufnie.
- Tak - odrzekł młodzieniec, na oko student lat początkowych. - Ja tylko tak wyglądam - poczuł się w obowiązku wytłumaczyć.

Cóż, opowiedziałam mu o moich bolączkach. Usznych i okołousznych. Zwiedziwszy moje przewody słuchowe, stwierdził, że nie widzi w nich nic specjalnego.
Ale podobno mogę mieć zapalenie trąbki.
No, proszę.

Na razie jednak sprawdzamy, co się wyhoduje z wymazu.
To coś jest chyba do mnie dosyć przywiązane, bo nie wystraszyło się dwóch antybiotyków.

Zastanawiam się nad użyciem brzydkich słów.

wtorek, 23 października 2012

O

O -
caleję
czasem bardziej cała czasem mniej
oprócz snów o lataniu
czuć pod stopami ziemię
twardą sprężystą

poniedziałek, 22 października 2012

W wodzie




Tak, tak

Tak, tak.
Załatwiam sprawy. Karmię. Obliczam. Wyprowadzam. Wycieram. Zestawiam. Uzupełniam. Piorę. Dopisuję. Głaszczę. Zobowiązuję się. Przekształcam. Zbieram. Dowiaduję się. Uspokajam. Kupuję. Porównuję. Sprawdzam. Czekam.
Staram się.

Uciekam.
Boję się.
Potrzebuję.

Udaję.
Jestem tylko głową i ręką. Wystarczy.
Czasem wystarczy.

niedziela, 21 października 2012

Piętrowa odpowiedzialność

Młodsza i mąż wyjechali.
Kot i pies są mało wymagający.
Pracuję spokojnie i z przyjemnością
i w dodatku ciągle jeszcze mam posprzątane.

I kładę się spać, a wtedy...

śni mi się, że opuściłam tyle zajęć z matematyki, że już na pewno tego nie nadrobię i nie zdam egzaminu i już w ogóle nie wiem, co mam z tym zrobić i zawalę rok na studiach.

A przecież na żadnych studiach nie miałam matematyki ani czegokolwiek, co by ją choć trochę przypominało.

A potem śni mi się, że mam sen, który już miałam. Sen, w którym kosmita odgryzie mi palec.
Dośnić go czy uciec w rzeczywistość?
By tym razem zachować wszystkie palce?

sobota, 20 października 2012

Książki, książki

Za szklanymi drzwiami biblioteki
rosną oswojone drzewa...

Tak zaczynał się wiersz, który napisałam kilkanaście lat temu.

Teraz jest inaczej.
Teraz jestem przy narodzinach.

Spotkanie

Czy muszę Wam mówić, że mieliście rację?
Wiem, muszę.
Więc mieliście rację. Z tym sprzątaniem.
I spotkaniem.

Było dobre.
Bardzo.

piątek, 19 października 2012

Kontakty

Litera K jest niebieska.
Zawsze była.
I utrzymuje tajne kontakty z liczbą cztery.

Nie wiem, dlaczego.
Nie wiem,
co mają sobie do powiedzenia.

środa, 17 października 2012

Nic się odzywa

Sprzątam.
Albowiem zaprosiłam gości.
Jedno z cyklicznych przemiłych spotkań, z kochanymi ludźmi ma się odbyć u mnie. Cieszę się na to już od paru tygodni.
I teraz sprzątam.
Chcąc osiągnąć taki efekt, że jak ludzie przyjdą do mnie, będę mogła im powiedzieć "słuchajcie mam bałagan i taki w ogóle stan przedremontowy, więc sami rozumiecie...", a oni sobie pomyślą, "no rzeczywiście, nie jest Ania zbyt dobrą gospodynią", i będzie mi głupio tylko troszeczkę.
Jestem bowiem przekonana, że gdyby ktoś przyszedł do mnie niespodziewanie i zastał stan taki, jaki mam na ogół, doznałby szoku i uznałby, że nie warto się ze mną przyjaźnić, ani mnie lubić, ani nic.
Nic we mnie.
Nic się odzywa.

Selene Ursinoviensis











wtorek, 16 października 2012

A co do komplementów...

Niedawno Viki pisała o komplementach. O ich rozdawaniu i przyjmowaniu.
Przypomniało mi się w związku z tym wydarzenie sprzed dwóch lat.

Któregoś dnia, przy pogodzie słonecznej, a jednak nieco chłodnawej, wybrałam się do wydawnictwa w białej kurteczce i takiegoż koloru kaszkieciku. Co poza tym miałam na sobie, nie pamiętam, pewność mam  wszakże, iż uczyniłam sobie staranny makijaż, a twarz moją zdobił uśmiech. I tak szłam sobie ku przystankowi autobusowemu cała jasna i promienna, gdy zauważyłam naprzeciwko mnie jakieś poruszenie.

Gdy skupiłam wzrok, ujrzałam menela, bardzo brudnego, w kilku warstwach ubrań o twarzy zarośniętej a plugawej. Ten to osobnik szedł w moją stronę, zataczając się od jednego brzegu chodnika do drugiego, z rękami rozłożonymi szeroko jak do lotu. Usiłowałam obrać trasę niezbieżną, co okazało się niespodziewanie trudne, menel bowiem najwyraźniej obrał sobie cel i skutecznie ku niemu manewrował.

Aż wreszcie stanął metr przede mną, z tymi rozpostartymi rękami, jakby chciał w zachwycie objąć nimi cały świat, i rzekł z wielkim przekonaniem:
ALE PANI PIĘKNA!

Na grzybach, pod grzybem...











poniedziałek, 15 października 2012

Taka jedna

Zawiozłam uszy do laryngologa.
W nagrodę dostałam nowy antybiotyk.

Wcześniej i później zajmowałam się działalnością śledczą.
Usiłując wykryć niedobitki literówek czy innych błędów, którym udało się zmylić moją czujność przy poprzednim czytaniu.
Ten moment pracy nad książką lubię chyba najmniej.
Boję się, że którejś literówce jednak się uda.
Zwłaszcza przy mojej życzliwości dla bytów ulotnych a niechcianych,
bytów pokątnych z malutką,
nielegalną duszą


A po drodze oko moje przyciągnęła taka jedna
mała alpinistka






niedziela, 14 października 2012

Ona też łapała słońce






Granica


W głębokiej niecce zarośniętej drzewami i gęstym buszem mieszkało plemię Indian. My, dzieci, wiedziałyśmy o tym i lęk mieszał się w naszych sercach z ekscytacją. Na brzegu doliny urządzaliśmy narady, a potem wybieraliśmy się na rekonesans, ale nigdy za daleko, nigdy za głęboko w gęstwinę. Zawsze można było coś usłyszeć: szelest gałęzi trącanych ramieniem zwiadowcy, szept kobiet zbierających zioła. To trwało całymi tygodniami.

Tam nikogo nie ma – powiedziałam kiedyś.
Nooo... – usłyszałam w odpowiedzi.

Choć ze mną – powiedziałam do kolegi mocnym głosem. Tę ostatnią drobną nutkę niepewności, która w nim drgała, można było zrzucić na wiatr. Tak, wiatr.

Szłam odważnie, rozgarniając grubym kijem gałęzie, coraz bardziej gęste, kępy pokrzyw i pajęczyny. To wszystko. W centrum trochę stojącej wody, płytka kałuża – już wcześniej słychać było, jak podeszwy tenisówek odrywają się od nasączonej ziemi, z mlaśnięciem przypominającym skargę.

Wracaliśmy wszyscy w zupełnej ciszy.
Dorośli.
Smutni.

sobota, 13 października 2012

Uszy

Najpierw myślałam, że po prostu przejdzie. Ale nie chciało.
Zapalenie przewodów słuchowych - tak mi niedawno zdiagnozował pan doktor i zapisał antybiotyk ze sterydem w kropelkach.
Wpuszczam.
Dyskomfort obustronny trwa.
Słuch wyostrzony - jak zawsze.

A Ona...